wtorek, 11 sierpnia 2015

Rozdział 2

-Rozchmurz się Smoku-rzekł uśmiechnięty od ucha do ucha Zabini.
Draco spojrzał na niego pełnym irytacji wzrokiem. Z czego miał się niby cieszyć? To wszystko było...kiczowate. Dosłownie.
Obciął ostrym wzrokiem zawieszone u jego boku dziewczyny. Pansy i Astoria zawzięcie konkurowały o jego uwagę, docinały sobie co i rusz niewyszukanymi epitetami, a częstotliwość ich przesłodzonych i piskliwych głosów drażniła jego napięte nerwy.
-Staram się-burknął do przyjaciela.
Czarnoskóry olbrzym wykrzywił usta w podłym uśmieszku. Przyciągnął do swego boku umizgująca się do niego siostrę Astorii, Daphne i złożył na jej zbyt dużych ustach zachłanny pocałunek. Dziewczyna zdawała się być wniebowzięta dopóki Diabeł nie odepchnął jej i nie wyciągnął siłą Drcaona z oblężenia dłoni pary ślizgonek.
-Panie wybaczą-fuknął i pociągnął blondyna w kierunku zacienionego kąta nie zważając na pełne oburzenia spojrzenia dziewczyn.
Draco posłusznie dał się wyciągnąć w zaułek. Dziękował w duchu Merlinowi za pomoc przyjaciela. Jeszcze chwila z tymi pustakami, brzęczącymi naokoło o jego wspanialej posturze i niesamowicie miękkich włosach a przysięgał, że dopuściłby się rękoczynów.
-Dzięki- szepnął kiedy wraz z Blaisem stanęli pod kolumną podtrzymującą zadaszenie peronu 9 i 3/4.
-Nie ma sprawy-odparł ślizgon przeskakując wzrokiem po tłumie uczniów i ich rodziców.
Draco również obserwował otoczenie z nabytą przez lata obcowania wśród Śmierciożerców uwagą, ukrytą pod maska niewzruszoności i obojętności. Tak, nieufność będzie mu towarzyszyć do końca życia. Wątpił by udało mu się pozbyć wielu z baaardzo niedobrych nawyków.
Wodził wzrokiem za dziewczynami, tymi znanymi mu z poprzednich lat i pierwszorocznymi (choć te obserwował jedynie z ciekawości). Choć był pierwszy września pogoda dopisywała jakby lato nie miało zamiaru się z nimi pożegnać. Było ciepło, wręcz upalnie. Żar lał się z nieba sprawiając, że zamiast lekkich kurtek i ciepłych swetrów na peronie roiło się od krótkich spódniczek i wydekoltowanych bluzek.
-Niezły pierwszy dzień, co?-zapytał z uśmieszkiem Diabeł.
-Taaa...-mruknął Draco.
Nie mógł zaprzeczyć by niemiło czy niechętnie mu się patrzyło na długie nogi i niejednokrotnie spore biusty szkolnych koleżanek ale nie poświęcał temu zbytniej uwagi. Po co zachwycać się czymś co w każdej chwili mógł mieć?
Bezsens.
-Nie mogę uwierzyć, że ten koszmar w końcu się skończył a my wracamy do szkoły.
-Ja osobiście nie mogę uwierzyć, że w ogóle nam na to pozwolono- Draco uśmiechnął się kącikiem ust.
-Dlaczego nie?-zdziwił się Diabeł-Przeszliśmy na jasną stronę wystarczająco wcześnie by sobie na to zasłużyć.
Ślizgon miał już mu zamiar odpowiedzieć jakąś ciętą ripostą a pro po ich zasług, nie koniecznie przeznaczonych dla przeciwników Voldemorta kiedy do jego uszu doszedł głośny dźwięk nawoływania.
Z miejsca rozpoznał ten głos. Nienawidził jego właściciela z całego, czarnego serca, którego obawiał się, ze nie miał. Powoli odwrócił głowę w stronę biegnącego chłopaka o czarnych, nastroszonych włosach i okrągłych brylach na oczach.
Potter....
Bycie sprzymierzeńcem Dumbledore'a miało jedną, uciążliwą wadę, która była zadrą pod czystymi paznokciami ślizgona, a zadrą to był właśnie ten osobnik. Wybraniec, super dziecko, wielki mag...Draco prychnął pod nosem. Gdyby nie całe rzesze przyjaciół i zapatrzonych w niego czarodziei i czarownic, nigdy nie byłby zwycięzcą.
Pełen nienawiści patrzył jak ten bliznowaty pajac biegnie przez peron by w końcu złapać na ręce szczupłą dziewczynę o brązowych włosach. Chwile zajęło ślizgonowi dopatrzenie się kim była, gdyż Potter wirował z nią wokoło własnej osi jak wariat.
