-Jesteś pewna, że wszystko w
porządku?-zapytał Neville z troską.
Właśnie wysiadali z pociągu
na stacji Hogsmade. Luna poszła poszukać jakieś wolnej karocy a
ona z Nevillem wypakowywali bagaże.
Wychylając się przez drzwi
pociągu Hermiona zaczerpnęła świeżego powietrza i uśmiechnęła
się pod nosem. Była w domu. I nawet arogancki, agresywny Cormac czy
milion razy gorszy Malfoy nie są w stanie zepsuć jej dobrego
humoru. To prawda, przestraszyła się McLaggena a słowa Malfoy'a
zabolały jak zawsze ale nie miała zamiaru poddawać się czarnym
myślom.
Z błyskiem w oku rozejrzała
się po peronie. Górujący nad wszystkimi Hagrid machał na
pierwszorocznych by pierwszą podroż do Hogwartu pokonali łodziami
przez głębokie jezioro. Starsi uczniowie wesoło dyktowali ciągnąc
swe torby a odgłosy sów, kotów i Puszków Pigmejskich niosły się
ku gwieździstemu niebu.
Poprawiła swoją szkolną
szatę i perfekcyjnie zawiązany krawat, przemknęła opuszkami po
zawieszonej na piersi odznace prefekta naczelnego a uśmiech wciąż
nie schodził jej z ust. To było to. Jej miejsce.
-Tak, Neville.-przytaknęła
wręczając mu kolejne walizy- Nie martw się.
Przyjaciel przyjrzał jej się
uważnie, mogła dostrzec jak kreci nieprzekonany nosem ale jedynie
skinął głową dając za wygraną.
-Hej! Chodźcie!-zawołała
Luna wskazując na przyjaciółkę i swojego chłopaka-Mam podwózkę!
Chwilę później jechali
zaprzęgniętymi w trsetale dorożkami w górę zbocza, na którym
stał wielki, piękny budynek. Hogwart.
Hermiona poczuła jak łzy
cisną się jej od natłoku emocji jakie wzbudzał w niej zamek.
Smutek, żal, radość, szczęście. Tyle pięknych i zarazem
przerażających wspomnień pojawiło się w jej głowie kiedy
zaledwie spojrzała na otoczony Zakazanym Lasem, majestatyczny dwór
nad wieżami, którego rozciągało się skąpane w granacie niebo
upstrzone milionem gwiazd.
Nie chciała płakać, nie
chciała się wzruszać jak małe dziecko. Na Trytona, była
dziewiętnastoletnią kobietą a nie jedenastoletnią dziewczynką!
Nie mogła beczeć jak bóbr!
Lecz jak tylko rzuciła
spojrzeniem na trzymającą mocno dłoń Neville'a Lunę, na jej
policzki z których skapywały łzy i twarz szeroko uśmiechniętą,
nie potrafiła się opanować. Pozwoliła by dwie słone krople
uciekły spod jej powiek jako zwieńczenie zwycięstwa nad złem i
triumf dobra.
W niedługi czas potem dorożki
zatrzymały się pod wejściem do ogromnego westybulu. Neville wraz z
dziewczętami wysiedli pozostawiając swe walizki skrzatom domowym,
Hermiona oczywiście nie była zadowolona z wykorzystywania tych
stworzeni, i ruszyli do wnętrza. Widziała jak wielu uczniów
spogląda z szokiem na wychudłe, szkieletowe stwory zaprzęgnięte
do pojazdów.
Nie każdy wiedział o
trestalach, ale wielu, bardzo wielu z nich w drugiej wojnie o Hogwart
widziało wystarczająco dużo śmierci by teraz móc ujrzeć te
wyjątkowe, rzadkie stworzenia.
Jak tylko przestąpili próg
Hermiona poczuła się tak jak wtedy gdy przybyła tu po raz
pierwszy. Zaskoczona, urzeczona i szczęśliwa.
-Jak dobrze znowu tu być-Luna
westchnęła ściskając mocno ramię Hermiony.
-O tak. Bardzo dobrze-
przytaknęła rozglądając się po Wielkiej Sali.
Wielka Sala. Nazwa nie
oddawała tego jak ogromna była komnata, nawet słowo ,,wielka'' nie
pasowało tu gdy mówiono o jej pięknie. Długie i szerokie
pomieszczenie wypełnione było sztandarami szkoły i zwisającymi
nad czterema stołami chorągwiami poszczególnych domów. Tysiące
świec rozjaśniało Wielką Salę lewitując nad głowami przybyłych
rzucając dookoła złociste, ciepłe światło. Wysoko, wysoko nad
komnatą rozprzestrzeniało się niebo, na które widok mieli dzięki
zaczarowanemu sklepieniu a między stołami przelatywały duchy
zamieszkujące zamek. Krwawy baron, duch Slytherinu wymachiwał swym
mieczem zawzięcie dyskutując z przytakującym mu Grubym Mnichem.
Za plecami Hermiony niektórzy
uczniowie przeganiali ducha Edmunda Grubba, który wraz z Irytkiem
częstowali ich wybuchającymi truskawkami, niszcząc tym nowe,
czyste szaty. Pomachała zamaszyście Prawie Bezgłowemu Nickowi,
duch jak tylko ją ujrzał uśmiechnął się i z nabyta wieki temu
gracją skłonił szarmancko.
Na wzniesieniu pod ścianą
Wielkiej Stali stał długi stół przygotowany dla profesorów
Hogwartu. Zasiadała już za nim cala śmietanka nauczycielska nie
wliczając w to profesora, od niedawna, Hagrida który miał przybyć
z pierwszakami na ceremonię nadania przydziału przez Tiarę.
Gryfonka widziała siedzącą przy boku dyrektora, profesor
McGonagall rozmawiającą z profesor Sprout.
Filius Flitwick mruczał coś
pod nosem, najwyraźniej poirytowany zbyt małą ilością książek
podsuniętych mu na krzesełku gdyż jego głowa ledwie wystawała
ponad stół. Sybilla Trelawney również zaszczyciła ich swoją
obecnością, co zdarzało się nader rzadko i teraz wystraszonym,
powiększonym przez wielkie bryle wzrokiem oglądała wchodzących do
sali uczniów co chwila zasłaniając usta.
Hermiona pokiwała głową na
boki. Zapewne już przepowiadała czyjąś nagłą śmierć.
Rozstając się przy stolach z
Luną i kierując swe kroki do miejsca Gryffindoru, dziewczyna
spojrzała na koniec nauczycielskiego stołu. Jak zwykle
nieuśmiechnięty, z tłustymi włosami i ubrany na czarno, w lekkim
oddaleniu od innych siedział Snape. Rzucał płonącym nienawiścią
wzrokiem w kierunku rozgadanej, uśmiechniętej profesor Hooch. To
spojrzenie zdziwiło Hermionę, nigdy nie zauważyła by dwójka
profesorów pala do siebie niechęcią, wręcz przeciwnie. Wydawać
by się mogło, że nauczycielka latania na miotłach była jedną z
rzadkich osób, które szanowały mężczyznę zwanego przez uczniów
nietoperzem.
Dopiero po głębszym
zapatrzeniu się na Snape'a Hermiona zrozumiał,że to nie profesor
Hooch jest celem wzrokowego ataku nauczyciela. Była nią nie wysoka,
szczupła kobieta o ładnym, spokojnym uśmiechu i wodospadzie
lśniących blond włosów. Ubrana w kaszmirową marynarkę ze stójką
o ognisto czerwonej barwie przyozdobionej złotą nicią i perłowymi
guzikami, z ciemno zielonym, myśliwskim kapeluszem z piórkiem i
dużą broszą pod szyją prezentowała się wielce szykownie.
Gryfonka nie miała pojęcia
co takiego zrobiła kobieta Snape'owi ale jedno było pewne. Nie
zdawała się tym w ogóle przejmować.
Siadając między Nevillem a
Harrym, Hermiona rzuciła badawcze spojrzenie Ronowi. Nie uśmiechał
się, z nikim nie rozmawiał i nie marudził jak to on kiedy w końcu
na stole pojawi się jedzenie.
Chciała do niego zagadać,
nawiązać rozmowę by sprawdzić co się z nim dzieje ale właśnie
drzwi Wielkiej Sali otworzyły się a do środka napłynęła fala
pierwszorocznych. Wytrzeszczali oczy patrząc na ogromną komnatę i
piękne, magiczne sklepienie. Inni pokazywali sobie palcami
uśmiechające się do nich duchy, kilku z młodzików odważyło się
im nawet pomachać a jeszcze inni po prostu szli, zbyt przerażeni i
zdziwieni by zrobić cokolwiek.
Kiedy uczniowie zatrzymali się
przed podestem, na którym stało krzesło z umieszczoną na nim
Tiarą Przydziału, profesor McGonagall wystąpiła za stołu i
powitała nowych tłumacząc im zasadę działania Tiary. Następnie
rozwinęła długi pergamin i po kolei czytała nazwiska.
-Arrow Trynyty- zawołała.
Z grupki wyszła
mała,drobniutka dziewczynka o krótkich, brązowych włoskach.
Spanikowana odpowiedziała niepewnie na pokrzepiający uśmiech pani
profesor i wgramoliła się na krzesło. Tiara na jej głowie ledwie
musnęła włosy dziewuszki kiedy wydarła się na cały głos:
-Gryffindor!
Po sali przeszedł głośny
wrzask zadowolonych gryfonów. Jedni klaskali,inni wiwatowali ale
wszyscy cieszyli się mogąc przyjąć do swoich kolejnego ucznia.
Krukoni i puchoni również klaskali, jedynie ślizgoni wywracali
oczyma lub spoglądali ze znudzeniem w sufit.
-Dobra nasza!-zawołał Harry,
kiedy mała gryfonka zeskoczyła ze stołka i biegiem ruszyła do ich
stołu-To dobry znak! Pierwszy pierwszoroczny i od razu Gryffindor!
Założę się, że będziemy w tym roku pierwsi ze wszystkim.
Hermiona przytaknęła
przyjacielowi szczerząc się od ucha do ucha. Oby miał rację!
Kolejne osoby zostawały
przydzielane do poszczególnych domów i gdy ostatni z uczniów,
wysoki chłopczyk o burzy miedzianych włosów został przydzielony
do krukonów, profesor McGonagall zwinęła pergamin, machnęła
różdżką na stołek i tiarę, które zniknęły pojawiając się
na pewno w gabinecie dyrektora, i zapowiedziała wystąpienie Albusa
Dumbledore'a.
Mężczyzna
zgrabnym,sprężystym krokiem ruszył do podium.
-Moi drodzy.-zaczął dyrektor
patrząc na zebranych z wesołymi iskierkami w oczach-Wy, którzy już
tu byliście i wy, nowi czarodzieje oraz czarodziejki. Witam was w
nowym roku szkolnym. Mam nadzieję, że ten będzie pomyślny, pełen
przygód, nawiązanych znajomości i zaciskających się więzów
dawno powstałych przyjaźni. Jak wiecie Hogwart przeżył wielu
znakomitych czarowników, jego mury widziały niejedną piękną, ale
tez straszną rzecz. Po bitwie jaka rozegrała się się tu zaledwie
kilka miesięcy temu, w naszych sercach już na zawsze pozostanie
zadra. Wielu z nas straciło w niej swych najbliższych...
Dyrektor posłał
szybkie,pełne współczucia spojrzenie Ronowi i kilku innym uczniom,
którzy spuścili głowy przypominając sobie o ich stracie i
prywatnym bólu.
-To co się stało nie
zostanie nigdy zapomniane. Mogę dać wam na to moje słowo. Każdy z
tych, kto przyczynił się do krzywdy niczemu winnych ludzi zostanie
ukarany.
-Wiec czemu Malfoy tu
siedzi?-zawarczał Harry.
Hermiona spojrzała ponad
tłumem na siedzącego przy stole Slytherinu ślizgona. Opierał się
o oparcie krzesła z zarzuconą na barki szatą i rozwiązanym
krawatem. Zdawał się nie uważać by cokolwiek co mówi dyrektor
dotyczyło w jakimś stopniu go.
Szybko odwróciła się do
podium, na którym stal Dumbledore.
-Mimo, że nieżyjący już
Voldemort ma wielu swych wyznawców, osobników chcących pomścić
go, my...-wskazał na zasiadających za nim nauczycieli-Nie pozwolimy
by stała się wam jakakolwiek krzywda. Każde z was i wszyscy razem,
jesteście tu bezpieczni. Wszyscy. Ale dość tych poważnych wieści.
W szeregach naszych nauczycieli pojawiła się nowa, znakomita
postać. Natalja Aristow będzie waszym nauczycielem eliksirów.
Liczę na jej miłe powitanie i szacunek jakim obdarzycie nową panią
profesor.
Tu dyrektor dosadnie dał znać
do kogo mówi. Obrzucił stół ślizgonów twardym spojrzeniem,
które zaraz zamienił na swoje poprzednie, pełne radości i
śmiechu.
-Jak co roku nasz woźny, Pan
Filch prosi o przypomnienie pierwszorocznym...
Przemowa dyrektora trwała
jeszcze kilka minut, po czym klasnął w dłonie a na długich
stolach pojawiły się same pyszności. Pieczone pałki kurczaków,
lasagne, ziemniaczane pure i cała masa innych smakołyków.
Hermiona prowadziła luźną,
niezobowiązującą rozmowę z Lavender i Nevillem, Harrym oraz
Seamusem. Chłopak dosadnie dawał jej do zrozumienie, że się mu
podoba, ciągle ją komplementował i sięgał przez blat by dotknąć
jej dłoni. Szczerze zdziwiona próbowała odpędzić się od jego
lepkich rączek ale ten co i rusz wynajdywał powód by tylko jej
dotknąć.
Między kęsami spoglądała
na siedzącego cicho Rona. Nie dziwiło jej jego milczenie. Zajęty
pochłanianiem niewyobrażalnej ilości pożywienia rzadko kiedy się
odzywał. Nie przypuszczała by zaczął rozmowę szybciej niż po
deserze, ale gdy i on się skończył rudy nadal był milczący.
Patrzył wszędzie tylko by nie na nią, rozmawiał z każdym tylko
nie z Hermioną co bardzo ją zabolało.
Może i nie była przekonana
do pomysłu by się znowu z nim przyjaźnić ale jego obojętność i
chłodne spojrzenia jakie jej posyłał za każdym razem kiedy Seamus
jej dotykał sprawiały, że czuła się podle. Jakby zrobiła coś
złego.
Prychnęła w myślach. Niby
co takiego złego zrobiła? To on z nią zerwał. I to w dziecinny,
niepoważny sposób. Niech ma pretensje do siebie.
-Herm, hej Herm- zawołała do
niej Lavender Brown.
-Tak?
-Będziesz w tym roku zajmować
z nami dormitorium?-zapytała wskazując siebie i siedzącą obok
Parvati Patil.
Dzięki ci Merlinie, że nie!
Zawołała radośnie w swojej głowie ale na twarz przybrała
skruszony uśmieszek.
-Niestety- zaprzeczyła
kręceniem głową-Jako prefekt naczelny zajmuje dormitorium na
szóstym piętrze.
-Szkoda- westchnęła
blondynka.
Nie mogła mieć pojęcia, że
gryfonka cieszy się z takiego obrotu sprawy. Osobiście nie miała
nic do Lav czy Parvati, były dość zabawne i miłe, lecz mieszkanie
pod jednym dachem z zachwycającymi się Ronem i Harrym dziewczynami
przyprawiłoby ją o bóle głowy. Migrenowe bóle głowy w woli
ścisłości.
-Szczęściara- zawołał do
niej wybraniec.-Słyszałem, że dormitorium prefektów naczelnych to
dojechane miejsce. Osobiście zajrzałem do łazienki na czwartym
roku, ale to była łazienka zwykłych prefektów.
-Chodzą legendy, że w
łazienkach naczelni mają kolorową wodę, a ze ścian spływają
bąbelki-zauważył konspiracyjnym szeptem siedzący obok Seamusa
Dean.
-Chyba jak zrobisz je sobie
sam-odpowiedział Seamus.
-Fuj!-zawołały na raz
przysłuchujące się im dziewczyny
Hermiona skrzywiła się z
niesmakiem.
-To było okropne- skarciła
go.
Seamus nic sobie jednak nie
zrobił z ich obrzydzonych min Śmiał się wraz z Deanem i Harrym w
głupkowatym rechocie. Neville gromiony wzrokiem gryfonki nie wypuścił
pary z ust ale widać po nim było jak mocno zaciska wargi by się
nie poddać ogólnemu atakowi śmiechu.
-Ja słyszałam, że z okien
dormitorium rozciąga się niesamowicie piękny widok- westchnęła
Parvati- Harry ma rację, szczęściara z ciebie.
Odpowiedziała uprzejmie na
uśmiech dziewczyny ale nie mogła nie zauważyć jak wodzi tęsknym
wzrokiem za Harrym. Lekko zaczerwieniony wybraniec spojrzał na nią,
ale co dziwne wypiął dumnie pierś i mrugnął zalotnie do Parvati.
Ginni byłaby wściekła gdyby to zobaczyła.
-Wyobrażasz sobie jakby się
zachowywała gdyby chodziła z Harrym?-zapytał konspiracyjnym
szeptem Neville- Oplotłaby go rękoma i nogami ażby z braku tlenu
stracił przytomność.
Hermiona wybuchła śmiechem
kiedy przyjaciel zatrząsł się ze zgrozy. Nie mogła tego
powstrzymać. Śmiała się i śmiała, a patrzący na nią Neville
szczerzył się w okrutnej uciesze. Po sekundzie dołączył do niej
i oboje rechotali w najlepsze nie zdolni wypowiedzieć choćby słówka
kiedy pytano ich co się dzieje.
Nagle poczuła się
obserwowana. Tak jak wtedy na peronie Kings Cross tak i teraz
wiedziała, po prostu wiedziała, że ktoś się jej bacznie
przygląda. I nie myliła się. Wystarczył jeden rzut oka na stół
naprzeciw by wiedzieć kto i na co patrzy.
Natychmiast przestała się
śmiać. Malfoy wbijał w nią wzrok spod blond kosmyków opadających
mu na czoło. Dłonie zawiesił buńczucznie na piersi a jego szczeki
zaciskały się mocniej niż zwykle uwypuklając i tak już wystające
arystokratycznie kości policzkowe.
Nie wiedząc czemu, wytknęła
mu język i wróciła do rozmowy z przyjaciółmi. Nie mogła
dostrzec jak Draco uśmiecha się pod nosem i w zamyśleniu zagryza
wargę.
~*~ ~*~ ~*~
Draco śmiał się w swych
myślach na widok tego słodko różowego języczka jaki gryfonka
wytknęła w jego kierunku. On już by wiedział jaki pożytek z
niego zrobić. STOP! Malfoy nie wchodź na niebezpieczne rejony!
By przestać myśleć o
irytującej Granger skupił swą uwagę na plotkujących kolegach.
-Z tej Granger zrobiła się
naprawdę niezła laska-zauważył Nott.
O mało nie dostał zawalu
kiedy usłyszał te słowa wypływające z ust niezwykle wybrednego
ślizgona.
-Gdyby nie to, że jest szlamą
od razu bym do niej uderzył.
-Ty?-zdziwił się Nott
patrząc na Gloye'a- Nie miałbyś u niej szans.
-A chcesz się przekonać?!
Chłopcy mierzyli się przez
chwile twardym spojrzeniem. Jakby ich nie znał Smok uznałby, że
zaraz wyciągną różdżki i pozabijają się na miejscu.
Gdyby nie fakt, że Gloye
wyrobił się od ostatniego roku a jego twarz przybrała bardziej
inteligentnego wyglądu, Malfoy parsknąłby śmiechem. Jednak kumpel
stał się naprawdę przystojny, wystarczyła Draco jedna podróż
pociągiem by zauważyć jak dziewczęta wodzą wzrokiem za zwykle
niewidzialnym ślizgonem by przekonać się jak bardzo Gloye
spoważniał i dorósł.
-Ja do niej uderzę!-zgłosił
się Folison Multon wykorzystując panującą ciszę.
Blondyn miał ochotę zdzielić
ich wszystkich w łby i głośno zagrozić, że jeśli którykolwiek
się zbliży do gryfonki to on im wszystkim pokarze co oznacza gniew
smoka.
-Zamknijcie się
kretyni-warknął.
Ślizgoni spojrzeli na niego
zdziwieni ale zaraz wzruszyli ramionami i rozpoczęli rozmowę na
temat tegorocznego balu siódmoklasistów. Niepierwszy raz widzieli
swojego przywódcę w parszywym bez powodu humorze. Mądrze jednak
wiedzieli, że jeśli ten konkretny blondyn nakazuje im zamknąć się
to najrozważniej jest spełnić jego polecenie.
-Czyżbyś zazdrościł
Smoku?-zapytał cicho rozbawiony Diabeł.
Draco posłał mu mordercze
spojrzenie spod przymrożonych powiek. On zazdrosny? Nigdy w życiu.
Zresztą nie miał o co być zazdrosny.
-Niby czego?-zapytał niepewny
czy chce usłyszeć odpowiedz.
Diabeł uśmiechnął się do
niego w swój zwykły, prześmiewczy sposób eksponując tym
wyjątkowo białe, proste uzębienie.
-Że nie tylko my
dostrzegliśmy w Granger ładną dziewczynę?-zaproponował
spoglądając w rozgwieżdżony sufit- No i że każdy z nich ma u
niej większe szanse niż ty?
-Zamknij się Blaise, dobrze
ci radzę.-warknął przez zaciśnięte zęby.
Nawet nie chciał myśleć o
szlamie w ramionach któregoś z jego kolegów. Wzdrygnął się na
samą myśl, wmawiając sobie, że było to spowodowane obrzydzeniem
wizją, by któryś z nich zainteresował się Granger.
Fu!, zawołał w głowie.
-Uuu...Aż parzysz tak się
pieklisz.-zaśmiał się Blaise odchylając się na oparciu krzesła.
-Blaise!-wysyczał.
Posłał przyjacielowi twardą
minę kogoś kto jest zdolny do wszystkiego by tylko skrócić
towarzysza o język na co Diabeł zaśmiał się jeszcze głośniej.
Jego brązowe, niemal czarne tęczówki strzelały iskrami
rozbawienia a usta wygięły się w szerszym, jeszcze bardziej
kpiącym uśmiechu.
-Dobra, dobra.-rzekł ugodowo
ale nie zaprzestał wyszczerzania kłów- Może więc powiesz mi,
czemu poszliśmy do Cormaca i obiliśmy mu gębę?
Blondyn spojrzał na
zasiadającego w stole na przeciw chłopaka. Ślady na jego szyi
powoli bledły dzięki rzuconym czarom leczniczym ale wciąż były
widoczne. Draco poczuł niemałą satysfakcję na widok jego
wystraszonej miny. Właśnie takiego efektu oczekiwał kiedy poszedł
do niego z Diabłem.
-Bo go nie lubię- odparł
wymijająco.
-I to jedyny powód dla
jakiego prawie go udusiłeś?
Draco przymknął powieki.
Wiedział, że Blaise nie jest głupi. Lubił się wygłupiać,
stroić durne żarty i w stanie był ze stypy urządzić najlepszą w
świecie imprezę ale że był aż tak spostrzegawczy nigdy nie
przypuszczał. Jego przyjaciel był jego zgubą.
-Co insynuujesz?
-Cóż...-ślizgon udał, że
się zastanawia-Wszyscy wiedzą, że McLaggen ma chrapkę na
Granger...
-Jesteś idiotą.-prychnął
Draco.
-Bo się obrażę!-zawołał
Diabeł skupiając tym wzrok reszty ślizgonów, paru nauczycieli i
gryfonów na ich dwójkę.
Nawet Granger rzuciła im
zdawkowe spojrzenie. Draco zauważył, że chichocze gdy Diabeł
teatralnie łapie się za serce.
-Uważam się za niezwykle
inteligentnego.
Blondyn przewrócił oczami
starając się zapanować nad uśmieszkiem rozbawienia jaki z siłą
wciskał się na jego usta.
-To chyba żart...
Blaise parsknął śmiechem
widząc jego marne próby powstrzymania radości. Zaraz jednak
spoważniał i pochylił się do ucha przyjaciela.
-Co mu powiedziałeś?
-Kilka miłych słówek.-burknął
obracając w dłoni puchar z sokiem z dyni- Nic więcej.
Tak naprawdę nawet nie chciał
rozmyślać o tym co mu nagadał. Podszedł do lezącego w przedziale
gryfona i pochylając się do niego szepnął mu, że dla własnego
dobra będzie trzymał się z dala od szlamy. I jak nie trudno się
domyślić właśnie tak zrobił.
Ten arogancki dupek siedział
na drugim krańcu stołu i nie ważył się nawet zerknąć na
Granger.
Widząc zaciętość na twarzy
Smoka, Blaise zaprzestał dopytywania o szczegóły krótkiej
pogawędki do jakiej doszło między Draco a gryfonem. Diabeł był
naprawdę inteligentny. Wiedział kiedy może przeciągać strunę,
naginać zasady ich przyjaźni i przekraczać granice zdrowego
rozsądku, a kiedy najzwyklej w świecie sobie odpuścić. Bo chociaż
niższy i mniej spektakularnie umięśniony, Draco Malfoy był bardzo
niebezpiecznym czarodziejem.
W Hogwarcie mogli go uważać
za panicza, za którym stoi wysoko postawiony ojciec i cwaniaczka
gadającego więcej niż może zrobić ale Blaise znal prawdę o
swoim przyjacielu. Nie raz widział go w akcji kiedy spełniali misję
dla Czarnego Pana. Draco był niebezpieczny, zimny jak lód kiedy
wypełniał rozkazy i nie miał żadnych skrupułów by za jednym
machnięciem różdżki pozbawić kogoś życia.
-Czyli wynosisz się z naszego
słodkiego gniazdka?-zapytał Zabini zmieniając temat rozmowy.
Kącik ust ślizgona podniósł
się do góry a jego stalowe oczy spojrzały ze śmiechem na
przyjaciela.
-To brzmi tak jakbyśmy byli
parą.-zauważył.
Idąc w ślady Diabla, Draco
rozsiadł się wygodnie w oparciu krzesła.
-A nie?
Obaj parsknęli urywanym
chichotem.
-Dzięki ci Salazarze, że się
stamtąd wynoszę.-westchnął Draco upijając łyk soku- Jeszcze
jeden rok z tobą a bym zwariował.
-Bredzisz...
~*~ ~*~ ~*~
Po odprowadzeniu
pierwszorocznych do pokoju wspólnego Gryffindoru, Hermiona podążyła
schodami na szóste piętro gdzie od dzisiaj przez cały szkolny rok
miało być jej dormitorium. Stając przed drewnianymi, porządnymi
wrotami przyozdobionymi ornamentami ze szczerego srebra i
szlachetnych kamieni wyciągnęła swą odznakę prefekta naczelnego
i przyłożyła ją do drzwi. Te po chwili skrzypnęły ciężko i
wpuściły ją do wnętrza.
Było jej odrobinę smutno, że
musi opuścić starą, dobrą wieżę Gryffindoru. Lubiła przytulny,
spokojny klimat czerwono złotego pokoju wspólnego i ciepła jakim
owo pomieszczenie przesiąknęło. Smutek ten znikł jednak szybko
kiedy tylko wrota otwarły się na oścież a jej oczom ukazało się
dormitorium prefektów.
Z otwartą buzią przestąpiła
próg podziwiając wspaniałe, ogromne pomieszczenie, z którego
odchodziło sześc par zwykłych drzwi. W pokoju wspólnym
dormitorium prócz dużego, wykonanego z jasnego marmuru kominka
stało kilka regałów wypełnionych po brzegi książkami i mały,
czarny fortepian. Pod wysokimi oknami, z których rozpościerał się
widok na błonia i jezioro znajdował się nie wielki stolik z
czterema krzesełkami a na środku komnaty, tuż przed kominkiem
swoje wdzięki prezentowała wygodna kanapa z jasnego weluru i
dołączone do niej dwa fotele a pomiędzy nimi niziutka ława.
Ściany i materiały zasłon
miały przyjemny, kremowy odcień a obicia wypoczynków były mleczno
kawowe. Nie było widać tu barw, któregokolwiek z domów. było
neutralnie, kompromisowo. Tak aby żaden z prefektów nie poczuł się
urażony. Hermiona była zachwycona. Zwłaszcza regały pełne
książek wzbudziły w niej wielką radość.
Sięgała właśnie po jeden z
opasłych tomiszczy gdy drzwi do jednej z sypialni otworzyły się i
wypadli z niej roześmiani lokatorzy. Na jej widok Zachariasz Smith,
prefekt naczelny Hufflepuffu zatrzymał się raptownie i zamachał
dłonią na powitanie. Towarzysząca mu Lisa Turpin, którą Hermiona
kojarzyła z zajęć historii magii, naczelna Revenclawu powtórzyła
jego gest i za rękę podeszli do gryfonki.
Nie było dla niej
zaskoczeniem, że ta dwójka jest parą. Już w drodze do Hogwartu
widziała ich przechadzających się po pociągu i patrolujących
przedziały. Jednak lekko się zmieszała gdy dostrzegła ogniste
rumieńce na twarzy Lisy i zmierzwione włosy Zacha.
-Cześć!-zawołała krukonka.
-Hej wam!-odpowiedziała
ruszając w ich kierunku.
-Fajnie tu prawda?-zagadnął
Zachariasz rozglądając się po pokoju.
Cóż, nawet jeśli tęskniła
za pokojem wspólnym gryfonów, to właśnie teraz przestała.
-Całkiem...-westchnęła
uśmiechając się-Super.
Lisa roześmiała się
siadając na jednym z foteli. Zachariasz zrobił to samo, a Hermiona
uznając stanie tak nad nimi za niegrzeczne ruszyła w ich ślad.
-Musisz zobaczyć
pokoje.-chłopak machnął dłonią- To dopiero ekstra wyczyn.
-A łazienki?-zapiszczała
jego dziewczyna- Uff...
Powachlowała się teatralnie
ręką dając dosadnie do zrozumienia co myśli o wystroju
wspomnianych pomieszczę.
-A pro po łazienek.-Zachariasz
spojrzał niepewnie na Hermionę- Są tylko dwie, jedna na parę.
Wskazał brodą różnice się
od reszty drzwi, jedne po jednej stronie dormitorium, drugie po
drugiej. Każde z nich zostało umiejscowione pomiędzy drzwiami
prowadzącymi najprawdopodobniej do sypialni.
-Będziesz miała coś przeciw
zajmowania jej z kimś ze Slytherinu?
To pytanie zbiło ja z
przysłowiowego pantałyku. Czy będzie miała coś przeciw? Coś?
Zdaniem Hermiony jej ,,coś
przeciw'' ma piętnaście mil wysokości. Nie chciała uchodzić za
kogoś uprzedzonego czy nieżyczliwego, ale mieszkanie pod jednym
dachem z kimś spod znaku węża było dla niej nie lada abstrakcją.
Dzielenie się łazienką...Cóż, to było wielkie, wielkie ,,coś
przeciw''.
-Wiecie kto to?
-Niestety nie.-Lisa pokiwała
głową ze smutną miną.
Gryfonka spojrzała na
wyczekujące, proszące miny dwójki prefektów. Wiedziała, że
zgodnie z regulaminem ona i Lisa powinny zająć jedną, tak samo jak
sypialnie po tej samej stronie dormitorium, a Zachariasz i chłopak
ze Slytherinu drugą. Ciężko jej jednak było odmówić kiedy tak
na nią patrzyli, zwłaszcza, że zdarzyła zauważyć po której
stronie ta para postanowiła zamieszkać.
A niech to...
-Niech będzie.-westchnęła-
Chyba się nie pozabijamy.
Godzinę, piętnaście minut i
dwadzieścia osiem sekund później nie była już tak pewna tego
ostatniego stwierdzenia.
Szukała właśnie wśród
wspólnych książek czegoś do czytania kiedy wrota dormitorium
ponownie się otworzyły. Lisa i Zachariasz poszli do swych rodzimych
domów aby powitać się i pogadać ze znajomymi a ona postanowiła
rozpakować się i przygotować na pierwszy dzień nauki.
Wmurowana niczym posag w
kamienną podstawę i z drgającymi ze złości dłońmi patrzyła
jak zmora wiodąca prym wśród wszystkich zmor nawiedzających jej
życie, dziarskim krokiem wkracza do pokoju. Z włosami ,,byle jak''
zaczesanymi do tylu, rozpiętym krawatem i pięknym, szelmowskim
uśmieszkiem Malfoy prezentował się nienagannie. Tak pięknie, że
miała ochotę walnąć go w twarz i zmyć z niej ten parszywy grymas
samozadowolenia.
-Nie wierzę...-westchnęła
bliska furii.
Ślizgon zatrzymał się przed
nią na wyciągniecie dłoni a wykrzywione usta rozeszły się w
jeszcze większym uśmiechu.
-Cześć Granger.-powitał ją
chłodno.
Ciarki przeszły jej po
plecach na ten dźwięk. Nic dobrego on nie wróżył, a obecność
tego gada tutaj zapowiadała jej rychłą śmierć, lub jego. W
zależności jak bardzo ją rozgniewa.
-Na rany Chrystusa,
Malfoy!-krzyknęła zeźlona- Nie wystarczy ci bycie kapitanem
drużny?- O TAK! SŁYSZAŁA JUŻ O TYM OD PODEKSCYTOWANYCH ŚLIZGONEK- Musisz być jeszcze prefektem naczelnym?!
Zachichotał widząc jej
czerwoną z gniewu buzię. Oparł się luźno o poręcz fotela i
lekko machnął dłonią z wielkim sygnetem na palcu.
Dupek, pomyślała,
arystokratyczny dupek.
-Jak widać jestem
wszechstronnie utalentowany.-odpowiedział przesłodzonym, niewinnym
tonem.
Już ona wiedziała jaki on
jest wszechstronnie utalentowany. Bogaty, może i tak, ale zapewne
nie jest przykładem cnót i dobroci aby być prefektem.
-Burak...-warknęła
piorunując go wzrokiem.
Malfoy rzucił jej rozbawione
spojrzenie denerwując ją tym na całego.
-Kujonica...-powiedziała
krzyżując ręce na piersi.
-Fretka...
-Wiewióra...
-Oślizgły gad...
-To dziecinada!-zawołał
unosząc ręce do góry.
-Masz rację.
Zdziwiony jej nagłą
kapitulacją otworzył ze zdziwienia usta. Korzystając z jego
chwilowej konsternacji, Hermiona odwróciła się napięcie i ruszyła
w stronę łazienki gdzie czekało ją kilka rzeczy do rozpakowania.
~*~ ~*~ ~*~
Jak tylko przeszedł przez
drzwi od razu jego humor po kolacji się poprawił. Nie wiedział
jednak dlaczego tak się stało. Nie było to z powodu ładnie
umeblowanego, z całą pewnością wygodnego dormitorium. Przyczyna
też nie mogła być chęć dogryzienia znajdującej się w pokoju
wspólnym szlamie, choć tym akurat by nie pogardził. Jedno było
pewne, zobaczył ją i...ucieszył się?
Było z nim źle, tym
bardziej, że nie była to radość na myśl by znowu ją wystraszyć
czy zasmucić. O nie...
Ucieszył się bo po prostu tu
była i wyglądała, och Draco idź się lecz!, wspaniale.
Długie do pośladków włosy
splątała w grubego warkocza zwisającego swobodnie między jej
wyprostowanymi łopatkami, a obcisła koszulka i krótkie spodenki
zamieniły się miejscami z za dużą, szarą bluzą i
ciemnogranatowymi leginsami. Pochylała się właśnie nad trzymaną
w jej dłoniach opasłą księgą i kiedy tak zamyślona przebiegała
smukłym palcem po wersach zapisanych na pożółkłych kartach
wydawała się być taka niewinna, taka wyciszona i delikatna.
Bardzo chciał nienawidzić
jej w tamtej chwili, chciał nie zachwycać się jej ślicznym
profilem. Pragnął sobie odgryźć dłoń kiedy jeden z brązowych
kosmyków wyplątał się z luźnego wiązania i opadł miękko na
jej skroń i policzek a on czuł jak palce go swędzą by poprawić
jej włosy. Znowu to robiła, znowu sprawiała, że czuł tak wiele
dobrych rzeczy. Zachwyt, radość, czyste upojenie chwilą.
Musiał wiele sił włożyć w
to by nie zagwizdać na jej widok.
I wtedy na niego spojrzała, a
cały czar poprzedniej sceny prysł. Z jej głębokich oczu uciekło
zamyślenie i niewinność, pozwalając by zamiast nich wpełzło
rozczarowanie i irytacja. Ta dolna, pełna warga wygięła się w dół
a nosek zmarszczył w gniewie.
Nie wiedzieć czemu poczuł
się źle. Gdzieś na krańcach swej świadomości wiedział, że
chce by witała go w inny sposób, by śmiała się z nim jak z
przygłupim Longbottomem albo dyskutowała jak z Finniganem.
Wiedział, lecz wyparł ze swej głowy wszystkie te bzdury, a w
olewaniu własnych uczuć i przemyśleń był mistrzem, szkolił go
przecież sam Czarny Pan i jego wspaniały tatuś, i postanowił nie
zwracać na to żadnej uwagi.
To była przecież szlama
Granger! Szlama, koniec kropka!
By odgonić od siebie
niechciane myśli i uczucia postanowił pójść do swego pokoju. Nie
potrafił jednak zostawić jej od tak. Zbyt wkurzało go to co ta
zakichana gryfonka mu robi i jakie zamieszanie oraz spustoszenie
sieje w jego zwykle dobrze funkcjonującym mózgu, by pozwolić jej
od tak odejść.
Troszkę jej podokucza,
odrobinę na lepszy sen.
-A ty dokąd?-zapytał za
odchodzącą dziewczyną.
Rzuciła mu wrogie spojrzenie
ponad ramieniem i nonszalancko wysunęła podbródek.
-Pookładać rzeczy na półce
w łazience.
-A gdzie moja łazienka?
Draco patrzył jak Granger
staje raptownie w drzwiach. Wzdrygnęła się jakby sama myśl o nim,
nagim pod prysznicem wzbudzała w niej odrazę, co w nim znowuż
wzbudziło gniew urażonej męskiej dumy i powoli odwróciła w jego
kierunku.
-Mamy wspólną. Nie rób
takiej miny!-zawołała- Też nie skacze z radości na te wieść!
Co? Zaraz, zaraz...A no tak.
Musiała źle odczytać jego
opadniętą szczękę i szeroko otwarte oczy jako przejaw
dezaprobaty. W sumie to i dobrze, że nie potrafiła czytać w jego
myślach, teraz z całą pewnością kosmatych i nieprzyzwoitych.
Miał zajmować jedną
łazienkę z nią? O święta panienko!
Tym razem nie potrafił
odgonić się od uczuć jakie po jej słowach wzbudziły w nim
tornado. Bo chociaż to była Granger, gryfonka, szlama to była to
naprawdę piękna Granger, powabna gryfonka i seksowna szlama.
Zbyt zszokowany tym odkryciem
nic jej nie odpowiedział. Dziewczyna zastukała raz, drugi i trzeci
bosą stopą o drewniane deski podłogi po czym uznając, że nie ma
zamiaru z nią dyskutować odeszła zamykając za sobą drzwi. Takiej
okazji na dopieczenie jej nie mógł odpuścić.
Szybko zmył z twarzy
przygłupią minę, ze stosu ustawionych pod oknami waliz wygrzebał
swoją wypełnioną przyborami do toalety osobistej i wparował do
łazienki. Podskoczyła jak poparzona znad małej walizeczki ale
zaraz opanowała się przybierając bojową postawę dumnej prefekt
naczelnej.
-Co ty robisz?-zapytała
cicho.
-To samo co ty.-wzruszył
ramionami.
Minął ją spokojnie
podchodząc do podwójnego zlewu z zawieszonym nad nim wielkim
lustrem w złotej ramie i otworzył drzwiczki stojącego obok regału.
Nie skrepowany jej złowrogą miną i spojrzeniem, które zapewne na
wszystkich robiło odpowiednie wrażenie zaczął powoli rozpakowywać
walizkę.
-Wynos się z łazienki!
Draco uśmiechnął się pod
nosem. Wiedział, że Granger długo nie wytrzyma trwania w ciszy i
spokoju. Była dumna,uparta i diabelnie inteligentna a jej mózg miał
pojemność worka bez dna lecz nigdy nie grzeszyła opanowaniem.
Odwracając się do niej
starał się zachować powagę, której o mało co nie stracił
widząc jak piorunuje go oczyma i zaciska dłonie po bokach.
Wyglądała tak dziewczęco w tej za dużej bluzie...MOMENT!
Spojrzał jeszcze raz na
umieszczony na materiale napis. Jakim cudem nie zauważył tego
wcześniej? Przecież pominąć wielkie, czerwone litery układające
się w napis ,,Kocham rudych chłopaków'' było cholernie trudno.
Poczuł się, łagodnie mówiąc,zły. To zapewne pomysł tego
głupiego ryżego Weasley'a! On już się zajmie tą bluzą, jego w
tym głowa.
Jej głośne kaszlnięcie
sprowadziło go na ziemie z krainy, w której ucinał łapy ryżemu.
Odciągnął wzrok od okropnego napisu i siląc się na obojętność
spojrzał na gryfonkę.
-I mam pozwolić byś zajęła
wszystkie pułki? Nie ma szans!-pokręcił stanowczo głową.
Widział jak gotuje się z
wściekłości. Gdyby to tylko było możliwe z jej uszu, nosa i ust
uszła by para, lub (co jest bardziej prawdopodobne) fala ognia.
Zawzięła się jednak w sobie i z gracją powróciła do
przekopywania na klęczkach walizki w poszukiwaniu kosmetyków.
-Co za arogancki, parszywy,
nabzdyczony...-burczała pod nosem.
-Granger!-ostrzegł ją cicho.
Nie zwracając na niego uwagi,
wyciągała z bagaży grube książki i dalej mamrotała pod nosem.
-Arogancki, przygłupi,
skretyniały...
-Granger...
Rozśmieszony nie mógł się
nie uśmiechnąć. Kiedy tak klęczała nad swoimi książkami i
warczała pod nosem była cholernie słodka. Jak mała dziewczynka,
której zabroniono zjeść słoik wypełniony fasolkami wszystkich
smaków.
-Upośledzony, arogancki buc!
-Granger!!-krzyknął tuż
przy jej głowie.
Zerwała się na równe nogi
łapiąc za ucho, w które zawył.
-Co?!-odkrzyknęła
rozsmarowując zbolałe miejsce.
Kiedy tak stała przed nim
trąc się po czerwonym już uchu złapał się na chęci śmiania
się do rozpuku. I to bynajmniej nie po to by ją urazić. Chciał
się roześmiać, pierwszy raz od dawien dawna szczerze rozbawiony i
pragnął by i ona dołączyła do niego w tym śmiechu.
ZŁE! DRACO, TO JEST ZŁE! TO
GRANGER!
-Trzy razy powiedziałaś, że
jestem arogancki.-wskazał na dłoni odpowiednią ilość palców-
Powtarzasz się dziewczyno.
-Bo jesteś niemożliwie
arogancki!-tupnęła w złości stopą- Powtarzam to dla podkreślenia
tego faktu!
Piorunowali się przez chwile
wzrokiem. Ona miała najwyraźniej ochotę urwać mu głowę a
on...Postanowił nie zagłębiać się w swoje pragnienia, które
krążyły wokoło machnięcia dłonią i przytulenia jej, muśnięcia
jej troszeczkę zadartego nosa i pocałowania go w czubek.
DRACONIE MALFOY! OPANUJ SIĘ!!!
Pierwsza z ich wzrokowej
potyczki wycofała się Granger. Prychając pod tym malutkim noskiem
z niezadowolenia ponownie zajęła się wypakowywaniem rzeczy z
walizeczki. Idąc w jej ślady Draco zabrał się za wyciąganie
całego stosu jednakowych, drogich flakonów perfum, przyborów do
golenia i układania włosów, miliona opakowań płynów do kąpieli,
które miał zamiar zużyć podczas najbliższej kąpieli w wielkiej
wannie wbudowanej w posadzkę na środku łazienki i stosem innych
rzeczy jakie używał podczas przygotowań do wyjścia między
ludźmi.
Wpakowywał to wszystko do
szafeczki po swojej stronie zlewu,obserwując kątem oka podchodzącą
do niego gryfonkę. Stanęła w znacznej odległości od niego jakby
bała się, że się na nią rzuci i pobije układając na pulkach
flakon perfum, szczotkę do włosów, woreczek z czarnej satyny
prawdopodobnie wypełniony gumkami i spinkami oraz mała kosmetyczkę,
w której przez otwarte wieczko dojrzał tusz do rzęs i róż do
policzków.
Spodziewał się, że
wyciągnie jeszcze kilka jak nie kilkadziesiąt opakowań kremów,
kosmetyków i pudrów, a może nawet i tych, jak im tam? Fluidów czy
jak się to nazywa, czym Pensy i Astoria smarowały się po twarzach.
Zszokowany zobaczył jak gryfonka dokłada do swojego zbioru jedno,
małe opakowanie kremu do twarzy i z zadowoleniem zamyka szafkę.
Właśnie sobie uświadomił,że
miał pięć razy więcej kosmetyków niż dziewczyna, co
było...Dziwne.
-To wszystko co masz?-zapytał
normalnym tonem zapominając z kim ma do czynienia.
Gryfonka popatrzyła na niego
uważnie, najwyraźniej oczekując z jego strony ukrytego w tym
pytaniu podstępu.
-A co?-warknęła
podejrzliwie.
Łapiąc się na tym jak
podziwia jej długie, z całą pewnością naturalne rzęsy, zmienił
się z powrotem w chłodnego i opanowanego ślizgona.
-Nic.-wzruszył ramionami
odwracając się do umywalki.
-O co ci chodzi?!-krzyknęła
zakładając dłonie pod biustem.
Znowu jego wzrok padł na
czerwony napis na bluzie, która wraz z jej małą sylwetką odbijała
się w tafli lustra.
-No...-zaczął
niepewnie-Dziewczyny zazwyczaj mają tego więcej, co nie?
Granger prychnęła, dumnie
unosząc podbródek. Ależ on by ją szybko oduczył tej dumnej,
upartej postawy.
