-Rozchmurz się Smoku-rzekł
uśmiechnięty od ucha do ucha Zabini.
Draco spojrzał na niego
pełnym irytacji wzrokiem. Z czego miał się niby cieszyć? To
wszystko było...kiczowate. Dosłownie.
Obciął ostrym wzrokiem
zawieszone u jego boku dziewczyny. Pansy i Astoria zawzięcie
konkurowały o jego uwagę, docinały sobie co i rusz niewyszukanymi
epitetami, a częstotliwość ich przesłodzonych i piskliwych głosów
drażniła jego napięte nerwy.
-Staram się-burknął do
przyjaciela.
Czarnoskóry olbrzym wykrzywił
usta w podłym uśmieszku. Przyciągnął do swego boku umizgująca
się do niego siostrę Astorii, Daphne i złożył na jej zbyt dużych
ustach zachłanny pocałunek. Dziewczyna zdawała się być
wniebowzięta dopóki Diabeł nie odepchnął jej i nie wyciągnął
siłą Drcaona z oblężenia dłoni pary ślizgonek.
-Panie wybaczą-fuknął i
pociągnął blondyna w kierunku zacienionego kąta nie zważając na
pełne oburzenia spojrzenia dziewczyn.
Draco posłusznie dał się
wyciągnąć w zaułek. Dziękował w duchu Merlinowi za pomoc
przyjaciela. Jeszcze chwila z tymi pustakami, brzęczącymi naokoło
o jego wspanialej posturze i niesamowicie miękkich włosach a
przysięgał, że dopuściłby się rękoczynów.
-Dzięki- szepnął kiedy wraz
z Blaisem stanęli pod kolumną podtrzymującą zadaszenie peronu 9 i
3/4.
-Nie ma sprawy-odparł ślizgon
przeskakując wzrokiem po tłumie uczniów i ich rodziców.
Draco również obserwował
otoczenie z nabytą przez lata obcowania wśród Śmierciożerców
uwagą, ukrytą pod maska niewzruszoności i obojętności. Tak,
nieufność będzie mu towarzyszyć do końca życia. Wątpił by
udało mu się pozbyć wielu z baaardzo niedobrych nawyków.
Wodził wzrokiem za
dziewczynami, tymi znanymi mu z poprzednich lat i pierwszorocznymi
(choć te obserwował jedynie z ciekawości). Choć był pierwszy
września pogoda dopisywała jakby lato nie miało zamiaru się z
nimi pożegnać. Było ciepło, wręcz upalnie. Żar lał się z
nieba sprawiając, że zamiast lekkich kurtek i ciepłych swetrów na
peronie roiło się od krótkich spódniczek i wydekoltowanych
bluzek.
-Niezły pierwszy dzień,
co?-zapytał z uśmieszkiem Diabeł.
-Taaa...-mruknął Draco.
Nie mógł zaprzeczyć by
niemiło czy niechętnie mu się patrzyło na długie nogi i
niejednokrotnie spore biusty szkolnych koleżanek ale nie poświęcał
temu zbytniej uwagi. Po co zachwycać się czymś co w każdej chwili
mógł mieć?
Bezsens.
-Nie mogę uwierzyć, że ten
koszmar w końcu się skończył a my wracamy do szkoły.
-Ja osobiście nie mogę
uwierzyć, że w ogóle nam na to pozwolono- Draco uśmiechnął się
kącikiem ust.
-Dlaczego nie?-zdziwił się
Diabeł-Przeszliśmy na jasną stronę wystarczająco wcześnie by
sobie na to zasłużyć.
Ślizgon miał już mu zamiar
odpowiedzieć jakąś ciętą ripostą a pro po ich zasług, nie
koniecznie przeznaczonych dla przeciwników Voldemorta kiedy do jego
uszu doszedł głośny dźwięk nawoływania.
Z miejsca rozpoznał ten głos.
Nienawidził jego właściciela z całego, czarnego serca, którego
obawiał się, ze nie miał. Powoli odwrócił głowę w stronę
biegnącego chłopaka o czarnych, nastroszonych włosach i okrągłych
brylach na oczach.
Potter....
Bycie sprzymierzeńcem
Dumbledore'a miało jedną, uciążliwą wadę, która była zadrą
pod czystymi paznokciami ślizgona, a zadrą to był właśnie ten
osobnik. Wybraniec, super dziecko, wielki mag...Draco prychnął pod
nosem. Gdyby nie całe rzesze przyjaciół i zapatrzonych w niego
czarodziei i czarownic, nigdy nie byłby zwycięzcą.
Pełen nienawiści patrzył
jak ten bliznowaty pajac biegnie przez peron by w końcu złapać na
ręce szczupłą dziewczynę o brązowych włosach. Chwile zajęło
ślizgonowi dopatrzenie się kim była, gdyż Potter wirował z nią
wokoło własnej osi jak wariat.
Jakże wielkie było jego
zdziwienie gdy dziewczyną o niezłym ciele okazała się ta szlama
Granger. Nie poznał jej od razu. Zmieniła się.
Po burzy rozczochranych,
puszących się kłaków nie został ani ślad, były teraz gładkie
i lekko podkręcone na końcach i sięgały do pośladków. Pośladków
oblepionych w ciasny materiał jeansowych szortów. Przyległy do
ciała podkoszulek o wyrazistej barwie ładnie kontrastował z jej
opaloną skórą a białe zęby świeciły oślepiając patrzących
na nią ludzi swą doskonałością.
Musiał zamrugać parokrotnie
oczami, by upewnić si, że to na pewno była ona.
Nie mógł w to uwierzyć. Po
tym niezgrabnym, zastraszonym, kujonowatym dziewczęciu, nad którym
znęcał się przez sześc długich lat nie zostało nawet
wspomnienie. Ciało Granger stało się szczuplejsze, zaokrąglone
tam gdzie powinno a jej twarz nabrała ostrych, lecz nie
odpychających rysów dorosłej kobiety.
Cholera, pomyślał. Szlama
stała się stuprocentową kobietą. Kąskiem, na który zapewne
większość facetów będzie polować.
Gdy w końcu Potter odstawił
ją na ziemię, Malfoy mógł przyjrzeć się dokładniej jej twarzy.
Ciepłe, wielkie oczy barwy czekolady śmiały się do wybrańca,
smukłe palce dłoni poprawiły okulary czarnowłosego ze siostrzana
czułością a usta wykrzywiły się w idealnym uśmiechu jakiego
mogły pozazdrościć jej modelki z pierwszych stron gazet z modą
dla czarownic.
-Czy to...
-Granger-dokończył za
Zabiniego szeptem nie starając się nawet ukryć swego zdziwienia.
Rzucił ukradkowe spojrzenie
towarzyszowi, którego szczęka niemal dotykała brukowanej ziemi
peronu. Ciemne oczy Diabla wychodziły na wierzch, coraz bardziej im
dłużej przyglądał się kujonicy.
-Nasza mała kujonka wyrobiła
się w ciągu tych paru miesięcy-zauważył przyjaciel.
-Szlama wygląda
dość...-blondyn potrząsnął głową w niedowierzaniu na własne
słowa jakie miały zaraz wypłynąć z jego ust-Dobrze.
-Szlama? Serio?-burknął
Diabeł odwracając się do niego z karcącą miną.
-No co?
-Dobrze wiesz co. Jest już po
wojnie, nie musisz pluć jadem na wszystkich mugolaków.
Blondyn wzruszył
niecierpliwie ramionami chowając dłonie ozdobione zegarkiem z
białego złota i pierścieniem rodu Malfoy'ów do kieszeni spodni.
-Wiem, że nie muszę ale to
nie znaczy, że nie będę.-rzekł spokojnie z wystudiowaną
obojętnością- Każdego innego mogę zostawić w spokoju ale nie
ją. Zawsze będzie szlamą.
Blaise wyrzucił ręce do
góry, modląc się pod nosem o cierpliwość. Draco przyglądał się
z niesmakiem swemu odwiecznemu towarzyszowi czekając aż ten
uprzejmie powróci do żywych.
W końcu Diabeł opuścił
dłonie,ówcześnie zmawiając cała litanię i spojrzał z wyrzutem
na Draco.
-Nie wierzę.
Zresztą...-machnął jakby odpędzał się od natrętnej muchy-Nawet
gdyby dla ciebie nią nie była i tak nie miałbyś u niej szans.
Jak rażony prądem, blondyn
odwrócił się do ślizgona. Chociaż Zabini mierzył niemal dwa
metry,a swoją wielką posturą spokojnie mógł zasłonić przejście
do Wielkiej Sali,skurczył się w sobie odrobinę kiedy Draco
potraktował go swym mrożącym,śmierciożernym wzrokiem.
-A to niby czemu?-zapytał z
wyrzutem
Olbrzym położył
uspokajająco dłonie na barkach przyjaciela. Poklepał go po nich
dwukrotnie, o mało ich mu nie wybijając ze stawów i powoli zaczął
wyliczać na palcach.
-Pomyślmy Smoku.-powiedział
patrząc wymownie w niebo- Sześć lat kpin, prześladowań, wyzwisk,
nienawiści, niechęci...
Malfoy westchnął głośno i
posłał Diabłowi upominające klepnięcie w tył głowy. Nie był
skory do wygłupów, zwłaszcza teraz kiedy czekać go będzie
najdłuższa podroż życia do Hogwartu w towarzystwie Astrorii i
Pensy gryzących się po przysłowiowych kostkach. Humoru nie
poprawiał mu również fakt, że jego znienawidzony wróg wyglądał
jak ziszczenie marzeń. Męskich marzeń.