Jakże wielkie było jego zdziwienie gdy dziewczyną o niezłym ciele okazała się ta szlama Granger. Nie poznał jej od razu. Zmieniła się.
Po burzy rozczochranych, puszących się kłaków nie został ani ślad, były teraz gładkie i lekko podkręcone na końcach i sięgały do pośladków. Pośladków oblepionych w ciasny materiał jeansowych szortów. Przyległy do ciała podkoszulek o wyrazistej barwie ładnie kontrastował z jej opaloną skórą a białe zęby świeciły oślepiając patrzących na nią ludzi swą doskonałością.
Musiał zamrugać parokrotnie oczami, by upewnić si, że to na pewno była ona.
Nie mógł w to uwierzyć. Po tym niezgrabnym, zastraszonym, kujonowatym dziewczęciu, nad którym znęcał się przez sześc długich lat nie zostało nawet wspomnienie. Ciało Granger stało się szczuplejsze, zaokrąglone tam gdzie powinno a jej twarz nabrała ostrych, lecz nie odpychających rysów dorosłej kobiety.
Cholera, pomyślał. Szlama stała się stuprocentową kobietą. Kąskiem, na który zapewne większość facetów będzie polować.
Gdy w końcu Potter odstawił ją na ziemię, Malfoy mógł przyjrzeć się dokładniej jej twarzy. Ciepłe, wielkie oczy barwy czekolady śmiały się do wybrańca, smukłe palce dłoni poprawiły okulary czarnowłosego ze siostrzana czułością a usta wykrzywiły się w idealnym uśmiechu jakiego mogły pozazdrościć jej modelki z pierwszych stron gazet z modą dla czarownic.
-Czy to...
-Granger-dokończył za Zabiniego szeptem nie starając się nawet ukryć swego zdziwienia.
Rzucił ukradkowe spojrzenie towarzyszowi, którego szczęka niemal dotykała brukowanej ziemi peronu. Ciemne oczy Diabla wychodziły na wierzch, coraz bardziej im dłużej przyglądał się kujonicy.
-Nasza mała kujonka wyrobiła się w ciągu tych paru miesięcy-zauważył przyjaciel.
-Szlama wygląda dość...-blondyn potrząsnął głową w niedowierzaniu na własne słowa jakie miały zaraz wypłynąć z jego ust-Dobrze.
-Szlama? Serio?-burknął Diabeł odwracając się do niego z karcącą miną.
-No co?
-Dobrze wiesz co. Jest już po wojnie, nie musisz pluć jadem na wszystkich mugolaków.
Blondyn wzruszył niecierpliwie ramionami chowając dłonie ozdobione zegarkiem z białego złota i pierścieniem rodu Malfoy'ów do kieszeni spodni.
-Wiem, że nie muszę ale to nie znaczy, że nie będę.-rzekł spokojnie z wystudiowaną obojętnością- Każdego innego mogę zostawić w spokoju ale nie ją. Zawsze będzie szlamą.
Blaise wyrzucił ręce do góry, modląc się pod nosem o cierpliwość. Draco przyglądał się z niesmakiem swemu odwiecznemu towarzyszowi czekając aż ten uprzejmie powróci do żywych.
W końcu Diabeł opuścił dłonie,ówcześnie zmawiając cała litanię i spojrzał z wyrzutem na Draco.
-Nie wierzę. Zresztą...-machnął jakby odpędzał się od natrętnej muchy-Nawet gdyby dla ciebie nią nie była i tak nie miałbyś u niej szans.
Jak rażony prądem, blondyn odwrócił się do ślizgona. Chociaż Zabini mierzył niemal dwa metry,a swoją wielką posturą spokojnie mógł zasłonić przejście do Wielkiej Sali,skurczył się w sobie odrobinę kiedy Draco potraktował go swym mrożącym,śmierciożernym wzrokiem.
-A to niby czemu?-zapytał z wyrzutem
Olbrzym położył uspokajająco dłonie na barkach przyjaciela. Poklepał go po nich dwukrotnie, o mało ich mu nie wybijając ze stawów i powoli zaczął wyliczać na palcach.
-Pomyślmy Smoku.-powiedział patrząc wymownie w niebo- Sześć lat kpin, prześladowań, wyzwisk, nienawiści, niechęci...
Malfoy westchnął głośno i posłał Diabłowi upominające klepnięcie w tył głowy. Nie był skory do wygłupów, zwłaszcza teraz kiedy czekać go będzie najdłuższa podroż życia do Hogwartu w towarzystwie Astrorii i Pensy gryzących się po przysłowiowych kostkach. Humoru nie poprawiał mu również fakt, że jego znienawidzony wróg wyglądał jak ziszczenie marzeń. Męskich marzeń.
-Ok.-warknął poirytowany- Zrozumiałem. Jednak nie zgadzam się z twoją opinią.
Zabini otworzył buzie w zdziwieniu ale zaraz zamknął ją i zmarszczył podejrzliwie brwi.
-Nie?-spytał ostrożnie.
-Nie.-odpowiedział z przekonaniem.
Nagle odwrócił się od Diabła, spoglądającego na niego z dozą niezrozumienia powracając do wpatrywania się w Granger. Słuchała z uśmiechem tego czym raczył ją cholerny wybraniec, i choć mogło zdawać się to dziwne, wydawała się być szczerze zainteresowana. Podziwiał właśnie jej nie długie, za to ładne łydki kiedy pojawił się przy niej Rudy.
Niespodziewana, bezsensowna i niezrozumiała złość zalała Draco na widok Rona. Wiedział, że ona i ten wsiok są parą, szlama i zdrajca krwi...Są siebie warci ale zastanawiał się jak to jest możliwe, że taka dziewczyna, szlama czy nie,jest w stanie związać się z takim imbecylem. Po uprzejmym powitaniu,całkowicie niepasującym do dwójki związanych ze sobą ludzi, ryży dureń pochylił się nad Granger i przytulił ją.
To było dziwne przytulenie. Pełne niezręczności oraz tęsknoty ze strony chłoptasia. Właśnie Weasley poprawiał kosmyk włosów gryfonki, która cofnęła się na krok od jego dłoni, kiedy Draco zrozumiał, że zachowują się nie jak para ale ludzie którzy ze sobą zerwali.
Wybornie, pomyślał mimo woli. Poczuł jak jego satysfakcja rośnie w nim a chora radość na widok smutnej mini ryżego sprawiła, że się uśmiechnął.
-Przyjacielu-zaczął cicho- Jestem Malfoy, a my zawsze dostajemy to czego chcemy.
Dudniący śmiech Zabiniego zmusił go by się odwrócił od obrazka brązowowłosej ze zmieszaniem kręcącej młynka kciukami.
-O proszę, czyli zakład?-Zabini szepnął mu do ucha.
Zakład? Musiał przyznać, że Diabeł podsycił jego ciekawość. Jak każdy smok uwielbiał zagadki i zakłady, a jako Malfoy zawsze chętnie brał udział w zakładach w jakich mógł bez problemu przygarnąć sporą sumkę galeonów.
-O co?-dopytywał.
-O to, że nie uda ci się jej poderwać.
O nie! Nie da się! Co to, to nie.
Może i mógł zgrywać twardziela przed przyjacielem, może i mógł puszyć się niczym paw, ale Zabini miał rację. Granger nigdy by mu nie wybaczyła tych lat cierpień, a on...Szczerze mówiąc nie chciał by mu wybaczała. Sprawiało mu wielką radochę doprowadzanie jej do łez. I nie chodziło o jej krew, to najmniejszy problem, nienawidził jej bo zawsze była lepsza, zawsze przed nim i zawsze ponad zainteresowanie jakie wzbudzał wśród dziewczyn.
Kiedy inne płakały u jego stóp ze szczęścia gdy tylko powiedział im ,,cześć'', tak ona patrzyła na niego jak na dno. To go bolało, przez to jej nienawidził. Uraziła jego dumę, a duma ślizgona i duma Malfoy'a to święty gral, nie do ruszenia.
-Pff.-prychnął- Zakład równie głupi jak stary, Diable. Nie mam zamiaru się o to zakładać.
-Pękasz?-zapytał zaczepnie.
Czy pękał? Nie,wiedział, że przegra. Nie mógłby się zmusić do poderwania jej choć była piękna aż do bólu, czego nigdy nie przyzna nawet podczas tortur. Nienawidził jej! Nienawidził, że depcze jego ego, nienawidził sposobu w jaki go traktuje, a przede wszystkim i ponad wszystko nienawidził tego jakie uczucia w nim wzbudza od pierwszego spotkania. I nie były to bynajmniej negatywne emocje.
O nie. Były złe,były nieodpowiednie, były skażone bo były ciepłe.
-Kto jak kto,ale ty powinieneś wiedzieć, że ja nigdy nie pękam.-warknął poirytowany.
Nikt mu nie będzie zarzucać tchórzostwa. Nikt.
-Nie mam zamiaru zakładać się o takie coś, jak jakiś pierwszoroczniak.
-Kiedyś nie widziałeś w tym problemu.-Zabini z wielkim zainteresowaniem przyglądał się swoim wypielęgnowanym dłoniom.
Coś w jego minie i sposobie w jaki unikał spojrzenia na Draco, mocno zaniepokoiło blondyna. Nie miał jednak zamiaru pozwolić wciągnąć się w tę chorą gierkę.
-Trafna uwaga Diable, kiedyś. Najwyraźniej dorosłem. Najważniejszym jednak powodem, dla którego mowie pas jest to, ze Granger to szlama. Koniec-uciął kiedy przyjaciel otwierał usta by coś powiedzieć.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz