Hermiona wpadła jak przeciąg
do Wielkiej Sali. Przy długich stołach kłębili się uczniowie,
głośny gwar rozmów i śmiechów roznosił się po ogromnej
komnacie, niczym swego rodzaju pieśń i nawet nauczyciele,
pominąwszy wiecznie naburmuszonego Snape'a, uśmiechali się do
siebie podczas dyskusji przy śniadaniu.
Dla niej to również miał
być najszczęśliwszy od dawna dzień. Tak, miał być. Gdyby nie
jej wspaniały współlokator, z którym od samego rana musiała
walczyć o łazienkę, Och ale ona go nienawidzi!, skakałaby z
radości.
Malfoy przez godzinę zażywał
kąpieli, kolejne pół godziny spędził nad układaniem włosów a
piętnaście minut czyścił zęby. I gdyby nie to, że wstała
wcześniej i nigdy nie musiała poświęcać porannej toalecie więcej
niż kilka minut na prysznic i umycie twarzy, byłaby spóźniona już
pierwszego dnia.
Podła fretka!
-Cześć wam!-zawołała do
ogółu gryfonów przeglądających się swoim planom zajęć.
-Cześć Hermiona!-zawołał
Harry przesuwając się by zrobić dla niej miejsce obok siebie.
Niechętnie usiadła miedzy
nim a Ronem, który minę miał jakby walnęła go tłuczkiem.
-Widziałaś już plany
zajęć?-zagadnął Harry podając jej półmisek jajecznicy.
Uśmiechnęła się do niego w
podzięce, nakładając sporą porcję na złoty talerz. Nigdy nie
była fanką śniadań, pierwszy posiłek spożywała w niewielkiej
ilości, ale stres sprawiał, że zagłuszała go jedzeniem. A stresu
z tym wrednym ślizgonem będzie miała pod dostatkiem, tak czuła.
Dzięki ci Godryku za szybką
przemianę materii, pomyślała chwytając za wciąż ciepłą
maślaną bułeczkę.
-Nie jeszcze.-odpowiedziała
przełykając - Muszę zgłosić się do McGonagall.
-Nie ma potrzeby.-uśmiechnął
się przebiegle wręczając jej plik dokumentów- Wziąłem też
twój, kiedy je rozdawała.
-Harry, jesteś
boski!-zawołała cmokając przyjaciela w polik.
Wybraniec zaczerwienił się
ale widać po nim było, że jest zadowolony ze sprawienia jej
przyjemności. Wciąż uśmiechnięty, przyjął od niej połowę
maślanej bułeczki, którą wrzucił sobie do ust.
-Bez przesady.-machnął
dłonią-Tylko się nie załam...
Zdziwiona jego słowami
rozwiązała czerwono złotą wstążkę spinającą zrulowane
pergaminy i przeglądała, szybko sunąc oczami po linijkach i
słupkach.
-Czemu miałabym...-nie
dokończyła wytrzeszczając oczy na plan zajęć-To chyba jakaś
kpina!
PLAN ZAJĘĆ HERMIONA
GRANGER ROK 7
Godzina
|
Poniedziałek
|
Wtorek
|
Środa
|
Czwartek
|
Piątek
|
8:15-9:15
|
OPCM (S +H)
|
Zaklęcia (R)
|
OPCM (S+H)
|
Zielarstwo (H+R)
|
Zaklęcia (R)
|
9:30-10:30
|
Eliksiry (S)
|
Zielarstwo (H+R)
|
Eliksiry (S)
|
Zaklęcia (R)
|
OPCM (S +H)
|
10:45-11:45
|
Eliksiry (S)
|
Astronomia (Ch)
|
Historia Magii (R)
|
Historia Magii (R)
|
Transmutacja (S)
|
12:00-13:30
|
PRZERWA
|
PRZERWA
|
PRZERWA
|
PRZERWA
|
PRZERWA
|
13:30-14:30
|
Transmutacja (S)
|
Historia Magii (R)
|
Historia Magii (R)
|
Eliksiry (S)
|
Transmutacja (S)
|
14:45-15:45
|
Runy (R)
|
Transmutacja (S)
|
Runy (R)
|
Eliksiry (S)
|
Zielarstwo (H+R)
|
16:00-17:00
|
Astronomia (Ch)
|
OPCM (S +H)
|
Zaklęcia (R)
|
||
22:00-23:00
|
Astronomia (Ch)
|
S- Slytherin
H- Hufflepuff
R- Ravenclaw
Ch – Wszyscy Chętni
-Prawie wszystkie zajęcia ze
ślizgonami...-jęknęła- To jakiś bardzo, ale to bardzo kiepski
żart....
-Mało tego zaczynamy dzisiaj
od OPCM. Zgadnij, z którym przyjemnym nauczycielem.
Nie musiała, ale jej wzrok
mimowolnie sam padł na stół nauczycielski, za którym siedział
wściekły, czarnowłosy osobnik.
-Snape.
Harry westchnął głęboko.
Chociaż wojna się skończyła, a Snape udowodnił na dobre, po
której stronie poprzeczki znajdował się od wielu lat, nie było
szans na rozwiniecie się cieplejszych uczuć pomiędzy tymi dwoma.
Snape mógł sobie kochać Lilly Potter, mógł oddawać za nią
życie raz za razem i płakać nad jej grobem, ale Harry był synem
Jamesa. A o tym fakcie Snape nie chciał lub nie potrafił zapomnieć.
-Niestety.-mruknął
spoglądając kątem oka na profesora.
Zmierzyli się beznamiętnym
spojrzeniem, po czym obaj odwrócili głowy w drugim kierunku.
-Czy może być
gorzej?-zapytała na głos Hermiona.
-Oby nie.-Harry uśmiechnął
się blado po czym spojrzał na jej rozsypane dookoła włosy.
Mówiła o relacjach
przyjaciela i profesora ale najwyraźniej Harry źle ją zrozumiał.
I dobrze, nie musi wiedzieć o czym myśli. A ona musi w końcu
nauczyć się trzymać swoje myśli w głowie!
- Jak tam nowe dormitorium?
Och! Malfoy....
-Świetnie, po prostu
świetnie.
-Nie brzmisz na
zadowoloną.-zaśmiał się ale zaraz zamilkł widząc jej minę.
Na niezadowoloną?! Mało
powiedziane!
Jest tak wściekła jak nie
przymierzając rozwścieczony wilkołak. Gdyby nie to, jak potrafi
być opanowana już by rozniosła pól szkoły za jednym machnięciem
różdżki. A przynajmniej rozwaliłaby jednego, aroganckiego,
bezczelnego, arystokratycznego...
Malfoy!
Wydarła się w myślach,
obserwując jak źródło jej wszelkich zmartwień i chorób
nerwicowych wchodzi do Wielkiej Sali. Oczywiście otoczony był
grupką swoich największych fanek, którym przewodziły Pansy
Parkinson alias Mopsica i Astoria Greengrass alias BezAlisu. Widać
było, że dwie Panie konkurowały nie tylko o względy młodego
panicza ale również o to, która będzie dowodzić grupą
składającą się z Tracey Davis zapatrzonej w Malfoy'a niczym w
gwiazdę zaranną i kilku innych ślizgonek.
Do małego pochodu uwielbienia
doliczyć można tez było Millicentę Bulstrode i Daphne Greengrass,
dziewczyny uwieszone ramion Blaise'a Zabiniego, który z dumnie
uniesioną brodą kroczył zaraz za Malfoy'em. I jak w przypadku
Blaise'a można było mówić o zadowoleniu, tak w przypadku tego
drugiego, można było powiedzieć, że ma ochotę potraktować kogoś
sklątką tylnowybuchową. A tym kimś bez wątpienia miała być
Pensy szarpiąca go za ramię.
Hermiona nie mogła się na to
nie uśmiechnąć. Dobrze mu tak! Dupek!
Nie mogła też nie zauważyć,
jak kilka dziewcząt z innych domów wzdycha kiedy kolo nich
przechodzi. Isobel McDougal, krukonka, omal nie umarła kiedy
zamyślony blondyn wykrzywił usta w uśmieszku, przechodząc obok
niej. Najwyraźniej dziewczyna pomyślała, że dziedzic fortuny
posyła jej zalotny uśmiech. Padma Patil, siostra bliźniaczka
Parvati, która zawsze uważana była za dziewczynę roztropną i
rozważną, zaczerwieniła się gdy odchodząc od stołu stanęła mu
na drodze a idąca za nią Susan Bones ledwo trzymała się na
nogach.
I choć gryfonka miała wielką
ochotę wywrócić oczami, wiedziała że dziewczęta mają jak
największe prawo do tego by się zachwycać, a było czym. Malfoy w
założonej luźno, czarnej szacie, białej koszuli z rozpiętymi
dwoma górnymi guzikami, przewieszonym byle jak krawatem i włosami
,,od niechcenia'' zaczesanymi do tyłu wyglądał....Fantastycznie,
niestety. Na jego dłoni nieodzowny zegarek z białego złota z
tarczą wysadzaną diamentami i wielki sygnet rodu świeciły niczym
latarnia morska nocą w mętnych promieniach poranka, wpadających do
Wielkiej Sali przez zaczarowane sklepienie.
On cały zdawał się świecić,
błyszczeć, lśnić a jego mocne, męskie perfumy, które mimo
wszystko nie dusiły a wolały o uwagę dopełniały jedynie tego
obrazu Bożka zesłanego na ziemie.
-Bo muszę mieszkać z nim.
Wskazała brodą na
zasiadającego na czele grupy ślizgona.
-Z Malfoy'em?!-niemal wydarł
się Harry.
Poruszeni jego nagłym
wybuchem gryfoni, spojrzeli na nich pytająco, nawet milczący dotąd
z nadąsaną miną Ron, spojrzał na Hermionę, doskonale słyszał
każde zdanie. Niestety, Malfoy też usłyszał krzyk Harrego i
posłał jej wredny uśmiech.
-Aha...-westchnęła mieszając
widelcem w jajecznicy- Mało tego, dzielimy łazienkę...
-Łazienkę?-zawołał Ron po
raz pierwszy odzywając się od kiedy Hermiona weszła do Wielkiej
Sali.
Postanowiła pozostawić dla
siebie jakiekolwiek komentarze odnośnie jego przyjemnego zachowania
i wykorzystać to, że się w końcu odezwał aby nawiązać rozmowę.
-Ma więcej kosmetyków niż
połowa żeńskiej części gryfonów...
Harry i Ron wymienili się
spojrzeniami po czym zaśmiali się złowrogo. Nieświadomie Hermiona
dała im bicz boski do dłoni i sądząc po ich minach, mieli ochotę
wykorzystać tę informację.
Na zdrowie, pomyślała
gryfonka. Niech sobie poużywają na tym dupku, tyle ich. I tak
zapewne Malfoy odwróci ich żarty przeciwko nim, jeśli chodzi o
złośliwości i intrygi był mistrzem. Nigdy żadnemu z nich nie uda
się przechytrzyć króla węży, ale niech mają swoją chwilę
triumfu.
Nagłe zamieszanie wśród
uczniów, a ścisłej mówiąc uczennic, sprawiło że podniosła
głowę znad talerza. O mały włos nie zachłysnęła się kawałkiem
bekonu. Z oczu pociekły jej dwie łzy, kiedy jedzenie wpadło nie do
tej dziurki co trzeba, ale nie przejmowała się tym.
Środkiem Wielkiej Sali
maszerował wysoki, przystojny (ona już sobie pogada z dyrektorem o
tym eliksirze przystojniaka) chłopak. Miał modnie przystrzyżone,
ciemne włosy i piękną twarz o dużych, jasnozielonych oczach i
lśniącej, opalonej skórze.
Był na prawdę wysoki, tak
jak Malfoy, którego swoim wzrostem mógł prześcignąć jedynie
Hagrid i Zabini, atletycznie zbudowany a jego uśmiech...Kiedy tak
szedł w kierunku machającego mu Anthon'ego Goldsteina, uśmiechając
się uprzejmie Hermiona była pewna, że połowa szkoły dostała
zawału.
Nawet profesor McGonagall i
Sprout zapatrzyły się na chłopaka mrugając szybko powiekami.
-Kto to?-zapytała.
Przystojniak usiadł przy
stole krukonów, jak na raz wszystkie siódmoklasistki obległy go
dookoła, szczebiocząc mu nad uchem. Uśmiechał się uprzejmie ale
zdawał być odrobinę zażenowany uwagą jaką na siebie ściągał.
Już go lubiła, wydawał się być bardzo miłym chłopakiem.
-Eryk Robionson- warknął
Harry-Nowy nabytek krukonów. Ma być ich kapitanem.
-No...cóż...wow...
-Ty też?!-zawołał z
irytacją.
Hermiona kapitulacyjnie
uniosła dłonie do góry. Nie chciała zaczynać pierwszego dnia
szkoły od kłótni z przyjacielem. Wystarczyły jej poranne potyczki
ze ślizgonem.
-Stwierdzam tylko, że jest
przystojny.-powiedziała siląc się na rzeczowy ton-Nie mam zamiaru
za nim biegać przecież.
Harry obciął ją badawczym
wzrokiem ale najwyraźniej uwierzył jej na słowo bo rozchmurzył
się po chwili i napił soku z dyni.
-No ja myślę...-dodał na
koniec z nutką rozbawienia-Chociaż ty jesteś rozsądna Hermiono. W
każdym razie, przyjechał tu z Włoch ale tylko na jakieś dwa lub
trzy tygodnie. Potem wraca do siebie, zamyka sprawy i w styczniu
przyjeżdża tutaj. Dopiero wtedy przejmie pałeczkę kapitana.
Gryfonka przyjrzała się
Harry'emu uważnie. Przyjaciel zdawał się być czymś bardzo
zmartwiony. Grzebał widelcem w talerzu jak jeszcze przed chwilą
ona, burcząc pod nosem niezrozumiałe słówka.
-Teraz to ty nie wyglądasz na
zadowolonego.-zauważyła z przejęciem- Jest aż tak dobry?
-Piekielnie.-bąknął w
talerz.
To jej wystarczyło. O więcej
pytać nie chciała i nie musiała, miną Harrego wystarczająco
odpowiadała na wszelkie pytania.
Po zjedzeniu szybkiego
śniadania i opowiedzeniu chłopakom jak nieznośnym i wrednym
współlokatorem jest ślizgon, oraz po wylaniu całego zapasu żalu
jaki miała w sobie Hermiona wraz z chłopakami udała się pod klasę
104 w północnej wieży, gdzie odbywały się zajęcia z OPCM. Stała
już przed nią spora grupka uczniów, w tym i sam
Mistrz-Wkurzania-Granger. Całe szczęście jego świta rozpierzchła
się po salach a on został wraz ze swym wiernym giermkiem, Blaisem
El Diablo.
-Cześć
współlokatorko!-zawołał na jej widok wykrzywiając idealne usta w
brzydkim grymasie.
Hermiona westchnęła cicho
ale nie dala mu satysfakcji. Wyprostowała się dumnie i z wypiętą
piersią, spiorunowała go wzrokiem.
-Wal się Malfoy!-warknęła
przechodząc obok.
Ślizgon zatarasował jej
przejście swoją sylwetką, nic sobie nie robiąc z kroczących za
nią gryfonów. Jakby ich tam wcale nie było, wrednie uśmiechał
się do Hermiony.
-Co tak niegrzecznie?-zapytał
uprzejmie.
-Ty już wiesz co...
-Daj spokój.-machnął
wypielęgnowaną, ozdobioną sygnetem dłonią- Chyba nie złościsz
się za przegraną bitwę o pokój? Przecież wiedziałaś, że nie
dorównujesz mi do pięt.
Miała już zamiar wyciągnąć
różdżkę i jak kiedyś zrobił Crouch, zamienić go w fretkę ale
wtedy z szeregu wyskoczył Harry. Stanął między przyjaciółką a
ślizgonem celując w niego różdżką.
-Malfoy zamknij się i daj jej
spokój!-warknął z zaciętą miną.
Blondyn obciął go
beznamiętnym spojrzeniem. Minę miał taką, jakby coś nieładnie
zapachniało mu pod nosem, ale zaraz zrobił krok do przodu stykając
się z Harrym torsem. Mierzyli się spojrzeniami, bacznie obserwowani
przez zebranych pod klasą ślizgonów, gryfonów i, Bogu ducha
winnym, puchonów a wokoło nich aż wibrował testosteron.
-Bo co, Potter?-wysyczał
Malfoy.
Harry uśmiechnął się tak
mało uprzejmie, jak tylko potrafił. Widać było, że jego druga,
ślizgońska natura wciąż jest w nim żywa i natarł na Malfoy'a
torsem.
-Bo rozkwaszę ci gębę,
Śmierciożerco.
Hermiona mogła dostrzec jak
szczeki Malfoy'a zaciskają się w furii. Obejrzała się dookoła
ale nikt najwyraźniej nie miał zamiaru stawać tym dwóm na drodze
do pozabijania się. Ron patrzył spod byka na blondyna, ręka
lawirowała mu niebezpiecznie blisko kieszeni szaty ale nic nie
czynił by odciągnąć przyjaciela. Zabini natomiast spoglądał na
dwóch odwiecznych wrogów ale zamiast przerażenia czy złości,
dostrzegła w jego oczach wielkie rozbawienie.
Kolejny głupek!
-Zważaj sobie na słowa,
bliznowaty.-szepnął blondyn przyciskając wydobytą nie wiadomo
kiedy różdżkę do piersi Harrego- Inaczej któregoś dnia
obudzisz się bez jęzora.
Tego było już zbyt wiele.
Nie myśląc za dużo, Hermiona wysunęła się za pleców
przyjaciela i odciągnęła go za rękaw od ślizgona, który miał
bardzo niemiłe zamiary wobec niego. Mogła wyczytać to w jego
oczach. Stanęła przed Harrym i patrząc na niego, poklepała
uspokajająco po ramionach.
-Dość.-powiedziała cicho
przenosząc znaczący wzrok na blondyna- Przestańcie obaj.
Przez kilka sekund panowała
cisza. Niespodziewanie Malfoy schował różdżkę i zaśmiał się
wrednie. Spojrzał na Harrego jakby był nic nie wartym robakiem i z
zaciśniętymi szczekami wysyczał kilka slow.
-Właśnie, Potter.-wypluł
jego nazwisko niczym jad- Posłuchaj się przyjaciółeczki, dobrze
ci radzi.
Drzwi wejściowe klasy
otworzyły się nagle z hukiem waląc klamką o ścianę, dosłownie
nanosekundę po tym jak dwaj naładowani gniewem przedstawiciele
domów odstąpili od siebie na krok. Oczy wszystkich zebranych
przeskoczyły z twarzy Harrego i Malfoy'a na ponurą, rozgniewaną
gębę Severusa Snape'a. Stal w progu i nawet kiedy się nie
poruszał, poły jego szaty wirowały wokoło stóp profesora.
Prawdziwy nietoperz.
-Wejść!-warknął odwracając
się od zszokowanych min uczniów.
Posłusznie weszli do wnętrza
klasy, gdzie w wielkich słojach z formaliną pływały przedziwne
stwory, a z sufitu zwisał ogromny szkielet smoka. To pomieszczenie
zawsze wzbudzało niepokój w Hermionie. Od kiedy przebrany za
profesora Mood'a Bartemiusz Crouch pokazał uczniom działanie
zakazanych zaklęć na nieszczęsnym pająku, nie miło przesiadywało
jej się w tej klasie. Całe szczęście po Bartym Crouchu pozostało
jedynie wspomnienie.
Hermiona rozejrzała się po
ławkach, w których zasiadało po trzech uczniów. Nie była pewna
gdzie ona ma spocząć, w końcu ich trojka się rozpadła. Została
wybawiona z opresji jak zwykle dzięki swemu przyjacielowi. Harry nie
zważając na Rona, pociągnął ją za rękaw do ławki i usadził z
brzegu samemu zajmując miejsce pomiędzy dawną parą.
-Otwierać książki na
stronie siedemdziesiątej szóstej.-wysyczał Snape.
-Siedemdziesiątej
szóstej?-zapytał zaskoczony Dean.
-Tak, Panie Thomas. Stroma
SIEDEMDZIESIĄTA SZÓSTA!-wydarł się.
Hermiona miała wrażenie, że
popękały jej bębenki. Kiedy spojrzała jak przed nią Dean
zatrząsł się w krzesełko była pewna, że chłopak stracił
słuch.
-Na Godryka...Przecież
słyszałem.-szepnął Dean, kiedy Snape ruszył do podwyższenia.
-Milczeć!-wrzasnął
profesor.
Zajął miejsce przy katedrze
na szczycie podium a oni posłusznie przekartkowali strony książki.
-Co on taki wściekły?-zapytał
półgębkiem Ron.
-Ma to chyba związek z tą
całą Aristow.-zauważył Dean, spoglądając przez ramię na ich
trojkę.
-Słyszałem jak kłócił się
z nią pod klasą eliksirów dzisiejszego poranka.-powiedział Seamus
odwracając się do Hermiony- Za bardzo nie wiem o co,każde z nich
darło się na siebie jak najęte, ale wywnioskowałem, że on ma ją
za niedouczoną zołzę a ona go za nadwrażliwego starca.
Ledwie zdążył dokończyć
zdanie, a profesor okręcił się napięcie bombardując go pełnym
furii spojrzeniem.
-Finnigan!-zawył Snape- Minus
dziesięć punktów dla Gryffindoru!
-Ale...
-Kolejne pięć!
-Za co...
-I jeszcze pięć- wysyczał
profesor.
Hermiona jęknęła. Pierwszy
dzień a tu już minus dwadzieścia punktów! Zniżyła się na
oparciu krzesełka i kopnęła w kostkę Seamusa. Słyszała jak
syknął z bólu ale posłusznie zamilkł.
Cała klasa milczała. Nawet
ślizgoni obawiali odezwać się do swego opiekuna by nie zarobić
szlabanu. Nikt nie wiedział o co tak naprawdę chodzi, ale każdy
wiedział że ma to związek z piękną panną Aristow i zajęciami
jakie ma poprowadzić. Snape, chociaż zawsze miał chrapkę na
przejęcie stołka profesora od OPCM, uwielbiał swoje lochy i
eliksiry. Najwyraźniej nie był gotów oddać komuś swej posady.
Zwłaszcza mądrej, pięknej kobiecie.
Gryfonka spojrzała na książkę
i otwarty przed nią rozdział. Ożywianie zmarłych. Zatrzęsła się
na samo wspomnienie tych kilku truposzy, których widziała podczas
wojny o Hogwart. Voldemort korzystał z pobudzonych energią ciał,
którymi rządził aby siać panikę i grozę wśród ludzi. Nie
lubiła o nich myśleć. Byli przerażający.
-Kto wie jak pobudzić
zmarłego do życia?-zapytał Snape.
Oczywiście ręka, która
wystrzeliła do góry jako pierwsza należała do Hermiony.
Profesor rozejrzał się po
zgromadzeniu i skrzywił na widok otępiałych min reszty uczniów.
-Mów.
-Do tego potrzebna jest
wyjątkowa znajomość czarnej magii. Aby obudzić zmarłego i
sprawić by był nam posłuszny, czarodziej musi oddać mu kilka
kropel swojej krwi i związać duszę umarłego silnym,czarnoksięskim
zaklęciem.-wyrecytowała.
-Jakie są konsekwencje
nieudanego obudzenia?
Hermiona nie zdziwiła się
kiedy ponownie jej dłoń była jedyną jaka wystrzeliła ku
sufitowi. Czy ci ludzie nie mogli przeczytać chociaż paru
rozdziałów? Ona znalazła na to czas pomiędzy spotkaniami z
rodziną a wychodnymi wieczorami z kuzynostwem.
-Nikt?-warknął Snape- Panno
Granger.
-Czarnoksiężnik wiążący
zmarłego ze swoją krwią ryzykuje śmierć, lub co gorsza, opętanie
przez dusze zmarłego.
Profesor niechętnie skinął
głową dając jej do zrozumienia, że jej odpowiedź go zadowala.
-Jak unieszkodliwić
przywołanych zmarłych?
Po raz kolejny tylko jedna
dłoń uniosła się do góry. Hermiona była z siebie dumna. Może
przy dobrych wiatrach uda jej się zdobyć parę punktów dla
Gryffindoru i nadgonić punktacje w rankingu.
-Na litość...Tak Granger?
-Jedynym sposobem jest zabicie
tego, który powołał ich za grobu.
-Czym różnią się zombie od
inferiusów?-szepnął profesor nie odwracając wzroku od jej twarzy.
O proszę! Coś czego nie było
w książce. Jednak Hermiona była sprytna. Główkowała na
najszybszych obrotach porównując w głowie wszystkie informacje
jakie miała o zombie i inferiusach. W mgnieniu oka miała gotową
odpowiedź, teraz na pewno zdobędzie punkty dla gryfonów.
-Inferiusa można zabić za
pomocą zaklęcia Incendio, Lacarum Inflammare lub klątwą
Szatańskiej Pożogi, ponoć potrafią mówić a zombie są jedynie
pustymi ciałami spełniającymi rozkazy...
-Czy ja ci pozwoliłem mówić,
Granger?!-krzyknął Snape.
Wystraszona i zawstydzona
spuściła wzrok. Po sekundzie pokiwała głową na boki czując już
nadchodzący szlaban.
-Właśnie!-Snape uśmiechnął
się chytrze- Minus pięć punktów?
-C...
-Zapytaj mnie ,,co?'' a
dostaniesz szlaban!
Piękny, wspaniały pierwszy
dzień!
~*~ ~*~ ~*~
-To było nie fair- żachnął
się Harry.
-Prawda- przytaknął mu Ron
przytulając pocieszająco zdruzgotaną gryfonkę.
Idący po jej lewej stronie
Seamus i Dean nadawali w oburzeniu na profesora, nie szczędząc przy
tym kwiecistych, soczystych epitetów.
-Powinien był cie
nagrodzić-warknął Seamus strzepując rękę Rona z jej ramienia i
przytulając ją do siebie.
Hermiona nic sobie nie robiła
z zachowania chłopaków. Szczerze mówiąc, miała to głęboko
gdzieś. Stracili dwadzieścia pięć punktów już podczas pierwszej
godziny!
A jakby tego było mało, ten
pieprzony arystokrata wprost tryskał zadowoleniem. Miała ochotę
walnąć go w twarz. Tak mocno żeby posypały się po podłodze jego
bialutkie zęby. A najgorsze, że czekają ją jeszcze trzy godziny z
tym nadętym dupkiem!
Z zadowoleniem spostrzegła,
że nie było go nigdzie gdy dotarła z chłopakami pod wrota sali
eliksirów w lochach. Zabini stał znudzony co jakiś czas
przytakując paplającej u jego boku Daphne Greengrass. Hermiona
mogła się założyć, że ślizgon wcale a wcale nie słucha
dziewczyny. A kiedy spostrzegła, że równo co dziesięć sekund
kiwa głową a wzrokiem przeskakuje z cegły na cegłę wystające ze
ściany, była tego niemal pewna.
Westchnęła w uldze. Może
Malfoy zrezygnował z zajęć? W końcu nie prowadził ich już Snape
a z tego co wiedziała, tylko dzięki opiekunowi Slytherinu blondyn
miał dobre oceny. Dobrze by było mieć go z głowy chociaż na dwie
godziny.
Jak tylko po korytarzu lochu
rozszedł się dźwięk magicznego dzwonka zapowiadającego
rozpoczęcie zajęć, drzwi przed nimi otworzyły się na oścież. Z
klasy wyszła uśmiechnięta profesor Aristow w towarzystwie
drugorocznej dziewczynki. Krukonka powiedziała coś cicho do
nauczycielki, przetarła załzawione oczy i z bladym uśmieszkiem na
buzi, pobiegła schodkami w górę zamku.
Hermiona przyjrzała się
dokładnie nowej pani profesor. Miała duże, zielone oczy i różowe
policzki. Długie do połowy pleców, gęste blond włosy splotła na
głowie w misternym upięciu, koronując fryzurę niedużym,
fioletowym kapelusikiem z diamentem doczepionym do paska z aksamitu.
Długa, pasująca do kapelusza suknia omiatała podłogę a czarna
marynarka z pagonami, z których zwisały złote frędzle dopełniała
jej eleganckiego wyglądu.
Gryfonka rozejrzała się
potwarzach urzeczonych nauczycielką chłopców. Nawet Harry i Ron
wodzili za profesor Aristow cielęcym wzrokiem. Cóż, nie mogła się
im dziwić. Kobieta była na prawdę zjawiskowa.
-Witam was!-zawołała wesoło
z mocnym, słowiańskim akcentem- Wchodźcie, za chwile do was
dołączę.
Niespiesznie defilada
utrapieńców z siódmego roku ruszyła w kierunku otwartych drzwi
lochu. Powoli, jeden za drugim, uczniowie przekraczali próg zajmując
swoje stare miejsca w ławkach, na których stały kociołki i
ingrediencje potrzebne do przygotowania eliksirów. Hermiona kroczyła
jako ostatnia wraz z Seamusem zamykając pochód.
Była tak wściekła, że nie
zauważyła wystającego z drewnianych wrót lochu gwoździa.
Zahaczyła nim o pasek swojej wysłużonej torby, który pękł
niczym sprana szmata, a znajdujące się we wnętrzu torby przedmioty
rozsypały po podłodze. Pióra, arkusze pergaminu i drugie śniadanie
w sekundzie znalazły się na ziemi uwalone granatowym atramentem.
Hermiona poczuła jak łzy
gniewu i bezsilności, która swoją drogą była uczuciem kompletnie
do bani, napływają jej do oczu.
-Cholera!-warknęła klękając.
W mgnieniu oka Seamus znalazł
się kolo niej, zabierając za sprzątanie bałaganu.
-Pomogę ci.
Na Merlina! Czy oni wszyscy
mogą dać jej święty spokój?! Czy choćby własne rzeczy może
pozbierać sama?!
-Nie, Seamus. -zastopowała go
dłonią-Idź, dam sobie radę.
Jeszcze tego brakowało by
przez nią i on dostał szlaban albo kolejne odjemne punkty. Chłopak
rzucił jej niepewne spojrzenie, wahał się przez chwile ale w końcu
jej modły zostały wysłuchane i skinąwszy powoli głową, wszedł
do klasy.
Jak tylko została sama,
klapnęła na tyłku zasłaniając rękoma twarz. Przez kilka sekund
krzyczała w duchu ze złości ale w końcu doszła do siebie. Wzięła
dwa głębokie wdechy i w szaleńczym tempie zgarnęła rzeczy do
swojej zniszczonej torby. Mamrocząc coś na temat kupienia nowej,
jakieś trzy lata temu machnęła różdżką. Plamy atramentu znikły
z wylizanej kamiennej, posadzki jakby nigdy ich tu nie było.
Ruszyła już do
wpółprzymkniętych drzwi, ciesząc że profesor Aristow nie ma
jeszcze na zajęciach, gdy przed nią wyrósł Malfoy. Z zamorzonymi
na torsie rekami obserwował ją spod przymrożonych powiek.
Tylko nie on, zajęczała w
duchu. Nie miała sil na potyczki.
-Przesuń się.-mruknęła
beznamiętnie chcąc go ominąć.
-Nie.
Spojrzała na niego spod byka.
Widziała jak po jego twarzy błąka się złośliwy uśmieszek ale
naprawdę nie chciało się jej prowadzić z nim kolejnej wojny. A
przynajmniej nie w tym momencie.
-Przesuń się.-powtórzyła
spokojnie.
Przyjrzał się jej z
przechyloną głową, jakby brak wrogości i chęci do walki było
dla niego niezrozumiała.
-Nie.
Westchnęła głośno. Miała
go już po dziurki w nosie.
-Czego chcesz Malfoy?-zapytała
zrezygnowana.
-Och, nie pytaj...
Po jej plecach przeszedł
niemiły dreszcz. Coś w tonie jakim do niej mówił nie pasowało
dziewczynie. Chwila! Czy on to prawie wymruczał?
-Więc spadaj.
Zrobiła krok w prawo ale i
tym razem ślizgon zastąpił jej drogę swoim wielkim torsem. Stała
tak blisko niego, że z powodzeniem mogła powiedzieć, że go
przytula. Końcówkę jej nosa od białej koszuli i krawatu dzieliły
dosłownie minimetry. Przymknęła na chwilkę powieki i zaczerpując
głębokiego, uspokajającego wdechu uniosła głowę i spojrzała w
stalowo szare oczy.
-Nie bądź taka
wściekła.-powiedział zerkając na nią z góry- To nie koniec
świata, bo twój dom stracił DWADZIEŚCIA PIĘĆ punktów na
PIERWSZEJ lekcji.
Tego było już za wiele jak
na jeden dzień. Hermiona wyciągnęła przed siebie dłonie i mocno
pchnęła ślizgona w pierś. Cholera, nie ruszył się nawet o
centymetr. Albo była już tak wykończona albo ten zazwyczaj
delikatny paniczuś w rzeczywistości był silny i wytrwały jak
głaz.
-Wal się
tchórzofretko!-krzyknęła waląc go ponownie w tors.
Na jej nieszczęście
zapomniała o rozwalonej torbie jaką trzymała pod pachą. Po raz
drugi po lochu rozszedł się głośny trzask tłoczonego szkła i
toczących się po ziemi rzeczy. TO NAJGORSZY DZIEŃ W DZIEJACH,
płakała w myślach klękając przy stopach Malfoy'a.
-Na litość! Znowu...-jęknęła
z gulą w gardle.
Była świadoma wzroku
ślizgona, który wpatrywał się w nią z mocą. Wiedziała, że
zaraz obdarzy ją jakimś głupim, denerwującym komentarzem ale on
zamiast tego zgrabnie schylił się i kleknął na przeciw niej.
Z opadniętą szczęką
patrzyła jak jego smukłe, jasne palce z zamieszczonym na jednym z
nich sygnetem zbierają zwoje pergaminów. Już po chwili biała
niemal skóra była poplamiona granatowym atramentem ale ślizgon
zdawał się nie zwracać na to uwagi. Wpakowywał szybkimi ruchami
cenny dobytek Hermiony do mokrej od atramentu torby, mrucząc coś
pod nosem o nowej jaką powinna sobie kupić.
-Co ty....-sapnęła przejęta.
-Co znowu?-zapytał rzucając
jej beznamiętne spojrzenie spod grzywy włosów opadających mu na
oczy.
Hermiona zapatrzyła się
urzeczona na te zimną stal. Nie potrafiła powiedzieć, że była
brzydka lub byle jaka. Tęczówki ślizgona niestety ale były
kolejną rzeczą w nim, która była idealna. Szara, stalowa, niemal
srebrna głębia poruszała się w jego oczach niczym żywa rtęć,
ozdobiona o ton ciemniejszą obwódką udzielającą tęczówki od
białek.
Musiała spuścić wzrok żeby
przestać się na niego lampić. Zwłaszcza, że znajdował się przy
niej nos w nos.
-Pomagasz mi zebrać
rzeczy.-poinformowała rzeczowo.
Prychnął w swój zwykły,
ślizgoński sposób nie przestając zgarniać piór i książek do
jej torby.
-Aleś ty spostrzegawcza,
Granger...-mruknął.
-Po prostu nie mogę uwierzyć,
że wielki Smok czystej krwi pomaga szlamie pozbierać jej rupiecie.
-Granger...
Nie zwróciła uwagi na jego
srogi ton, dalej zawzięcie paplając. Chciała najzwyklej w świecie
zająć czymś swój umysł by nie podkusiło jej aby unieść oczy i
utonąć w zimnej rtęci.
-Nie boisz się uwalić
szlamem?
Głośne przekleństwo
sprawiło, że mimowolnie uniosła spojrzenie znad plam granatu na
posadzce. Od razu tego pożałowała. Malfoy zdawał się być
jeszcze bliżej niej niż dosłownie minutę temu. Zbyt blisko.
Cholernie, nieprzyzwoicie blisko.
-Nie specjalnie...
Chciał coś jeszcze
powiedzieć, już otwierał usta ale w tej samej chwili pojawiła się
nad nimi profesor Aristow. Popatrzyła po ich bladych twarzach i ku
zdziwieniu zarówno gryfonki jak i ślizgona, uśmiechnęła się
uprzejmie.
-Moi mili, czemu nie ma was
jeszcze w klasie?-zapytała spokojnie.
Jak jeden mąż stanęli
wyprostowani, ramie przy ramieniu.
-Przepraszam, to moja wina
pani Profesor.-powiedziała Hermiona ze skruchą w glosie- Moja torba
się rozerwała a on tylko mi pomaga pozbierać rzeczy.
Wskazała brodą Malfoy'a
starając się nie zwracać uwagi na jego wytrzeszczone w zdziwieniu
oczy. Wiedziała, że powinna zwalić winę na niego, nakłamać, że
to on zatrzymał ją w drzwiach i umyślnie zepsuł jej własność,
w nadziei, że dostanie się mu za wszystkie jej zszargane nerwy.
Bardzo ja to kosiło. Wiedziała też, że nie potrafiłaby spojrzeć
w lustro gdyby to zrobiła.
Niestety. Była gryfońską
kujonką z zasadami i nad wyraz dobrze działającym sumieniem.
-Jesteście z innych
domów?-zapytała profesor spoglądając na ich krawaty.
-Gryffindor.-powiedział
dumnie Hermiona.
Usłyszała jak obok niej
Malfoy prycha z irytacją. Ona już by mu dała...
-Slytherin.-spapugował jej
wyniosły ton.
Nauczycielka zrobiła
zaskoczoną minę, mianowicie jej usta zwęziły się w linie a równe
brwi podjechały pod sam kapelusz. Zaraz jednak uśmiechnęła się
delikatnie i przytaknęła im głową.
-A mówią, że integracja nie
jest możliwa.-zaszczebiotała- Wspaniale zachowanie młody
człowieku...
Zdezorientowany tą nagłą
pochwałą, ślizgon zmarszczył nos spoglądając na nauczycielkę z
dozą nieufności.
-Malfoy, pani
profesor.-powiedział powoli.
-Godne prawdziwego mężczyzny.
Pomaganie mimo różnic. Dwadzieścia punktów dla Slytherinu.
Głowa Hermiony obróciła się
szybko w kierunku Malfoy'a, niemal czuła jak w jej karku kręgi
przeskakują o kilka minimetrów. Miała niewymowną ochotę zacząć
płakać jak tylko zobaczyła jego zadowoloną minę. Nie...To jakaś
kpina!
Nie dość, że to przez niego
ma nerwice a z jej torby znowu wypadły wszystkie rzeczy to on
jeszcze dostaje za to punkty. Mogła go wkopać, może i jej sumienie
płakałoby w kącie przez kolejną dekadę ale przynajmniej nie
musiałaby patrzeć na jego radosną gębę. Chociaż nie mogła nie
przyznać, że uśmiechnięty w ten zwykły, radosny sposób był
zjawiskowo przystojny.
-I dla ciebie również młoda
Panno...?
To w połowie zdanie, w
połowie pytanie zbiło ją z pantałyku. Chciała już wskazać się
palcem i upewnić, że to o nią chodzi ale zaraz przypomniała
sobie, że prócz ich trojki nie ma tu nikogo innego.
-Granger.-szepnęła.
Profesor zamrugała
zaskoczona, najwyraźniej i ona dowiedziała się od innych
nauczycieli o trwającej niemal od siedmiu lat wojnie Granger-
Malfoy.
-No, no.-zacmokała- Dla
ciebie również dwadzieścia punktów.
-Za co?-zdziwiła się
Hermiona.
-Za odwagę, rzecz jasna.
Nauczycielka powiedziała to
takim tonem jakby wyjaśniała oczywistą oczywistość. Machnęła
do tego dłonią z krótko obciętymi paznokciami, pomalowanymi na
czarno i uśmiechnęła się przyjaźnie do dwójki uczniów.
-Chciałaś wziąć całą
winę za spóźnienie na siebie. Piękny przykład.
-Dziękuję...chyba.
-Proszę. A teraz- poklepała
ich po ramionach- Hop,hop. Lekcja się zaczęła.
Wymieniła się szybkim
spojrzeniem ze stojącym jak słup ślizgonem, najwyraźniej i on był
skonsternowany całą sytuacją. Zaraz jednak Malfoy uśmiechnął
się szeroko, o Merlinie!, puścił do niej zalotne oczko i ruszył
do drzwi. Zdziwiona jeszcze bardzie niż sekundę wcześniej,
zachęcana spojrzeniem nauczycielki weszła za nim do klasy.
Szybko przemknęła do ławki
zajmowanej przez Harrego i Rona waląc o nią torbą. Rudy właśnie
wyciągał ze swojej książkę i przybory do pisania. Podskoczył
wystraszony nie zauważając jej pojawienia ale opanował się szybko
i rzucił spojrzeniem po jej bladej buzi.
-Co ty tam tak długo
robiłaś?-szepnął do niej Ron.
-Zbierałam rzeczy-wskazała
urwany pasek torby.
-Z nim?-machnął głową na
równoległą ławkę stojącą dwa rzędy od nich.
Hermiona podążyła za jego
wskazówką, choć doskonale wiedziała kogo tam zobaczy. Malfoy
usiadł przy boku swego wiernego towarzysza Zabiniego i jakby nigdy
nic rozpakowywał zarzuconą na ramię torbę, która teraz leżała
na blacie ławki. Czując na sobie jej spojrzenie, uniósł głowę i
wyszczerzył do niej przebiegle. Jego stalowe, zakryte paroma blond
kosmykami włosów,oczy zalśniły radośnie sprawiając, że jej
serce jakoś dziwnie zabiło. Jakby szybciej i mniej równo.
Pospiesznie wróciła do
wyciągania książki oraz zwoju pergaminów. Całe szczęście, że
i Ron zajęty był swoimi sprawami. Zapewne miałby wiele do
powiedzenia na temat uśmieszku ślizgona.
-Nie, on przylazł chwile za
mną. Dostaliśmy ochrzan za spóźnienie.-mruknęła siadając na
krześle.
Wszelkie rozmowy zostały
skrócone przez dźwięk zamykanych drzwi i stukotu obcasów o
kamienną posadzkę lochu. Profesor Aristow stanęła przed klasą
patrząc na uczniów z łagodnym wyrazem twarzy i miękkim
spojrzeniem, pod którym czaiła się dostrzegalna siła oraz moc.
-Witam was. Nazywam się
Natalja Aristow i będę waszym nauczycielem eliksirów...
~*~ ~*~ ~*~
Reszta zajęć obyła się bez
większych ekscesów. Profesor Aristow okazała się być miłą,
uprzejmą i piekielnie wymagającą osóbką. Pierw kazała im
naważyć eliksir leczniczy podawany zainfekowanym ostrą odmianą
ospy wybuchowej, podobno nieszczęśnik, który się jej nabawił
przez miesiąc musiał leżeć na kwarantannie z wielkimi,ropnymi
bąblami na całym ciele, a potem zadała im esej do napisania na
temat beaukinasu.
I gdyby to było tylko to...
Na transmutacji McGonagall
również nie próżnowała. Przepytała każdego z nich z wiedzy
zdobytej w poprzednich latach,tu gryfonka z zadowoleniem zorientowała
się, że ślizgon wciąż jest ciemny z tego przedmiotu, po czym
zadała im na następne zajęcia naukę zmiany sporego kamienia w
papugę.
Na runach Hermiona jak zawsze
bawiła się wyśmienicie, był to jej ulubiony przedmiot ale i w tym
przypadku nauczycielka, profesor Bableling zadała im z miliard
długich wierszyków znaków, które musieli przetłumaczyć.
Cieszyła się jedynie, że ani Harry ani Ron nie uczęszczali z nią
na te zajęcia. Nie będzie zmuszona patrzeć na ich bezradne miny i
pomagać im w rozwiązywaniu zadania.
Na astrologii miała nadzieje
się odrobinę poobijać się. W końcu zajęcia poniedziałkowe z
tego przedmiotu miały być czysto teoretyczne, gdyż odbywały się
po południu, kiedy było jeszcze zbyt jasno by obserwować niebo ale
mimo to została zawalona pracami.
Kiedy nareszcie dotarła do
pokoju wspólnego prefektów dosłownie słaniała się na nogach. To
był najgorszy, pierwszy dzień jaki mogła sobie wyobrazić.
-Padam na twarz...-westchnęła
siadając na trzyosobowej sofie przed kominkiem.
Strzeliła z różdżki
zaklęciem rozpalając ogień, który rzucał przyjemne, pomarańczowe
światło i niemal od razu podniósł temperaturę w pomieszczeniu o
kilka stopni. Przymknęła na moment powieki rozkoszując się chwilą
relaksu, by pięć minut później ruszyć do łazienki z
postanowieniem zażycia kąpieli i zabraniem się za odrabianie zadań
z gorącym, dużym kubkiem kawy w dłoni.
~*~ ~*~ ~*~
Draco zeźlony przemierzał
schody i korytarze zamku kierując swe kroki do dormitorium
prefektów. Gdyby tylko mógł, zionąłby ogniem. Dosłownie.
Po zajęciach, NIE MÓWMY O
TRANSMUTACJI!!!, zaszedł do Zabiniego by umilić sobie czas
oczekiwania na kolacje w towarzystwie przyjaciela i szklaneczki
ognistej. Ku jego zgrozie w dormitorium czarnoskórego znajdowała
się Daphne. Umizgiwała się do Blaise'a, który ani zadowolony ani
zezłoszczony pozwalał jej na głaskanie, całowanie i całą tą
resztę.
Nie chciał na to patrzeć.
Chwycił z barku połowę butelki ognistej, jedną ze szklanek i
odprowadzany tęsknym spojrzeniem przyjaciela pomaszerował nad
jezioro, gdzie wyłożył się na wielkim kamieniu. Całe szczęście,
że wciąż było niesamowicie ciepło. Nie chciał póki co
napatoczyć się na Granger. Musiał sobie dokładnie przemyśleć
parę spraw.
Na przykład to czemu jej
pomógł. Normalnie nigdy by tego nie zrobił. Przeszedłby koło
niej, możliwe, że nawet podeptałby parę pergaminów i kopnął
leżące pióra by gryfonka musiała lecieć za nimi na drugi koniec
korytarza. I tak właśnie powinien był postąpić.
Ale nie! On zabawił się w
bohatera i dżentelmena, kleknął przy niej i niczym książę na
białym koniu zmiótł z posadzki jej rzeczy. Czego następstwem był
granatowy bród pod zwykle wypielęgnowanymi paznokciami. Nie mógł
się tego dziadostwa pozbyć nawet przy pomocy zaklęcia
czyszczącego. Tragedia, i jak on się teraz pokarze ludziom z takimi
paznokciami?
Najgorsze jednak nie było to,
że jej pomógł. To jeszcze dałoby się jakoś racjonalnie
wytłumaczyć. Tym co go martwiło to to, jak się poczuł gdy
klęcząc przed Granger zajrzał w jej wielkie, zdziwione gały. Jej
tęczówki przypominały mu płynną czekoladę, gorącą czekoladę
z posypką z cynamonu i odrobiną śmietanki. Takie właśnie miała
oczy. Piekielna Granger!
Wydawało mu się, że utonął
i poszedł do nieba gdy zaglądał w te brązową głębię.
Nieświadomie się do niej przysunął, i Bóg oraz czterej
założyciele szkoły mu świadkami, że gdyby nie pojawiająca się
profesor byłby zdolny pocałować ją.
Idiota!
Teraz jednak żałował, że
nie pomaszerował zaraz po zajęciach do dormitorium. Mała, uparta
gryfonka! Nigdzie jej nie było! Nie przyszła na kolację, nie było
jej w bibliotece (a zajrzał w każdy jej kąt) i nie widział by
łaziła z ryżym i bliznowatym. I w sumie nic by go w tym nie
zdenerwowało, w końcu to Mająca- Swoje- Ścieżki- Lwica-Granger,
ale kiedy zauważył, że w Wielkiej Sali brakuje prócz niej tego
bezmózgowca Finnigana, o mało nie dostał wylewu.
Nie chciał nawet myśleć o
tym by Granger poszła z nim na randkę. Wolał nie analizować
swoich chorych zapędów do zazdrości o gryfonkę, wystarczyło mu
problemów jakich się przez nią nabawił, więc skupił się na
podsycaniu niechęci do Finnigana i ryżego głupka poprzez
rozpamiętywanie w głowie obrazu ich przytulających ją.
Ręka zaciśnięta na różdżce
w kieszeni szaty aż go paliła by zrobić użytek ze swoich mocy.
Szedł za Granger i jej bandą z sali OPCM do lochów i wszystko się
w nim gotowało. Patrzył z zaciśniętymi szczekami jak najpierw
Weasley zarzuca jej rękę na barki i przyciąga do siebie, ale gdy
Finnigan odpędził go od niej i sam zechciał się nią zaopiekować
po prostu musiał odejść.
Zostawił zdziwionego Blaise'a
i ruszył do męskiej toalety. Tam jego złość dostała małe
pozwolenie na upust. Prawie spóźnił się na zajęcia z eliksirów,
tak wiele bałaganu narobił.
-Gdzie ty jesteś mała
gryfonko?-warczał przez ściśnięte zęby sięgając po odznakę
prefekta-Już ja...
-Cześć Draco.
Wściekły spiorunował
przekraczającą próg parę. Oboje załadowani byli stosem ksiąg i
pergaminów a na ramionach pozawieszane mieli czarne, wypchane torby.
Zarówno on jak i ona wciąż mieli na sobie szkolne szaty ale
krawaty i białe koszule znikły ustępując miejsca jeansom i
tishert-om.
-Zachariasz, Lisa.-kiwnął im
na powitanie.
-Jak pierwszy dzień?-zagadnął
chłopak uśmiechając się przyjacielsko.
Och! Jak mi minął dzień?
Hm...Pomyślmy. Najpierw dopadają mnie dwie wygłodniałe hieny o
imieniu Pensy i Astoria, następnie mam spięcie z przygłupim
wybrańcem, po OPCM zdemolowałem męską toaletę, gdyż ryży i
bezmózg F. nie trzymali łap przy sobie, prawie pocałowałem
szlamę, na transmutacji myślałem, że wykorkuję a na koniec
Granger znikła razem z Finniganem i Bóg jeden wie co z nim robi!
Świetnie, czuł się świetnie!
-Znakomicie- wysyczał przez
zaciśnięte zęby.
-Tak...Umh...-Lisa rzuciła
zdawkowe spojrzenie swemu chłopakowi-Więc, miłego wieczoru.
Nie czekając na odpowiedź
oboje ruszyli pospiesznie w dół schodów. Jak tak dalej pójdzie
zostanie okrzyknięty królem dupków. Chociaż...już został nim
nazwany.
-Zapewne będzie.-warknął
przechodząc przez drewniane wrota do dormitorium.
Jak tylko przekroczył próg,
został wmurowany w podłogę. Z rozdziawioną buzią spoglądał na
środek pokoju oniemiały doszczętnie.
-O słodki Salazarze...
To co zobaczył
było...Niesamowitym i z całą pewnością najwspanialszym widokiem
jaki kiedykolwiek widział.
Granger leżała na długiej
sofie, jej włosy płynęły kaskadą przez podłokietnik hacząc o
miękki dywan a piersi ubrane w ciut przy duży T-shirt, unosiły się
i opadały w wolnych, spokojnych ruchach. Jedna ze smukłych, małych
dłoni gryfonki leżała na jej brzuchu a druga zwisła bezwiednie
nad podłogą i leżącą na niej książką.
Spała, a kiedy to robiła
wyglądała na tak cholernie delikatną i spokojną. Zmarszczone
zazwyczaj nad pracami domowymi brwi, tworzące nad jej nosem
charakterystyczne ,,v'' teraz uniosły się odrobinę do góry, a
wiecznie zmarszczone czoło wygładziło.
Nogi Draco bez udziału jego
umysłu ruszyły w kierunku Granger i nim się zorientował stał już
przy sofie pochylając się nad śpiącą. Rozejrzał się szybko po
pokoju w strachu, że ktoś zaraz tu wpadnie i nakryje go na
lampieniu się na nią. Kiedy upewnił się że nikogo w pobliżu nie
ma, a z korytarza za drzwiami nie dobywa się ani jeden dźwięk,
niepewnie ukląkł przy jej głowie.
Przyjrzał się dokładnie jej
prostemu, ociupinę zadartemu na końcu nosowi i drgającym w śnie
powiekom. Zastanawiał się o czym też może śnic Granger. O
OWUTEM-ach? Może o kolejnym zadaniu do odrobienia? Biorąc pod uwagę
stosy pergaminów na stoliku obok, przed zaśnięciem właśnie tym
się zajmowała.
Pokręcił głową nie
przekonany. Ta wkurzająca dziewucha może i jest kujonką ale założy
się, że jej sny to nie nudne rubryki od Sinistry. W tej brązowej
głowie siedzi nie jeden diabeł. Uśmiechnął się do siebie na
swoje stwierdzenie, dla jej dobra lepiej by było gdyby żaden Diabeł
tam nie przesiadywał.
Jego wzrok padł na jej dłoń
leżącą na brzuchu. Miała poplamione od atramentu palce, o krótko
obciętych, zadbanych paznokciach i sporym wypukleniu na środkowym
od ciągłego trzymania pióra. Powoli wyciągnął własną dłoń i
podniósł do oczu rękę Granger. Nie wiedział czemu to robi, nie
miał pojęcia co nim kieruje ale jak tylko jego palce dotknęły jej
delikatnej, ciepłej skóry poczuł się dziwnie przyjemnie.
Przemknął opuszkiem kciuka
po wybrzuszeniu na palcu Granger leniwie ją po nim głaszcząc.
Usłyszał jak mruczy coś we śnie, jakieś złowrogo brzmiące
burczenie. Musiał się na to uśmiechnąć. Nawet przez sen
wiedziała, że jest koło niej i daje mu ostrą reprymendę.
Niepoprawnie usatysfakcjonowany myślą, że potrafi go wyczuć nawet
w fazie REM, Draco pochylił się do dłoni Granger, już niemal
dotknął jej skóry ustami kiedy z rogu sofy wyskoczył szczur.
Szybko cofnął się do tyłu
wyciągając z kieszeni różdżkę i z zamiarem zabicia intruza,
podniósł się na nogi. Walnął przez przypadek kolanem w stolik, z
którego posypały się przybory gryfonki.
-Kur...-zaklął głośno.
Już miał zamiar potraktować
kota iście paskudnym zaklęciem, kiedy dziewczyna podniosła oczy.
Najpierw delikatnie zamrugała wpół przytomna, Draco miał
wrażenie, że nawet się do niego uśmiecha, po czym jej wzrok
wyostrzył się, znikły resztki snu a na usta wstąpił grymas
podejrzliwości. Zeskanowała jego sylwetkę nad nią i wyciągniętą
różdżkę, po czym zerwała się do pozycji siedzącej.
-Co ty robisz?!-wydarła się
z pretensją.
Blondyn skrzywił się słysząc
donośny krzyk, ale nie umiał nie przyznać, że nawet zachrypnięty
i drżący, głos gryfonki jest niesamowicie pociągający.
Ooo chłopie,zaśmiał się
jego wewnętrzny głos, źle z tobą.
-Budzę cię,
Granger.-powiedział obojętnie nie zwracając uwagi na kpiący
głosik- Chrapiesz tak, że pół szkoły zastanawia się co to za
ogr zdołał się tu dostać.
Pogratulował sobie, kiedy
dziewczyna wytrzeszczyła na niego brązowe oczy wypełnione furią i
niedowierzaniem.
-JA NIE CHRAPIĘ...-rzekła
dobitnie.
-Oczywiście.
-Dupek.-warknęła podnosząc
się z sofy.
Mało delikatnie pchnęła go
by odsunął się od stolika. W szaleńczym tempie zgarnęła swoje
manatki do oberwanej torby i z dumnie uniesionym podbródkiem ruszyła
ku swej sypialni. Miał ochotę nie raz i nie dwa walnąć ją jakimś
rozbrajaczem kiedy tak wyprostowana, szła emanując wyższością
nad innymi.
Przez te wszystkie lata
cholernie działało mu to na nerwy. I choć teraz zauważył, że
jest to jej obronna poza, sposób na niepokazanie irytacji, smutku
czy gniewu dalej miał ochotę na przytarcie jej słodkiego nosa.
Dumna gryfonka!
-Granger!-zawołał za nią.
-Czego?-warknęła stajać w
drzwiach sypialni i patrząc na niego spode łba.
-Niezłe ciuszki.-zachichotał
Granger przemknęła wzrokiem
po za dużym T-shircie i spranych leginsach. Zaczerwieniła się
odrobinę na policzkach, co musiał przyznać wyglądało dość
zabawnie i ponownie łypnęła na niego groźnie.
-Co ci nie pasuje w mojej
piżamie?
-Piżamie?-zdziwił się
niepomiernie- To jest twoja piżama? Nic dziwnego, że jesteś
nazywana ,,Żelazną Dziewicą''. Żaden, nawet najbardziej
zdesperowany facet nie podołałby widząc cie w czymś takim.
-Och, doprawdy?-fuknęła.
Widząc jak bliska jest ataku
gniewu, Draco dalej ciągnął temat. Uwielbiał ją złościć. Tak
uroczo marszczył jej się wtedy nos a oczy błyszczały iskrami.
Chyba nigdy mu się to nie znudzi.
-Tak.-przytaknął chowając
różdżkę do kieszeni szaty- Wszyscy padliby ze śmiechu jakby
zobaczyli w czym sypiasz. Hmmm...Może to nie taki zły pomysł?
Obcięła go poirytowanym,
nieufnym spojrzeniem.
-O czym ty mówisz?
Draco jakby nigdy nic, luzacko
założył ręce na piersi i z uśmieszkiem typowym dla uczniów
Slytherinu, odciął się jej tym samym, lustrującym wzrokiem.
-Zrobię ci w tym zdjęcie i
roześle po szkole. Staniesz się pośmiewiskiem.
Nagle gryfonka ruszyła ku
niemu. Przez chwile wydawało mu się, że wygrzebie z torby różdżkę
i walnie go Cruciatusem, albo chociaż rzuci się na niego z pazurami
ale nic takiego się nie stało. Podeszła powoli, zgrabnym krokiem
nie omieszkając przy tym zabujać biodrami. Stanęła na przeciwko
niego i zadzierając wysoko głowę by móc mu spojrzeć w oczy,
wyciągnęła dłoń.
Obserwował ją bacznie ze
zmrożonymi podejrzliwie powiekami, jak gładzi go po torsie. Dopiero
teraz zdał sobie sprawę o ile wyższy od niej jest. Zawsze
wiedział, że Granger to karzeł z maksymalnie metr sześćdziesiąt
sześć i to w tiarze na głowie, ale nigdy nie poczuł się tak
dobrze z jej małym wzrostem. Od niepamiętnych czasów gustował w
raczej długonogich, wychudłych dziewczynach, do których Granger
ani odrobinę nie pasowała.
To nie był jego typ. Niski,
szczupły ale i zaokrąglony gdzie trzeba. Taka, by móc ją schować
sobie do kieszeni albo zgarnąć w ramiona i ukryć przed całym
światem. Wzbudzała w nim taką dziwną, niezrozumiałą chęć.
Chęć ochrony i opieki.
-Pamiętasz Malfoy te czasy,
kiedy przejmowałam się opinią innych?-zapytała uprzejmie nie
spuszczając z niego czekoladowego wzroku.
-Nie- przyznał po chwili
namysłu.
Cholera! Nie mógł myśleć,
kiedy tak subtelnie, ledwie wyczuwalnie głaskała go po piersi.
Kiedy to robiła miał mniej mózgu niż Weasley, lub Group.
Zresztą...Jedno licho, który z nich. Obaj nie grzeszyli rozumem.
-Może dlatego, że nigdy mnie
to nie obchodziło!-zawołała kopiąc go w goleń.
Zawył z bólu pochylając się
do przodu. Był niemal pewny, że gryfonka roztrzaskała mu nogę.
-Zabiję cię Granger!-zawołał
za uciekającą dziewczyną- Przysięgam...Kiedyś ją zabiję.
Usłyszał jeszcze wredny
chichot gryfonki, nim drzwi jej sypialni zamknęły się za nią z
donośnym hukiem.
~*~ ~*~ ~*~
To już piąty rozdział. Proszę o komentarze, chciałabym wiedzieć co sądzicie o moim opowiadaniu i czy mam go dla kogo pisać. Pozdrawiam was V.
No doczytałam do końca. Bardzo mi się podoba i wciągnęło mnie nie na żarty. Pisz, pisz ja będę czekać :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
SomeSay
http://samarastory.blogspot.com/
Będę z całą pewnością :) Teraz kiedy wiem, że ktoś to czyta a nie przelatuje przez linki od tak sobie mam większą motywację by działać :)
UsuńPozdrawiam i dziękuję za komentarz i przeczytanie :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMusiałam usunąć poprzedni komentarz, bo się schrzanił...
OdpowiedzUsuńA więc tak.
Kocham, wielbię i wgl!
Twój blog miłością mojego życia!
A już z pewnością ta scena:
"-Pamiętasz Malfoy te czasy, kiedy przejmowałam się opinią innych?-zapytała uprzejmie nie spuszczając z niego czekoladowego wzroku.
-Nie- przyznał po chwili namysłu.
Cholera! Nie mógł myśleć, kiedy tak subtelnie, ledwie wyczuwalnie głaskała go po piersi. Kiedy to robiła miał mniej mózgu niż Weasley, lub Group. Zresztą...Jedno licho, który z nich. Obaj nie grzeszyli rozumem.
-Może dlatego, że nigdy mnie to nie obchodziło!-zawołała kopiąc go w goleń.
Zawył z bólu pochylając się do przodu. Był niemal pewny, że gryfonka roztrzaskała mu nogę.
-Zabiję cię Granger!-zawołał za uciekającą dziewczyną- Przysięgam...Kiedyś ją zabiję."
Pomińmy fakt, że Draco nie wie o Graupie i cieszmy się wspaniałością twojego bloga!
Mam jednak prośbę abyś następnym razem nie pisała Pensy, tylko Pansy. I może mogłabyś dodać obserwatorów?
W każdym razie!
Z utęsknieniem czekam na więcej,
Twoja fanka #1
<3
Jutro zmienię wszelkiego rodzaju Pensy na Pansy :) Obserwatorzy już są :) Miałam dodać ich wcześniej ale niestety mój laptop to technologiczny dinozaur i często połowy zmian nie zapisuje... Mam nadzieję, że tym razem mi się uda :) Dziękuję za komentarz!!!!!! Bardzo ! Miło jest wiedzieć, że moje wypociny komuś przypadły do gustu :) Pozdarawiam :D
UsuńWitaj!
OdpowiedzUsuńZ tej strony administratorki Katalogu Granger. Pewnie właśnie w tej chwili zastanawiasz się po co piszemy, otóż sprawa jest prosta – Wasza aktywność na katalogu, który prowadzimy. Nie oczekujemy wiele, pragniemy tylko, aby nasza praca, jaką wkładamy w rozwój katalogu, oraz czas, jaki poświęcamy, był szanowany, ponieważ inaczej, jeśli sprawa będzie dalej tak wyglądała, będziemy zmuszone zawiesić działalność katalogu. Oczywiście zanim do tego dojdzie, będziemy walczyć – waleczne z nas kobietki, więc nie poddamy się tak łatwo. Po prostu potrzebujemy właśnie Twojej pomocy, inaczej nie damy rady. Do działania katalogu potrzebne są dwie strony; my – administratorki, oraz wy – nasi katalogowicze. Bez Was to wszystko nie ma sensu. Mamy nadzieję, że ta wiadomość wzbudzi w Was choć odrobinę zainteresowania.
PS. Kiedy obchodzisz urodziny? Zachęcamy do zapisywania się w zakładce „Urodziny” – dzięki temu już nikt z katalogu nie zapomni o Twoich urodzinach!
Zapraszamy także do korzystania ze wszystkich zakładek na katalogu. Uczestniczcie w życiu katalogu! Nie zawiedźcie nas.
Pozdrawiamy,
Załoga Katalogu Granger.