-Ok.-warknął poirytowany-
Zrozumiałem. Jednak nie zgadzam się z twoją opinią.
Zabini otworzył buzie w
zdziwieniu ale zaraz zamknął ją i zmarszczył podejrzliwie brwi.
-Nie?-spytał ostrożnie.
-Nie.-odpowiedział z
przekonaniem.
Nagle odwrócił się od
Diabła, spoglądającego na niego z dozą niezrozumienia powracając
do wpatrywania się w Granger. Słuchała z uśmiechem tego czym
raczył ją cholerny wybraniec, i choć mogło zdawać się to
dziwne, wydawała się być szczerze zainteresowana. Podziwiał
właśnie jej nie długie, za to ładne łydki kiedy pojawił się
przy niej Rudy.
Niespodziewana, bezsensowna i
niezrozumiała złość zalała Draco na widok Rona. Wiedział, że
ona i ten wsiok są parą, szlama i zdrajca krwi...Są siebie warci
ale zastanawiał się jak to jest możliwe, że taka dziewczyna,
szlama czy nie,jest w stanie związać się z takim imbecylem. Po
uprzejmym powitaniu,całkowicie niepasującym do dwójki związanych
ze sobą ludzi, ryży dureń pochylił się nad Granger i przytulił
ją.
To było dziwne przytulenie.
Pełne niezręczności oraz tęsknoty ze strony chłoptasia. Właśnie
Weasley poprawiał kosmyk włosów gryfonki, która cofnęła się na
krok od jego dłoni, kiedy Draco zrozumiał, że zachowują się nie
jak para ale ludzie którzy ze sobą zerwali.
Wybornie, pomyślał mimo
woli. Poczuł jak jego satysfakcja rośnie w nim a chora radość na
widok smutnej mini ryżego sprawiła, że się uśmiechnął.
-Przyjacielu-zaczął cicho-
Jestem Malfoy, a my zawsze dostajemy to czego chcemy.
Dudniący śmiech Zabiniego
zmusił go by się odwrócił od obrazka brązowowłosej ze
zmieszaniem kręcącej młynka kciukami.
-O proszę, czyli
zakład?-Zabini szepnął mu do ucha.
Zakład? Musiał przyznać, że
Diabeł podsycił jego ciekawość. Jak każdy smok uwielbiał
zagadki i zakłady, a jako Malfoy zawsze chętnie brał udział w
zakładach w jakich mógł bez problemu przygarnąć sporą sumkę
galeonów.
-O co?-dopytywał.
-O to, że nie uda ci się jej
poderwać.
O nie! Nie da się! Co to, to
nie.
Może i mógł zgrywać
twardziela przed przyjacielem, może i mógł puszyć się niczym
paw, ale Zabini miał rację. Granger nigdy by mu nie wybaczyła tych
lat cierpień, a on...Szczerze mówiąc nie chciał by mu wybaczała.
Sprawiało mu wielką radochę doprowadzanie jej do łez. I nie
chodziło o jej krew, to najmniejszy problem, nienawidził jej bo
zawsze była lepsza, zawsze przed nim i zawsze ponad zainteresowanie
jakie wzbudzał wśród dziewczyn.
Kiedy inne płakały u jego
stóp ze szczęścia gdy tylko powiedział im ,,cześć'', tak ona
patrzyła na niego jak na dno. To go bolało, przez to jej
nienawidził. Uraziła jego dumę, a duma ślizgona i duma Malfoy'a
to święty gral, nie do ruszenia.
-Pff.-prychnął- Zakład
równie głupi jak stary, Diable. Nie mam zamiaru się o to zakładać.
-Pękasz?-zapytał zaczepnie.
Czy pękał? Nie,wiedział, że
przegra. Nie mógłby się zmusić do poderwania jej choć była
piękna aż do bólu, czego nigdy nie przyzna nawet podczas tortur.
Nienawidził jej! Nienawidził, że depcze jego ego, nienawidził
sposobu w jaki go traktuje, a przede wszystkim i ponad wszystko
nienawidził tego jakie uczucia w nim wzbudza od pierwszego
spotkania. I nie były to bynajmniej negatywne emocje.
O nie. Były złe,były
nieodpowiednie, były skażone bo były ciepłe.
-Kto jak kto,ale ty powinieneś
wiedzieć, że ja nigdy nie pękam.-warknął poirytowany.
Nikt mu nie będzie zarzucać
tchórzostwa. Nikt.
-Nie mam zamiaru zakładać
się o takie coś, jak jakiś pierwszoroczniak.
-Kiedyś nie widziałeś w tym
problemu.-Zabini z wielkim zainteresowaniem przyglądał się swoim
wypielęgnowanym dłoniom.
Coś w jego minie i sposobie w
jaki unikał spojrzenia na Draco, mocno zaniepokoiło blondyna. Nie
miał jednak zamiaru pozwolić wciągnąć się w tę chorą gierkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz