środa, 19 sierpnia 2015

Rozdział 5

Hermiona wpadła jak przeciąg do Wielkiej Sali. Przy długich stołach kłębili się uczniowie, głośny gwar rozmów i śmiechów roznosił się po ogromnej komnacie, niczym swego rodzaju pieśń i nawet nauczyciele, pominąwszy wiecznie naburmuszonego Snape'a, uśmiechali się do siebie podczas dyskusji przy śniadaniu.
Dla niej to również miał być najszczęśliwszy od dawna dzień. Tak, miał być. Gdyby nie jej wspaniały współlokator, z którym od samego rana musiała walczyć o łazienkę, Och ale ona go nienawidzi!, skakałaby z radości.
Malfoy przez godzinę zażywał kąpieli, kolejne pół godziny spędził nad układaniem włosów a piętnaście minut czyścił zęby. I gdyby nie to, że wstała wcześniej i nigdy nie musiała poświęcać porannej toalecie więcej niż kilka minut na prysznic i umycie twarzy, byłaby spóźniona już pierwszego dnia.
Podła fretka!
-Cześć wam!-zawołała do ogółu gryfonów przeglądających się swoim planom zajęć.
-Cześć Hermiona!-zawołał Harry przesuwając się by zrobić dla niej miejsce obok siebie.
Niechętnie usiadła miedzy nim a Ronem, który minę miał jakby walnęła go tłuczkiem.
-Widziałaś już plany zajęć?-zagadnął Harry podając jej półmisek jajecznicy.
Uśmiechnęła się do niego w podzięce, nakładając sporą porcję na złoty talerz. Nigdy nie była fanką śniadań, pierwszy posiłek spożywała w niewielkiej ilości, ale stres sprawiał, że zagłuszała go jedzeniem. A stresu z tym wrednym ślizgonem będzie miała pod dostatkiem, tak czuła.
Dzięki ci Godryku za szybką przemianę materii, pomyślała chwytając za wciąż ciepłą maślaną bułeczkę.
-Nie jeszcze.-odpowiedziała przełykając - Muszę zgłosić się do McGonagall.
-Nie ma potrzeby.-uśmiechnął się przebiegle wręczając jej plik dokumentów- Wziąłem też twój, kiedy je rozdawała.
-Harry, jesteś boski!-zawołała cmokając przyjaciela w polik.
Wybraniec zaczerwienił się ale widać po nim było, że jest zadowolony ze sprawienia jej przyjemności. Wciąż uśmiechnięty, przyjął od niej połowę maślanej bułeczki, którą wrzucił sobie do ust.



-Bez przesady.-machnął dłonią-Tylko się nie załam...
Zdziwiona jego słowami rozwiązała czerwono złotą wstążkę spinającą zrulowane pergaminy i przeglądała, szybko sunąc oczami po linijkach i słupkach.
-Czemu miałabym...-nie dokończyła wytrzeszczając oczy na plan zajęć-To chyba jakaś kpina!

PLAN ZAJĘĆ HERMIONA GRANGER ROK 7

Godzina
Poniedziałek
Wtorek
Środa
Czwartek
Piątek
8:15-9:15
OPCM (S +H)
Zaklęcia (R)
OPCM (S+H)
Zielarstwo (H+R)
Zaklęcia (R)
9:30-10:30
Eliksiry (S)
Zielarstwo (H+R)
Eliksiry (S)
Zaklęcia (R)
OPCM (S +H)
10:45-11:45
Eliksiry (S)
Astronomia (Ch)
Historia Magii (R)
Historia Magii (R)
Transmutacja (S)
12:00-13:30
PRZERWA
PRZERWA
PRZERWA
PRZERWA
PRZERWA
13:30-14:30
Transmutacja (S)
Historia Magii (R)
Historia Magii (R)
Eliksiry (S)
Transmutacja (S)
14:45-15:45
Runy (R)
Transmutacja (S)
Runy (R)
Eliksiry (S)
Zielarstwo (H+R)
16:00-17:00
Astronomia (Ch)
OPCM (S +H)
Zaklęcia (R)


22:00-23:00



Astronomia (Ch)


S- Slytherin
H- Hufflepuff
R- Ravenclaw
Ch – Wszyscy Chętni

-Prawie wszystkie zajęcia ze ślizgonami...-jęknęła- To jakiś bardzo, ale to bardzo kiepski żart....
-Mało tego zaczynamy dzisiaj od OPCM. Zgadnij, z którym przyjemnym nauczycielem.
Nie musiała, ale jej wzrok mimowolnie sam padł na stół nauczycielski, za którym siedział wściekły, czarnowłosy osobnik.
-Snape.
Harry westchnął głęboko. Chociaż wojna się skończyła, a Snape udowodnił na dobre, po której stronie poprzeczki znajdował się od wielu lat, nie było szans na rozwiniecie się cieplejszych uczuć pomiędzy tymi dwoma. Snape mógł sobie kochać Lilly Potter, mógł oddawać za nią życie raz za razem i płakać nad jej grobem, ale Harry był synem Jamesa. A o tym fakcie Snape nie chciał lub nie potrafił zapomnieć.
-Niestety.-mruknął spoglądając kątem oka na profesora.
Zmierzyli się beznamiętnym spojrzeniem, po czym obaj odwrócili głowy w drugim kierunku.
-Czy może być gorzej?-zapytała na głos Hermiona.
-Oby nie.-Harry uśmiechnął się blado po czym spojrzał na jej rozsypane dookoła włosy.
Mówiła o relacjach przyjaciela i profesora ale najwyraźniej Harry źle ją zrozumiał. I dobrze, nie musi wiedzieć o czym myśli. A ona musi w końcu nauczyć się trzymać swoje myśli w głowie!
- Jak tam nowe dormitorium?
Och! Malfoy....
-Świetnie, po prostu świetnie.
-Nie brzmisz na zadowoloną.-zaśmiał się ale zaraz zamilkł widząc jej minę.
Na niezadowoloną?! Mało powiedziane!
Jest tak wściekła jak nie przymierzając rozwścieczony wilkołak. Gdyby nie to, jak potrafi być opanowana już by rozniosła pól szkoły za jednym machnięciem różdżki. A przynajmniej rozwaliłaby jednego, aroganckiego, bezczelnego, arystokratycznego...
Malfoy!
Wydarła się w myślach, obserwując jak źródło jej wszelkich zmartwień i chorób nerwicowych wchodzi do Wielkiej Sali. Oczywiście otoczony był grupką swoich największych fanek, którym przewodziły Pansy Parkinson alias Mopsica i Astoria Greengrass alias BezAlisu. Widać było, że dwie Panie konkurowały nie tylko o względy młodego panicza ale również o to, która będzie dowodzić grupą składającą się z Tracey Davis zapatrzonej w Malfoy'a niczym w gwiazdę zaranną i kilku innych ślizgonek.
Do małego pochodu uwielbienia doliczyć można tez było Millicentę Bulstrode i Daphne Greengrass, dziewczyny uwieszone ramion Blaise'a Zabiniego, który z dumnie uniesioną brodą kroczył zaraz za Malfoy'em. I jak w przypadku Blaise'a można było mówić o zadowoleniu, tak w przypadku tego drugiego, można było powiedzieć, że ma ochotę potraktować kogoś sklątką tylnowybuchową. A tym kimś bez wątpienia miała być Pensy szarpiąca go za ramię.
Hermiona nie mogła się na to nie uśmiechnąć. Dobrze mu tak! Dupek!
Nie mogła też nie zauważyć, jak kilka dziewcząt z innych domów wzdycha kiedy kolo nich przechodzi. Isobel McDougal, krukonka, omal nie umarła kiedy zamyślony blondyn wykrzywił usta w uśmieszku, przechodząc obok niej. Najwyraźniej dziewczyna pomyślała, że dziedzic fortuny posyła jej zalotny uśmiech. Padma Patil, siostra bliźniaczka Parvati, która zawsze uważana była za dziewczynę roztropną i rozważną, zaczerwieniła się gdy odchodząc od stołu stanęła mu na drodze a idąca za nią Susan Bones ledwo trzymała się na nogach.
I choć gryfonka miała wielką ochotę wywrócić oczami, wiedziała że dziewczęta mają jak największe prawo do tego by się zachwycać, a było czym. Malfoy w założonej luźno, czarnej szacie, białej koszuli z rozpiętymi dwoma górnymi guzikami, przewieszonym byle jak krawatem i włosami ,,od niechcenia'' zaczesanymi do tyłu wyglądał....Fantastycznie, niestety. Na jego dłoni nieodzowny zegarek z białego złota z tarczą wysadzaną diamentami i wielki sygnet rodu świeciły niczym latarnia morska nocą w mętnych promieniach poranka, wpadających do Wielkiej Sali przez zaczarowane sklepienie.
On cały zdawał się świecić, błyszczeć, lśnić a jego mocne, męskie perfumy, które mimo wszystko nie dusiły a wolały o uwagę dopełniały jedynie tego obrazu Bożka zesłanego na ziemie.
-Bo muszę mieszkać z nim.
Wskazała brodą na zasiadającego na czele grupy ślizgona.
-Z Malfoy'em?!-niemal wydarł się Harry.
Poruszeni jego nagłym wybuchem gryfoni, spojrzeli na nich pytająco, nawet milczący dotąd z nadąsaną miną Ron, spojrzał na Hermionę, doskonale słyszał każde zdanie. Niestety, Malfoy też usłyszał krzyk Harrego i posłał jej wredny uśmiech.
-Aha...-westchnęła mieszając widelcem w jajecznicy- Mało tego, dzielimy łazienkę...
-Łazienkę?-zawołał Ron po raz pierwszy odzywając się od kiedy Hermiona weszła do Wielkiej Sali.
Postanowiła pozostawić dla siebie jakiekolwiek komentarze odnośnie jego przyjemnego zachowania i wykorzystać to, że się w końcu odezwał aby nawiązać rozmowę.
-Ma więcej kosmetyków niż połowa żeńskiej części gryfonów...
Harry i Ron wymienili się spojrzeniami po czym zaśmiali się złowrogo. Nieświadomie Hermiona dała im bicz boski do dłoni i sądząc po ich minach, mieli ochotę wykorzystać tę informację.
Na zdrowie, pomyślała gryfonka. Niech sobie poużywają na tym dupku, tyle ich. I tak zapewne Malfoy odwróci ich żarty przeciwko nim, jeśli chodzi o złośliwości i intrygi był mistrzem. Nigdy żadnemu z nich nie uda się przechytrzyć króla węży, ale niech mają swoją chwilę triumfu.
Nagłe zamieszanie wśród uczniów, a ścisłej mówiąc uczennic, sprawiło że podniosła głowę znad talerza. O mały włos nie zachłysnęła się kawałkiem bekonu. Z oczu pociekły jej dwie łzy, kiedy jedzenie wpadło nie do tej dziurki co trzeba, ale nie przejmowała się tym.
Środkiem Wielkiej Sali maszerował wysoki, przystojny (ona już sobie pogada z dyrektorem o tym eliksirze przystojniaka) chłopak. Miał modnie przystrzyżone, ciemne włosy i piękną twarz o dużych, jasnozielonych oczach i lśniącej, opalonej skórze.
Był na prawdę wysoki, tak jak Malfoy, którego swoim wzrostem mógł prześcignąć jedynie Hagrid i Zabini, atletycznie zbudowany a jego uśmiech...Kiedy tak szedł w kierunku machającego mu Anthon'ego Goldsteina, uśmiechając się uprzejmie Hermiona była pewna, że połowa szkoły dostała zawału.
Nawet profesor McGonagall i Sprout zapatrzyły się na chłopaka mrugając szybko powiekami.
-Kto to?-zapytała.
Przystojniak usiadł przy stole krukonów, jak na raz wszystkie siódmoklasistki obległy go dookoła, szczebiocząc mu nad uchem. Uśmiechał się uprzejmie ale zdawał być odrobinę zażenowany uwagą jaką na siebie ściągał. Już go lubiła, wydawał się być bardzo miłym chłopakiem.
-Eryk Robionson- warknął Harry-Nowy nabytek krukonów. Ma być ich kapitanem.
-No...cóż...wow...
-Ty też?!-zawołał z irytacją.
Hermiona kapitulacyjnie uniosła dłonie do góry. Nie chciała zaczynać pierwszego dnia szkoły od kłótni z przyjacielem. Wystarczyły jej poranne potyczki ze ślizgonem.
-Stwierdzam tylko, że jest przystojny.-powiedziała siląc się na rzeczowy ton-Nie mam zamiaru za nim biegać przecież.
Harry obciął ją badawczym wzrokiem ale najwyraźniej uwierzył jej na słowo bo rozchmurzył się po chwili i napił soku z dyni.
-No ja myślę...-dodał na koniec z nutką rozbawienia-Chociaż ty jesteś rozsądna Hermiono. W każdym razie, przyjechał tu z Włoch ale tylko na jakieś dwa lub trzy tygodnie. Potem wraca do siebie, zamyka sprawy i w styczniu przyjeżdża tutaj. Dopiero wtedy przejmie pałeczkę kapitana.
Gryfonka przyjrzała się Harry'emu uważnie. Przyjaciel zdawał się być czymś bardzo zmartwiony. Grzebał widelcem w talerzu jak jeszcze przed chwilą ona, burcząc pod nosem niezrozumiałe słówka.
-Teraz to ty nie wyglądasz na zadowolonego.-zauważyła z przejęciem- Jest aż tak dobry?
-Piekielnie.-bąknął w talerz.
To jej wystarczyło. O więcej pytać nie chciała i nie musiała, miną Harrego wystarczająco odpowiadała na wszelkie pytania.
Po zjedzeniu szybkiego śniadania i opowiedzeniu chłopakom jak nieznośnym i wrednym współlokatorem jest ślizgon, oraz po wylaniu całego zapasu żalu jaki miała w sobie Hermiona wraz z chłopakami udała się pod klasę 104 w północnej wieży, gdzie odbywały się zajęcia z OPCM. Stała już przed nią spora grupka uczniów, w tym i sam Mistrz-Wkurzania-Granger. Całe szczęście jego świta rozpierzchła się po salach a on został wraz ze swym wiernym giermkiem, Blaisem El Diablo.
-Cześć współlokatorko!-zawołał na jej widok wykrzywiając idealne usta w brzydkim grymasie.
Hermiona westchnęła cicho ale nie dala mu satysfakcji. Wyprostowała się dumnie i z wypiętą piersią, spiorunowała go wzrokiem.
-Wal się Malfoy!-warknęła przechodząc obok.
Ślizgon zatarasował jej przejście swoją sylwetką, nic sobie nie robiąc z kroczących za nią gryfonów. Jakby ich tam wcale nie było, wrednie uśmiechał się do Hermiony.
-Co tak niegrzecznie?-zapytał uprzejmie.
-Ty już wiesz co...
-Daj spokój.-machnął wypielęgnowaną, ozdobioną sygnetem dłonią- Chyba nie złościsz się za przegraną bitwę o pokój? Przecież wiedziałaś, że nie dorównujesz mi do pięt.
Miała już zamiar wyciągnąć różdżkę i jak kiedyś zrobił Crouch, zamienić go w fretkę ale wtedy z szeregu wyskoczył Harry. Stanął między przyjaciółką a ślizgonem celując w niego różdżką.
-Malfoy zamknij się i daj jej spokój!-warknął z zaciętą miną.
Blondyn obciął go beznamiętnym spojrzeniem. Minę miał taką, jakby coś nieładnie zapachniało mu pod nosem, ale zaraz zrobił krok do przodu stykając się z Harrym torsem. Mierzyli się spojrzeniami, bacznie obserwowani przez zebranych pod klasą ślizgonów, gryfonów i, Bogu ducha winnym, puchonów a wokoło nich aż wibrował testosteron.



-Bo co, Potter?-wysyczał Malfoy.
Harry uśmiechnął się tak mało uprzejmie, jak tylko potrafił. Widać było, że jego druga, ślizgońska natura wciąż jest w nim żywa i natarł na Malfoy'a torsem.
-Bo rozkwaszę ci gębę, Śmierciożerco.
Hermiona mogła dostrzec jak szczeki Malfoy'a zaciskają się w furii. Obejrzała się dookoła ale nikt najwyraźniej nie miał zamiaru stawać tym dwóm na drodze do pozabijania się. Ron patrzył spod byka na blondyna, ręka lawirowała mu niebezpiecznie blisko kieszeni szaty ale nic nie czynił by odciągnąć przyjaciela. Zabini natomiast spoglądał na dwóch odwiecznych wrogów ale zamiast przerażenia czy złości, dostrzegła w jego oczach wielkie rozbawienie.
Kolejny głupek!
-Zważaj sobie na słowa, bliznowaty.-szepnął blondyn przyciskając wydobytą nie wiadomo kiedy różdżkę do piersi Harrego- Inaczej któregoś dnia obudzisz się bez jęzora.
Tego było już zbyt wiele. Nie myśląc za dużo, Hermiona wysunęła się za pleców przyjaciela i odciągnęła go za rękaw od ślizgona, który miał bardzo niemiłe zamiary wobec niego. Mogła wyczytać to w jego oczach. Stanęła przed Harrym i patrząc na niego, poklepała uspokajająco po ramionach.
-Dość.-powiedziała cicho przenosząc znaczący wzrok na blondyna- Przestańcie obaj.
Przez kilka sekund panowała cisza. Niespodziewanie Malfoy schował różdżkę i zaśmiał się wrednie. Spojrzał na Harrego jakby był nic nie wartym robakiem i z zaciśniętymi szczekami wysyczał kilka slow.
-Właśnie, Potter.-wypluł jego nazwisko niczym jad- Posłuchaj się przyjaciółeczki, dobrze ci radzi.
Drzwi wejściowe klasy otworzyły się nagle z hukiem waląc klamką o ścianę, dosłownie nanosekundę po tym jak dwaj naładowani gniewem przedstawiciele domów odstąpili od siebie na krok. Oczy wszystkich zebranych przeskoczyły z twarzy Harrego i Malfoy'a na ponurą, rozgniewaną gębę Severusa Snape'a. Stal w progu i nawet kiedy się nie poruszał, poły jego szaty wirowały wokoło stóp profesora. Prawdziwy nietoperz.
-Wejść!-warknął odwracając się od zszokowanych min uczniów.
Posłusznie weszli do wnętrza klasy, gdzie w wielkich słojach z formaliną pływały przedziwne stwory, a z sufitu zwisał ogromny szkielet smoka. To pomieszczenie zawsze wzbudzało niepokój w Hermionie. Od kiedy przebrany za profesora Mood'a Bartemiusz Crouch pokazał uczniom działanie zakazanych zaklęć na nieszczęsnym pająku, nie miło przesiadywało jej się w tej klasie. Całe szczęście po Bartym Crouchu pozostało jedynie wspomnienie.
Hermiona rozejrzała się po ławkach, w których zasiadało po trzech uczniów. Nie była pewna gdzie ona ma spocząć, w końcu ich trojka się rozpadła. Została wybawiona z opresji jak zwykle dzięki swemu przyjacielowi. Harry nie zważając na Rona, pociągnął ją za rękaw do ławki i usadził z brzegu samemu zajmując miejsce pomiędzy dawną parą.
-Otwierać książki na stronie siedemdziesiątej szóstej.-wysyczał Snape.
-Siedemdziesiątej szóstej?-zapytał zaskoczony Dean.
-Tak, Panie Thomas. Stroma SIEDEMDZIESIĄTA SZÓSTA!-wydarł się.
Hermiona miała wrażenie, że popękały jej bębenki. Kiedy spojrzała jak przed nią Dean zatrząsł się w krzesełko była pewna, że chłopak stracił słuch.
-Na Godryka...Przecież słyszałem.-szepnął Dean, kiedy Snape ruszył do podwyższenia.
-Milczeć!-wrzasnął profesor.
Zajął miejsce przy katedrze na szczycie podium a oni posłusznie przekartkowali strony książki.
-Co on taki wściekły?-zapytał półgębkiem Ron.
-Ma to chyba związek z tą całą Aristow.-zauważył Dean, spoglądając przez ramię na ich trojkę.
-Słyszałem jak kłócił się z nią pod klasą eliksirów dzisiejszego poranka.-powiedział Seamus odwracając się do Hermiony- Za bardzo nie wiem o co,każde z nich darło się na siebie jak najęte, ale wywnioskowałem, że on ma ją za niedouczoną zołzę a ona go za nadwrażliwego starca.
Ledwie zdążył dokończyć zdanie, a profesor okręcił się napięcie bombardując go pełnym furii spojrzeniem.
-Finnigan!-zawył Snape- Minus dziesięć punktów dla Gryffindoru!
-Ale...
-Kolejne pięć!
-Za co...
-I jeszcze pięć- wysyczał profesor.
Hermiona jęknęła. Pierwszy dzień a tu już minus dwadzieścia punktów! Zniżyła się na oparciu krzesełka i kopnęła w kostkę Seamusa. Słyszała jak syknął z bólu ale posłusznie zamilkł.
Cała klasa milczała. Nawet ślizgoni obawiali odezwać się do swego opiekuna by nie zarobić szlabanu. Nikt nie wiedział o co tak naprawdę chodzi, ale każdy wiedział że ma to związek z piękną panną Aristow i zajęciami jakie ma poprowadzić. Snape, chociaż zawsze miał chrapkę na przejęcie stołka profesora od OPCM, uwielbiał swoje lochy i eliksiry. Najwyraźniej nie był gotów oddać komuś swej posady. Zwłaszcza mądrej, pięknej kobiecie.
Gryfonka spojrzała na książkę i otwarty przed nią rozdział. Ożywianie zmarłych. Zatrzęsła się na samo wspomnienie tych kilku truposzy, których widziała podczas wojny o Hogwart. Voldemort korzystał z pobudzonych energią ciał, którymi rządził aby siać panikę i grozę wśród ludzi. Nie lubiła o nich myśleć. Byli przerażający.
-Kto wie jak pobudzić zmarłego do życia?-zapytał Snape.
Oczywiście ręka, która wystrzeliła do góry jako pierwsza należała do Hermiony.
Profesor rozejrzał się po zgromadzeniu i skrzywił na widok otępiałych min reszty uczniów.
-Mów.
-Do tego potrzebna jest wyjątkowa znajomość czarnej magii. Aby obudzić zmarłego i sprawić by był nam posłuszny, czarodziej musi oddać mu kilka kropel swojej krwi i związać duszę umarłego silnym,czarnoksięskim zaklęciem.-wyrecytowała.
-Jakie są konsekwencje nieudanego obudzenia?
Hermiona nie zdziwiła się kiedy ponownie jej dłoń była jedyną jaka wystrzeliła ku sufitowi. Czy ci ludzie nie mogli przeczytać chociaż paru rozdziałów? Ona znalazła na to czas pomiędzy spotkaniami z rodziną a wychodnymi wieczorami z kuzynostwem.
-Nikt?-warknął Snape- Panno Granger.
-Czarnoksiężnik wiążący zmarłego ze swoją krwią ryzykuje śmierć, lub co gorsza, opętanie przez dusze zmarłego.
Profesor niechętnie skinął głową dając jej do zrozumienia, że jej odpowiedź go zadowala.
-Jak unieszkodliwić przywołanych zmarłych?
Po raz kolejny tylko jedna dłoń uniosła się do góry. Hermiona była z siebie dumna. Może przy dobrych wiatrach uda jej się zdobyć parę punktów dla Gryffindoru i nadgonić punktacje w rankingu.
-Na litość...Tak Granger?
-Jedynym sposobem jest zabicie tego, który powołał ich za grobu.
-Czym różnią się zombie od inferiusów?-szepnął profesor nie odwracając wzroku od jej twarzy.
O proszę! Coś czego nie było w książce. Jednak Hermiona była sprytna. Główkowała na najszybszych obrotach porównując w głowie wszystkie informacje jakie miała o zombie i inferiusach. W mgnieniu oka miała gotową odpowiedź, teraz na pewno zdobędzie punkty dla gryfonów.
-Inferiusa można zabić za pomocą zaklęcia Incendio, Lacarum Inflammare lub klątwą Szatańskiej Pożogi, ponoć potrafią mówić a zombie są jedynie pustymi ciałami spełniającymi rozkazy...
-Czy ja ci pozwoliłem mówić, Granger?!-krzyknął Snape.
Wystraszona i zawstydzona spuściła wzrok. Po sekundzie pokiwała głową na boki czując już nadchodzący szlaban.
-Właśnie!-Snape uśmiechnął się chytrze- Minus pięć punktów?
-C...
-Zapytaj mnie ,,co?'' a dostaniesz szlaban!
Piękny, wspaniały pierwszy dzień!





~*~ ~*~ ~*~

-To było nie fair- żachnął się Harry.
-Prawda- przytaknął mu Ron przytulając pocieszająco zdruzgotaną gryfonkę.
Idący po jej lewej stronie Seamus i Dean nadawali w oburzeniu na profesora, nie szczędząc przy tym kwiecistych, soczystych epitetów.
-Powinien był cie nagrodzić-warknął Seamus strzepując rękę Rona z jej ramienia i przytulając ją do siebie.
Hermiona nic sobie nie robiła z zachowania chłopaków. Szczerze mówiąc, miała to głęboko gdzieś. Stracili dwadzieścia pięć punktów już podczas pierwszej godziny!
A jakby tego było mało, ten pieprzony arystokrata wprost tryskał zadowoleniem. Miała ochotę walnąć go w twarz. Tak mocno żeby posypały się po podłodze jego bialutkie zęby. A najgorsze, że czekają ją jeszcze trzy godziny z tym nadętym dupkiem!
Z zadowoleniem spostrzegła, że nie było go nigdzie gdy dotarła z chłopakami pod wrota sali eliksirów w lochach. Zabini stał znudzony co jakiś czas przytakując paplającej u jego boku Daphne Greengrass. Hermiona mogła się założyć, że ślizgon wcale a wcale nie słucha dziewczyny. A kiedy spostrzegła, że równo co dziesięć sekund kiwa głową a wzrokiem przeskakuje z cegły na cegłę wystające ze ściany, była tego niemal pewna.
Westchnęła w uldze. Może Malfoy zrezygnował z zajęć? W końcu nie prowadził ich już Snape a z tego co wiedziała, tylko dzięki opiekunowi Slytherinu blondyn miał dobre oceny. Dobrze by było mieć go z głowy chociaż na dwie godziny.
Jak tylko po korytarzu lochu rozszedł się dźwięk magicznego dzwonka zapowiadającego rozpoczęcie zajęć, drzwi przed nimi otworzyły się na oścież. Z klasy wyszła uśmiechnięta profesor Aristow w towarzystwie drugorocznej dziewczynki. Krukonka powiedziała coś cicho do nauczycielki, przetarła załzawione oczy i z bladym uśmieszkiem na buzi, pobiegła schodkami w górę zamku.
Hermiona przyjrzała się dokładnie nowej pani profesor. Miała duże, zielone oczy i różowe policzki. Długie do połowy pleców, gęste blond włosy splotła na głowie w misternym upięciu, koronując fryzurę niedużym, fioletowym kapelusikiem z diamentem doczepionym do paska z aksamitu. Długa, pasująca do kapelusza suknia omiatała podłogę a czarna marynarka z pagonami, z których zwisały złote frędzle dopełniała jej eleganckiego wyglądu.
Gryfonka rozejrzała się potwarzach urzeczonych nauczycielką chłopców. Nawet Harry i Ron wodzili za profesor Aristow cielęcym wzrokiem. Cóż, nie mogła się im dziwić. Kobieta była na prawdę zjawiskowa.
-Witam was!-zawołała wesoło z mocnym, słowiańskim akcentem- Wchodźcie, za chwile do was dołączę.
Niespiesznie defilada utrapieńców z siódmego roku ruszyła w kierunku otwartych drzwi lochu. Powoli, jeden za drugim, uczniowie przekraczali próg zajmując swoje stare miejsca w ławkach, na których stały kociołki i ingrediencje potrzebne do przygotowania eliksirów. Hermiona kroczyła jako ostatnia wraz z Seamusem zamykając pochód.
Była tak wściekła, że nie zauważyła wystającego z drewnianych wrót lochu gwoździa. Zahaczyła nim o pasek swojej wysłużonej torby, który pękł niczym sprana szmata, a znajdujące się we wnętrzu torby przedmioty rozsypały po podłodze. Pióra, arkusze pergaminu i drugie śniadanie w sekundzie znalazły się na ziemi uwalone granatowym atramentem.
Hermiona poczuła jak łzy gniewu i bezsilności, która swoją drogą była uczuciem kompletnie do bani, napływają jej do oczu.
-Cholera!-warknęła klękając.
W mgnieniu oka Seamus znalazł się kolo niej, zabierając za sprzątanie bałaganu.
-Pomogę ci.
Na Merlina! Czy oni wszyscy mogą dać jej święty spokój?! Czy choćby własne rzeczy może pozbierać sama?!
-Nie, Seamus. -zastopowała go dłonią-Idź, dam sobie radę.
Jeszcze tego brakowało by przez nią i on dostał szlaban albo kolejne odjemne punkty. Chłopak rzucił jej niepewne spojrzenie, wahał się przez chwile ale w końcu jej modły zostały wysłuchane i skinąwszy powoli głową, wszedł do klasy.
Jak tylko została sama, klapnęła na tyłku zasłaniając rękoma twarz. Przez kilka sekund krzyczała w duchu ze złości ale w końcu doszła do siebie. Wzięła dwa głębokie wdechy i w szaleńczym tempie zgarnęła rzeczy do swojej zniszczonej torby. Mamrocząc coś na temat kupienia nowej, jakieś trzy lata temu machnęła różdżką. Plamy atramentu znikły z wylizanej kamiennej, posadzki jakby nigdy ich tu nie było.
Ruszyła już do wpółprzymkniętych drzwi, ciesząc że profesor Aristow nie ma jeszcze na zajęciach, gdy przed nią wyrósł Malfoy. Z zamorzonymi na torsie rekami obserwował ją spod przymrożonych powiek.
Tylko nie on, zajęczała w duchu. Nie miała sil na potyczki.
-Przesuń się.-mruknęła beznamiętnie chcąc go ominąć.
-Nie.
Spojrzała na niego spod byka. Widziała jak po jego twarzy błąka się złośliwy uśmieszek ale naprawdę nie chciało się jej prowadzić z nim kolejnej wojny. A przynajmniej nie w tym momencie.
-Przesuń się.-powtórzyła spokojnie.
Przyjrzał się jej z przechyloną głową, jakby brak wrogości i chęci do walki było dla niego niezrozumiała.
-Nie.
Westchnęła głośno. Miała go już po dziurki w nosie.
-Czego chcesz Malfoy?-zapytała zrezygnowana.
-Och, nie pytaj...
Po jej plecach przeszedł niemiły dreszcz. Coś w tonie jakim do niej mówił nie pasowało dziewczynie. Chwila! Czy on to prawie wymruczał?
-Więc spadaj.
Zrobiła krok w prawo ale i tym razem ślizgon zastąpił jej drogę swoim wielkim torsem. Stała tak blisko niego, że z powodzeniem mogła powiedzieć, że go przytula. Końcówkę jej nosa od białej koszuli i krawatu dzieliły dosłownie minimetry. Przymknęła na chwilkę powieki i zaczerpując głębokiego, uspokajającego wdechu uniosła głowę i spojrzała w stalowo szare oczy.
-Nie bądź taka wściekła.-powiedział zerkając na nią z góry- To nie koniec świata, bo twój dom stracił DWADZIEŚCIA PIĘĆ punktów na PIERWSZEJ lekcji.
Tego było już za wiele jak na jeden dzień. Hermiona wyciągnęła przed siebie dłonie i mocno pchnęła ślizgona w pierś. Cholera, nie ruszył się nawet o centymetr. Albo była już tak wykończona albo ten zazwyczaj delikatny paniczuś w rzeczywistości był silny i wytrwały jak głaz.
-Wal się tchórzofretko!-krzyknęła waląc go ponownie w tors.
Na jej nieszczęście zapomniała o rozwalonej torbie jaką trzymała pod pachą. Po raz drugi po lochu rozszedł się głośny trzask tłoczonego szkła i toczących się po ziemi rzeczy. TO NAJGORSZY DZIEŃ W DZIEJACH, płakała w myślach klękając przy stopach Malfoy'a.
-Na litość! Znowu...-jęknęła z gulą w gardle.
Była świadoma wzroku ślizgona, który wpatrywał się w nią z mocą. Wiedziała, że zaraz obdarzy ją jakimś głupim, denerwującym komentarzem ale on zamiast tego zgrabnie schylił się i kleknął na przeciw niej.
Z opadniętą szczęką patrzyła jak jego smukłe, jasne palce z zamieszczonym na jednym z nich sygnetem zbierają zwoje pergaminów. Już po chwili biała niemal skóra była poplamiona granatowym atramentem ale ślizgon zdawał się nie zwracać na to uwagi. Wpakowywał szybkimi ruchami cenny dobytek Hermiony do mokrej od atramentu torby, mrucząc coś pod nosem o nowej jaką powinna sobie kupić.  
-Co ty....-sapnęła przejęta.
-Co znowu?-zapytał rzucając jej beznamiętne spojrzenie spod grzywy włosów opadających mu na oczy.
Hermiona zapatrzyła się urzeczona na te zimną stal. Nie potrafiła powiedzieć, że była brzydka lub byle jaka. Tęczówki ślizgona niestety ale były kolejną rzeczą w nim, która była idealna. Szara, stalowa, niemal srebrna głębia poruszała się w jego oczach niczym żywa rtęć, ozdobiona o ton ciemniejszą obwódką udzielającą tęczówki od białek.
Musiała spuścić wzrok żeby przestać się na niego lampić. Zwłaszcza, że znajdował się przy niej nos w nos.
-Pomagasz mi zebrać rzeczy.-poinformowała rzeczowo.
Prychnął w swój zwykły, ślizgoński sposób nie przestając zgarniać piór i książek do jej torby.
-Aleś ty spostrzegawcza, Granger...-mruknął.
-Po prostu nie mogę uwierzyć, że wielki Smok czystej krwi pomaga szlamie pozbierać jej rupiecie.
-Granger...
Nie zwróciła uwagi na jego srogi ton, dalej zawzięcie paplając. Chciała najzwyklej w świecie zająć czymś swój umysł by nie podkusiło jej aby unieść oczy i utonąć w zimnej rtęci.
-Nie boisz się uwalić szlamem?
Głośne przekleństwo sprawiło, że mimowolnie uniosła spojrzenie znad plam granatu na posadzce. Od razu tego pożałowała. Malfoy zdawał się być jeszcze bliżej niej niż dosłownie minutę temu. Zbyt blisko. Cholernie, nieprzyzwoicie blisko. 



 
-Nie specjalnie...
Chciał coś jeszcze powiedzieć, już otwierał usta ale w tej samej chwili pojawiła się nad nimi profesor Aristow. Popatrzyła po ich bladych twarzach i ku zdziwieniu zarówno gryfonki jak i ślizgona, uśmiechnęła się uprzejmie.
-Moi mili, czemu nie ma was jeszcze w klasie?-zapytała spokojnie.
Jak jeden mąż stanęli wyprostowani, ramie przy ramieniu.
-Przepraszam, to moja wina pani Profesor.-powiedziała Hermiona ze skruchą w glosie- Moja torba się rozerwała a on tylko mi pomaga pozbierać rzeczy.
Wskazała brodą Malfoy'a starając się nie zwracać uwagi na jego wytrzeszczone w zdziwieniu oczy. Wiedziała, że powinna zwalić winę na niego, nakłamać, że to on zatrzymał ją w drzwiach i umyślnie zepsuł jej własność, w nadziei, że dostanie się mu za wszystkie jej zszargane nerwy. Bardzo ja to kosiło. Wiedziała też, że nie potrafiłaby spojrzeć w lustro gdyby to zrobiła.
Niestety. Była gryfońską kujonką z zasadami i nad wyraz dobrze działającym sumieniem.
-Jesteście z innych domów?-zapytała profesor spoglądając na ich krawaty.
-Gryffindor.-powiedział dumnie Hermiona.
Usłyszała jak obok niej Malfoy prycha z irytacją. Ona już by mu dała...
-Slytherin.-spapugował jej wyniosły ton.
Nauczycielka zrobiła zaskoczoną minę, mianowicie jej usta zwęziły się w linie a równe brwi podjechały pod sam kapelusz. Zaraz jednak uśmiechnęła się delikatnie i przytaknęła im głową.
-A mówią, że integracja nie jest możliwa.-zaszczebiotała- Wspaniale zachowanie młody człowieku...
Zdezorientowany tą nagłą pochwałą, ślizgon zmarszczył nos spoglądając na nauczycielkę z dozą nieufności.
-Malfoy, pani profesor.-powiedział powoli.
-Godne prawdziwego mężczyzny. Pomaganie mimo różnic. Dwadzieścia punktów dla Slytherinu.
Głowa Hermiony obróciła się szybko w kierunku Malfoy'a, niemal czuła jak w jej karku kręgi przeskakują o kilka minimetrów. Miała niewymowną ochotę zacząć płakać jak tylko zobaczyła jego zadowoloną minę. Nie...To jakaś kpina!
Nie dość, że to przez niego ma nerwice a z jej torby znowu wypadły wszystkie rzeczy to on jeszcze dostaje za to punkty. Mogła go wkopać, może i jej sumienie płakałoby w kącie przez kolejną dekadę ale przynajmniej nie musiałaby patrzeć na jego radosną gębę. Chociaż nie mogła nie przyznać, że uśmiechnięty w ten zwykły, radosny sposób był zjawiskowo przystojny.
-I dla ciebie również młoda Panno...?
To w połowie zdanie, w połowie pytanie zbiło ją z pantałyku. Chciała już wskazać się palcem i upewnić, że to o nią chodzi ale zaraz przypomniała sobie, że prócz ich trojki nie ma tu nikogo innego.
-Granger.-szepnęła.
Profesor zamrugała zaskoczona, najwyraźniej i ona dowiedziała się od innych nauczycieli o trwającej niemal od siedmiu lat wojnie Granger- Malfoy.
-No, no.-zacmokała- Dla ciebie również dwadzieścia punktów.
-Za co?-zdziwiła się Hermiona.
-Za odwagę, rzecz jasna.
Nauczycielka powiedziała to takim tonem jakby wyjaśniała oczywistą oczywistość. Machnęła do tego dłonią z krótko obciętymi paznokciami, pomalowanymi na czarno i uśmiechnęła się przyjaźnie do dwójki uczniów.
-Chciałaś wziąć całą winę za spóźnienie na siebie. Piękny przykład.
-Dziękuję...chyba.
-Proszę. A teraz- poklepała ich po ramionach- Hop,hop. Lekcja się zaczęła.
Wymieniła się szybkim spojrzeniem ze stojącym jak słup ślizgonem, najwyraźniej i on był skonsternowany całą sytuacją. Zaraz jednak Malfoy uśmiechnął się szeroko, o Merlinie!, puścił do niej zalotne oczko i ruszył do drzwi. Zdziwiona jeszcze bardzie niż sekundę wcześniej, zachęcana spojrzeniem nauczycielki weszła za nim do klasy.



Szybko przemknęła do ławki zajmowanej przez Harrego i Rona waląc o nią torbą. Rudy właśnie wyciągał ze swojej książkę i przybory do pisania. Podskoczył wystraszony nie zauważając jej pojawienia ale opanował się szybko i rzucił spojrzeniem po jej bladej buzi.
-Co ty tam tak długo robiłaś?-szepnął do niej Ron.
-Zbierałam rzeczy-wskazała urwany pasek torby.
-Z nim?-machnął głową na równoległą ławkę stojącą dwa rzędy od nich.
Hermiona podążyła za jego wskazówką, choć doskonale wiedziała kogo tam zobaczy. Malfoy usiadł przy boku swego wiernego towarzysza Zabiniego i jakby nigdy nic rozpakowywał zarzuconą na ramię torbę, która teraz leżała na blacie ławki. Czując na sobie jej spojrzenie, uniósł głowę i wyszczerzył do niej przebiegle. Jego stalowe, zakryte paroma blond kosmykami włosów,oczy zalśniły radośnie sprawiając, że jej serce jakoś dziwnie zabiło. Jakby szybciej i mniej równo.
Pospiesznie wróciła do wyciągania książki oraz zwoju pergaminów. Całe szczęście, że i Ron zajęty był swoimi sprawami. Zapewne miałby wiele do powiedzenia na temat uśmieszku ślizgona.
-Nie, on przylazł chwile za mną. Dostaliśmy ochrzan za spóźnienie.-mruknęła siadając na krześle.
Wszelkie rozmowy zostały skrócone przez dźwięk zamykanych drzwi i stukotu obcasów o kamienną posadzkę lochu. Profesor Aristow stanęła przed klasą patrząc na uczniów z łagodnym wyrazem twarzy i miękkim spojrzeniem, pod którym czaiła się dostrzegalna siła oraz moc.
-Witam was. Nazywam się Natalja Aristow i będę waszym nauczycielem eliksirów...

~*~ ~*~ ~*~

Reszta zajęć obyła się bez większych ekscesów. Profesor Aristow okazała się być miłą, uprzejmą i piekielnie wymagającą osóbką. Pierw kazała im naważyć eliksir leczniczy podawany zainfekowanym ostrą odmianą ospy wybuchowej, podobno nieszczęśnik, który się jej nabawił przez miesiąc musiał leżeć na kwarantannie z wielkimi,ropnymi bąblami na całym ciele, a potem zadała im esej do napisania na temat beaukinasu.
I gdyby to było tylko to...
Na transmutacji McGonagall również nie próżnowała. Przepytała każdego z nich z wiedzy zdobytej w poprzednich latach,tu gryfonka z zadowoleniem zorientowała się, że ślizgon wciąż jest ciemny z tego przedmiotu, po czym zadała im na następne zajęcia naukę zmiany sporego kamienia w papugę.
Na runach Hermiona jak zawsze bawiła się wyśmienicie, był to jej ulubiony przedmiot ale i w tym przypadku nauczycielka, profesor Bableling zadała im z miliard długich wierszyków znaków, które musieli przetłumaczyć. Cieszyła się jedynie, że ani Harry ani Ron nie uczęszczali z nią na te zajęcia. Nie będzie zmuszona patrzeć na ich bezradne miny i pomagać im w rozwiązywaniu zadania.
Na astrologii miała nadzieje się odrobinę poobijać się. W końcu zajęcia poniedziałkowe z tego przedmiotu miały być czysto teoretyczne, gdyż odbywały się po południu, kiedy było jeszcze zbyt jasno by obserwować niebo ale mimo to została zawalona pracami.
Kiedy nareszcie dotarła do pokoju wspólnego prefektów dosłownie słaniała się na nogach. To był najgorszy, pierwszy dzień jaki mogła sobie wyobrazić.
-Padam na twarz...-westchnęła siadając na trzyosobowej sofie przed kominkiem.
Strzeliła z różdżki zaklęciem rozpalając ogień, który rzucał przyjemne, pomarańczowe światło i niemal od razu podniósł temperaturę w pomieszczeniu o kilka stopni. Przymknęła na moment powieki rozkoszując się chwilą relaksu, by pięć minut później ruszyć do łazienki z postanowieniem zażycia kąpieli i zabraniem się za odrabianie zadań z gorącym, dużym kubkiem kawy w dłoni.


~*~ ~*~ ~*~
Draco zeźlony przemierzał schody i korytarze zamku kierując swe kroki do dormitorium prefektów. Gdyby tylko mógł, zionąłby ogniem. Dosłownie.
Po zajęciach, NIE MÓWMY O TRANSMUTACJI!!!, zaszedł do Zabiniego by umilić sobie czas oczekiwania na kolacje w towarzystwie przyjaciela i szklaneczki ognistej. Ku jego zgrozie w dormitorium czarnoskórego znajdowała się Daphne. Umizgiwała się do Blaise'a, który ani zadowolony ani zezłoszczony pozwalał jej na głaskanie, całowanie i całą tą resztę.
Nie chciał na to patrzeć. Chwycił z barku połowę butelki ognistej, jedną ze szklanek i odprowadzany tęsknym spojrzeniem przyjaciela pomaszerował nad jezioro, gdzie wyłożył się na wielkim kamieniu. Całe szczęście, że wciąż było niesamowicie ciepło. Nie chciał póki co napatoczyć się na Granger. Musiał sobie dokładnie przemyśleć parę spraw.
Na przykład to czemu jej pomógł. Normalnie nigdy by tego nie zrobił. Przeszedłby koło niej, możliwe, że nawet podeptałby parę pergaminów i kopnął leżące pióra by gryfonka musiała lecieć za nimi na drugi koniec korytarza. I tak właśnie powinien był postąpić.
Ale nie! On zabawił się w bohatera i dżentelmena, kleknął przy niej i niczym książę na białym koniu zmiótł z posadzki jej rzeczy. Czego następstwem był granatowy bród pod zwykle wypielęgnowanymi paznokciami. Nie mógł się tego dziadostwa pozbyć nawet przy pomocy zaklęcia czyszczącego. Tragedia, i jak on się teraz pokarze ludziom z takimi paznokciami?
Najgorsze jednak nie było to, że jej pomógł. To jeszcze dałoby się jakoś racjonalnie wytłumaczyć. Tym co go martwiło to to, jak się poczuł gdy klęcząc przed Granger zajrzał w jej wielkie, zdziwione gały. Jej tęczówki przypominały mu płynną czekoladę, gorącą czekoladę z posypką z cynamonu i odrobiną śmietanki. Takie właśnie miała oczy. Piekielna Granger!
Wydawało mu się, że utonął i poszedł do nieba gdy zaglądał w te brązową głębię. Nieświadomie się do niej przysunął, i Bóg oraz czterej założyciele szkoły mu świadkami, że gdyby nie pojawiająca się profesor byłby zdolny pocałować ją.
Idiota!
Teraz jednak żałował, że nie pomaszerował zaraz po zajęciach do dormitorium. Mała, uparta gryfonka! Nigdzie jej nie było! Nie przyszła na kolację, nie było jej w bibliotece (a zajrzał w każdy jej kąt) i nie widział by łaziła z ryżym i bliznowatym. I w sumie nic by go w tym nie zdenerwowało, w końcu to Mająca- Swoje- Ścieżki- Lwica-Granger, ale kiedy zauważył, że w Wielkiej Sali brakuje prócz niej tego bezmózgowca Finnigana, o mało nie dostał wylewu.
Nie chciał nawet myśleć o tym by Granger poszła z nim na randkę. Wolał nie analizować swoich chorych zapędów do zazdrości o gryfonkę, wystarczyło mu problemów jakich się przez nią nabawił, więc skupił się na podsycaniu niechęci do Finnigana i ryżego głupka poprzez rozpamiętywanie w głowie obrazu ich przytulających ją.
Ręka zaciśnięta na różdżce w kieszeni szaty aż go paliła by zrobić użytek ze swoich mocy. Szedł za Granger i jej bandą z sali OPCM do lochów i wszystko się w nim gotowało. Patrzył z zaciśniętymi szczekami jak najpierw Weasley zarzuca jej rękę na barki i przyciąga do siebie, ale gdy Finnigan odpędził go od niej i sam zechciał się nią zaopiekować po prostu musiał odejść.
Zostawił zdziwionego Blaise'a i ruszył do męskiej toalety. Tam jego złość dostała małe pozwolenie na upust. Prawie spóźnił się na zajęcia z eliksirów, tak wiele bałaganu narobił.
-Gdzie ty jesteś mała gryfonko?-warczał przez ściśnięte zęby sięgając po odznakę prefekta-Już ja...
-Cześć Draco.
Wściekły spiorunował przekraczającą próg parę. Oboje załadowani byli stosem ksiąg i pergaminów a na ramionach pozawieszane mieli czarne, wypchane torby. Zarówno on jak i ona wciąż mieli na sobie szkolne szaty ale krawaty i białe koszule znikły ustępując miejsca jeansom i tishert-om.
-Zachariasz, Lisa.-kiwnął im na powitanie.
-Jak pierwszy dzień?-zagadnął chłopak uśmiechając się przyjacielsko.
Och! Jak mi minął dzień? Hm...Pomyślmy. Najpierw dopadają mnie dwie wygłodniałe hieny o imieniu Pensy i Astoria, następnie mam spięcie z przygłupim wybrańcem, po OPCM zdemolowałem męską toaletę, gdyż ryży i bezmózg F. nie trzymali łap przy sobie, prawie pocałowałem szlamę, na transmutacji myślałem, że wykorkuję a na koniec Granger znikła razem z Finniganem i Bóg jeden wie co z nim robi! Świetnie, czuł się świetnie!
-Znakomicie- wysyczał przez zaciśnięte zęby.
-Tak...Umh...-Lisa rzuciła zdawkowe spojrzenie swemu chłopakowi-Więc, miłego wieczoru.
Nie czekając na odpowiedź oboje ruszyli pospiesznie w dół schodów. Jak tak dalej pójdzie zostanie okrzyknięty królem dupków. Chociaż...już został nim nazwany.
-Zapewne będzie.-warknął przechodząc przez drewniane wrota do dormitorium.
Jak tylko przekroczył próg, został wmurowany w podłogę. Z rozdziawioną buzią spoglądał na środek pokoju oniemiały doszczętnie.
-O słodki Salazarze...
To co zobaczył było...Niesamowitym i z całą pewnością najwspanialszym widokiem jaki kiedykolwiek widział.
Granger leżała na długiej sofie, jej włosy płynęły kaskadą przez podłokietnik hacząc o miękki dywan a piersi ubrane w ciut przy duży T-shirt, unosiły się i opadały w wolnych, spokojnych ruchach. Jedna ze smukłych, małych dłoni gryfonki leżała na jej brzuchu a druga zwisła bezwiednie nad podłogą i leżącą na niej książką.
Spała, a kiedy to robiła wyglądała na tak cholernie delikatną i spokojną. Zmarszczone zazwyczaj nad pracami domowymi brwi, tworzące nad jej nosem charakterystyczne ,,v'' teraz uniosły się odrobinę do góry, a wiecznie zmarszczone czoło wygładziło.
Nogi Draco bez udziału jego umysłu ruszyły w kierunku Granger i nim się zorientował stał już przy sofie pochylając się nad śpiącą. Rozejrzał się szybko po pokoju w strachu, że ktoś zaraz tu wpadnie i nakryje go na lampieniu się na nią. Kiedy upewnił się że nikogo w pobliżu nie ma, a z korytarza za drzwiami nie dobywa się ani jeden dźwięk, niepewnie ukląkł przy jej głowie.
Przyjrzał się dokładnie jej prostemu, ociupinę zadartemu na końcu nosowi i drgającym w śnie powiekom. Zastanawiał się o czym też może śnic Granger. O OWUTEM-ach? Może o kolejnym zadaniu do odrobienia? Biorąc pod uwagę stosy pergaminów na stoliku obok, przed zaśnięciem właśnie tym się zajmowała.
Pokręcił głową nie przekonany. Ta wkurzająca dziewucha może i jest kujonką ale założy się, że jej sny to nie nudne rubryki od Sinistry. W tej brązowej głowie siedzi nie jeden diabeł. Uśmiechnął się do siebie na swoje stwierdzenie, dla jej dobra lepiej by było gdyby żaden Diabeł tam nie przesiadywał.
Jego wzrok padł na jej dłoń leżącą na brzuchu. Miała poplamione od atramentu palce, o krótko obciętych, zadbanych paznokciach i sporym wypukleniu na środkowym od ciągłego trzymania pióra. Powoli wyciągnął własną dłoń i podniósł do oczu rękę Granger. Nie wiedział czemu to robi, nie miał pojęcia co nim kieruje ale jak tylko jego palce dotknęły jej delikatnej, ciepłej skóry poczuł się dziwnie przyjemnie.
Przemknął opuszkiem kciuka po wybrzuszeniu na palcu Granger leniwie ją po nim głaszcząc. Usłyszał jak mruczy coś we śnie, jakieś złowrogo brzmiące burczenie. Musiał się na to uśmiechnąć. Nawet przez sen wiedziała, że jest koło niej i daje mu ostrą reprymendę. Niepoprawnie usatysfakcjonowany myślą, że potrafi go wyczuć nawet w fazie REM, Draco pochylił się do dłoni Granger, już niemal dotknął jej skóry ustami kiedy z rogu sofy wyskoczył szczur.
Szybko cofnął się do tyłu wyciągając z kieszeni różdżkę i z zamiarem zabicia intruza, podniósł się na nogi. Walnął przez przypadek kolanem w stolik, z którego posypały się przybory gryfonki.
-Kur...-zaklął głośno.
Już miał zamiar potraktować kota iście paskudnym zaklęciem, kiedy dziewczyna podniosła oczy. Najpierw delikatnie zamrugała wpół przytomna, Draco miał wrażenie, że nawet się do niego uśmiecha, po czym jej wzrok wyostrzył się, znikły resztki snu a na usta wstąpił grymas podejrzliwości. Zeskanowała jego sylwetkę nad nią i wyciągniętą różdżkę, po czym zerwała się do pozycji siedzącej.
-Co ty robisz?!-wydarła się z pretensją.
Blondyn skrzywił się słysząc donośny krzyk, ale nie umiał nie przyznać, że nawet zachrypnięty i drżący, głos gryfonki jest niesamowicie pociągający.
Ooo chłopie,zaśmiał się jego wewnętrzny głos, źle z tobą.
-Budzę cię, Granger.-powiedział obojętnie nie zwracając uwagi na kpiący głosik- Chrapiesz tak, że pół szkoły zastanawia się co to za ogr zdołał się tu dostać.
Pogratulował sobie, kiedy dziewczyna wytrzeszczyła na niego brązowe oczy wypełnione furią i niedowierzaniem.
-JA NIE CHRAPIĘ...-rzekła dobitnie.
-Oczywiście.
-Dupek.-warknęła podnosząc się z sofy.
Mało delikatnie pchnęła go by odsunął się od stolika. W szaleńczym tempie zgarnęła swoje manatki do oberwanej torby i z dumnie uniesionym podbródkiem ruszyła ku swej sypialni. Miał ochotę nie raz i nie dwa walnąć ją jakimś rozbrajaczem kiedy tak wyprostowana, szła emanując wyższością nad innymi.
Przez te wszystkie lata cholernie działało mu to na nerwy. I choć teraz zauważył, że jest to jej obronna poza, sposób na niepokazanie irytacji, smutku czy gniewu dalej miał ochotę na przytarcie jej słodkiego nosa.
Dumna gryfonka!
-Granger!-zawołał za nią.
-Czego?-warknęła stajać w drzwiach sypialni i patrząc na niego spode łba.
-Niezłe ciuszki.-zachichotał
Granger przemknęła wzrokiem po za dużym T-shircie i spranych leginsach. Zaczerwieniła się odrobinę na policzkach, co musiał przyznać wyglądało dość zabawnie i ponownie łypnęła na niego groźnie.
-Co ci nie pasuje w mojej piżamie?
-Piżamie?-zdziwił się niepomiernie- To jest twoja piżama? Nic dziwnego, że jesteś nazywana ,,Żelazną Dziewicą''. Żaden, nawet najbardziej zdesperowany facet nie podołałby widząc cie w czymś takim.
-Och, doprawdy?-fuknęła.
Widząc jak bliska jest ataku gniewu, Draco dalej ciągnął temat. Uwielbiał ją złościć. Tak uroczo marszczył jej się wtedy nos a oczy błyszczały iskrami. Chyba nigdy mu się to nie znudzi.
-Tak.-przytaknął chowając różdżkę do kieszeni szaty- Wszyscy padliby ze śmiechu jakby zobaczyli w czym sypiasz. Hmmm...Może to nie taki zły pomysł?
Obcięła go poirytowanym, nieufnym spojrzeniem.
-O czym ty mówisz?
Draco jakby nigdy nic, luzacko założył ręce na piersi i z uśmieszkiem typowym dla uczniów Slytherinu, odciął się jej tym samym, lustrującym wzrokiem.
-Zrobię ci w tym zdjęcie i roześle po szkole. Staniesz się pośmiewiskiem.
Nagle gryfonka ruszyła ku niemu. Przez chwile wydawało mu się, że wygrzebie z torby różdżkę i walnie go Cruciatusem, albo chociaż rzuci się na niego z pazurami ale nic takiego się nie stało. Podeszła powoli, zgrabnym krokiem nie omieszkając przy tym zabujać biodrami. Stanęła na przeciwko niego i zadzierając wysoko głowę by móc mu spojrzeć w oczy, wyciągnęła dłoń.
Obserwował ją bacznie ze zmrożonymi podejrzliwie powiekami, jak gładzi go po torsie. Dopiero teraz zdał sobie sprawę o ile wyższy od niej jest. Zawsze wiedział, że Granger to karzeł z maksymalnie metr sześćdziesiąt sześć i to w tiarze na głowie, ale nigdy nie poczuł się tak dobrze z jej małym wzrostem. Od niepamiętnych czasów gustował w raczej długonogich, wychudłych dziewczynach, do których Granger ani odrobinę nie pasowała.
To nie był jego typ. Niski, szczupły ale i zaokrąglony gdzie trzeba. Taka, by móc ją schować sobie do kieszeni albo zgarnąć w ramiona i ukryć przed całym światem. Wzbudzała w nim taką dziwną, niezrozumiałą chęć. Chęć ochrony i opieki.
-Pamiętasz Malfoy te czasy, kiedy przejmowałam się opinią innych?-zapytała uprzejmie nie spuszczając z niego czekoladowego wzroku.
-Nie- przyznał po chwili namysłu.
Cholera! Nie mógł myśleć, kiedy tak subtelnie, ledwie wyczuwalnie głaskała go po piersi. Kiedy to robiła miał mniej mózgu niż Weasley, lub Group. Zresztą...Jedno licho, który z nich. Obaj nie grzeszyli rozumem.
-Może dlatego, że nigdy mnie to nie obchodziło!-zawołała kopiąc go w goleń.
Zawył z bólu pochylając się do przodu. Był niemal pewny, że gryfonka roztrzaskała mu nogę.
-Zabiję cię Granger!-zawołał za uciekającą dziewczyną- Przysięgam...Kiedyś ją zabiję.
Usłyszał jeszcze wredny chichot gryfonki, nim drzwi jej sypialni zamknęły się za nią z donośnym hukiem.


~*~ ~*~ ~*~ 

To już piąty rozdział. Proszę o komentarze, chciałabym wiedzieć co sądzicie o moim opowiadaniu i czy mam go dla kogo pisać. Pozdrawiam was V.


6 komentarzy:

  1. No doczytałam do końca. Bardzo mi się podoba i wciągnęło mnie nie na żarty. Pisz, pisz ja będę czekać :P
    Pozdrawiam
    SomeSay
    http://samarastory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będę z całą pewnością :) Teraz kiedy wiem, że ktoś to czyta a nie przelatuje przez linki od tak sobie mam większą motywację by działać :)
      Pozdrawiam i dziękuję za komentarz i przeczytanie :)

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Musiałam usunąć poprzedni komentarz, bo się schrzanił...
    A więc tak.
    Kocham, wielbię i wgl!
    Twój blog miłością mojego życia!
    A już z pewnością ta scena:
    "-Pamiętasz Malfoy te czasy, kiedy przejmowałam się opinią innych?-zapytała uprzejmie nie spuszczając z niego czekoladowego wzroku.
    -Nie- przyznał po chwili namysłu.
    Cholera! Nie mógł myśleć, kiedy tak subtelnie, ledwie wyczuwalnie głaskała go po piersi. Kiedy to robiła miał mniej mózgu niż Weasley, lub Group. Zresztą...Jedno licho, który z nich. Obaj nie grzeszyli rozumem.
    -Może dlatego, że nigdy mnie to nie obchodziło!-zawołała kopiąc go w goleń.
    Zawył z bólu pochylając się do przodu. Był niemal pewny, że gryfonka roztrzaskała mu nogę.
    -Zabiję cię Granger!-zawołał za uciekającą dziewczyną- Przysięgam...Kiedyś ją zabiję."
    Pomińmy fakt, że Draco nie wie o Graupie i cieszmy się wspaniałością twojego bloga!

    Mam jednak prośbę abyś następnym razem nie pisała Pensy, tylko Pansy. I może mogłabyś dodać obserwatorów?

    W każdym razie!
    Z utęsknieniem czekam na więcej,
    Twoja fanka #1
    <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jutro zmienię wszelkiego rodzaju Pensy na Pansy :) Obserwatorzy już są :) Miałam dodać ich wcześniej ale niestety mój laptop to technologiczny dinozaur i często połowy zmian nie zapisuje... Mam nadzieję, że tym razem mi się uda :) Dziękuję za komentarz!!!!!! Bardzo ! Miło jest wiedzieć, że moje wypociny komuś przypadły do gustu :) Pozdarawiam :D

      Usuń
  4. Witaj!

    Z tej strony administratorki Katalogu Granger. Pewnie właśnie w tej chwili zastanawiasz się po co piszemy, otóż sprawa jest prosta – Wasza aktywność na katalogu, który prowadzimy. Nie oczekujemy wiele, pragniemy tylko, aby nasza praca, jaką wkładamy w rozwój katalogu, oraz czas, jaki poświęcamy, był szanowany, ponieważ inaczej, jeśli sprawa będzie dalej tak wyglądała, będziemy zmuszone zawiesić działalność katalogu. Oczywiście zanim do tego dojdzie, będziemy walczyć – waleczne z nas kobietki, więc nie poddamy się tak łatwo. Po prostu potrzebujemy właśnie Twojej pomocy, inaczej nie damy rady. Do działania katalogu potrzebne są dwie strony; my – administratorki, oraz wy – nasi katalogowicze. Bez Was to wszystko nie ma sensu. Mamy nadzieję, że ta wiadomość wzbudzi w Was choć odrobinę zainteresowania.

    PS. Kiedy obchodzisz urodziny? Zachęcamy do zapisywania się w zakładce „Urodziny” – dzięki temu już nikt z katalogu nie zapomni o Twoich urodzinach!

    Zapraszamy także do korzystania ze wszystkich zakładek na katalogu. Uczestniczcie w życiu katalogu! Nie zawiedźcie nas.

    Pozdrawiamy,

    Załoga Katalogu Granger.

    OdpowiedzUsuń