-Może, ale ja nie mam.
No tak, czego mógł się
spodziewać. Od siedmiu lat po cichu obserwuje tą wkurzającą
dziewczynę i zdążył już zauważyć, że nic co się tyczy reszty
dziewcząt w zamku nie tyczy się jej. Gryfonka nigdy nie zwracała
uwagi na swój ubiór, miał być po prostu schludny i wygodny, a nie
na to co myślą o niej inni, zwłaszcza chłopcy.
Chociaż zdarzył się jeden
raz kiedy prawie powaliła go z nóg.
To było podczas balu w
czwartej klasie. Wtedy gdy odbywał się Turniej Trójmagiczny a
Granger wparowała do Wielkiej Sali z Wiktorem Krumem pod rączkę. W
pierwszej chwili jej nie poznał. Zastanawiał się nawet czy nie
jest jedną z will przybyłych w eskorcie Fleure Delacore. Jak
wielkie było jego zdziwienie kiedy ją rozpoznał.
Wyglądała pięknie.
Naturalnie, ślicznie, wspaniale.
Pogrążony w myślach nie
zauważył jak Granger wychodzi z łazienki i pozostawia go samego.
Wzdychając ciężko wyszedł do pokoju wspólnego, przemaszerował
do ostatniego, wolnego pokoju i skrzywił się z niesmakiem. Mały,
stanowczo za mały jak dla arystokraty.
Przebiegły uśmieszek
ponownie zawitał na jego twarzy. Może gryfonka ma większy?
Ciesząc się z własnej
podłości wparował przez uchylone drzwi do pokoju po drugiej
stronie łazienki, niosąc ze sobą walizki wypełnione ubraniem i
kufer, w którym leżały księgi i szkolne przybory.
-Hej!-zawołał od progu- To
mój pokój!
-Byłam tu
pierwsza!-okrzyknęła gryfonka.
Skrzywił się w okrutnej
uciesze. Wyciągnął z kieszeni różdżkę i wycelował nią w
sufit. Z ukłuciem złości i niezadowolenia zauważył jak Granger
wytrzeszcza na niego oczy i wzdryga się w panice. No tak, kiedyś
wykorzystałby każdą chwilę z nią sam na sam by obdarować ją
jakimś paskudnym urokiem.
Ale nie dziś, nie jutro. Może
wcale? Tak, jeśli tylko nie przegnie ze swoją wyniosłą dumą może
obejdzie się bez użycia siły.
-A wychodzisz
ostatnia.-zaśmiał się machając różdżką- Żegnam.
Z końca drewnianego patyczka
wystrzeliły jasne iskry a pookładane ciuchy, rozwalone na podłodze
księgi, pergaminy, pióra i atramenty oraz wpół puste walizki
znikły z sypialni. Swoją drogą znacznie większej i z ładniejszym
widokiem sypialni.
-Coś ty zrobił z moimi
walizkami?!-wydarła się machając dłońmi dookoła siebie- Oddawaj
je natychmiast!
Zaśmiał się ucieszony jej
zdziwioną miną i szeroko otwartymi, brązowymi ślepiami nie mogąc
opanować się przed głupkowatym rechotem.
-Są w pokoju obok.-rzekł gdy
się uspokoił- Dobranoc.
Widział po niej chęć
zamordowania go, ale po raz kolejny tego dnia zbaraniał gdy wiedząc,
że przegrała z nim potyczkę odwróciła się zdrowo wkurzona
maszerując do wyjścia.
-Pieprzony,arystokratyczny,
AROGANCKI buc!-zawołała na pożegnanie.
Zadowolony z siebie rzucił
walizki w kąt i skacząc niczym sprężyna, walnął się na
wielkim, miękkim łóżku. Powąchał poduszkę. Pachniała...O nie!
Pachniała szlamą.
Musiał przyznać, że był to
bardzo ładny zapach. Nie chętnie, lecz uznając że tak powinien
postąpić każdy szanujący się czarodziej czystej krwi machnął
różdżką usuwając woń pomarańczy. Tak, tak jest o wiele lepiej.
Nie potrwała nawet minuta
kiedy z pokoju obok dobiegł go głośny krzyk przerażenia. Draco
zerwał się z łóżka i pomknął w stronę sypialni gryfonki. Nie
przejmując się konwenansami walnął ramieniem w drzwi, za których
dochodził wrzask dziewczyny.
Gotowy do bitwy, z różdżką
w dłoni rozejrzał się po podobnym do jego,lecz odrobinę mniejszym
pomieszczeniu. Niemal padł zarówno zdziwiony jak i rozśmieszony
obrazem dzielnej gryfonki stojącej na trzęsących się nogach na
krzesełko.
-Czego się drzesz
Granger?!-warknął chowając różdżkę do kieszeni spodni.
-Co to jest do
cholery?!-zawyła machając dłonią na drugi koniec pokoju.
Odrobinę zmieszany spojrzał
na czające się w kącie zwierzątko.
Nie znosił go, wprost nie
cierpiał kota swojej mamy. Był to okropny, bezwłosy kocur z rasy
Sphinx'ów o czarnej i zmarszczonej skórze. Jego wielkie, limonkowe
gały lśniły przebiegle a ostre ząbki i pazurki nie raz
przyprawiły Draco o szramy i ślady ugryzień na dłoniach czy
twarzy. Nie znosił kocura,ale...
No właśnie. To ,,ale''
sprawiło,że zabrał go ze sobą do Hogwartu.
Jego mama uwielbiała tego
parszywego stworka i to ze względu na nią zgodził się zając
kotem. Jego popaprany, sadystyczny ojciec-terrorysta nie uznawał
uczuciowego przywiązania, któregokolwiek z członków swojej
rodziny do rzeczy czy innych istot. Uczucia wyższe jak miłość czy
choćby przywiązanie były dla niego słabościami, z którymi
trzeba było walczyć, zgniatać je w zarodku. Jak tylko zauważył
ile czasu i uczucia Narcyza Malfoy poświęca zwierzakowi postanowił
go zabić. Cudem kot zdarzył uciec przed zielonym promieniem czaru i
schować się przed Lucjuszem.
Narcyza odnalazła go kilka
dni później i poprosiła Draco by zabrał kota ze sobą. I mimo że
blondyn zostawiłby najchętniej pchlarza na peronie w Londynie, po
tym jak zamęczył go godzinnym miauczeniem, nie miał serca tego
uczynić. W przeciwieństwie do ojca kochał matkę, nie jednokrotnie
dochodziło między nim a Lucjuszem do spięć z jej powodu, i
dlatego postanowił zadbać o istotę, którą Narcyza pokochała.
Teraz jednak cieszył się z
zabrania kocura z powodu Granger. Jej przestraszona, obrzydzona mina
i drżący palec jakim wskazywała zwierze oraz fakt, że stoi na
stołku, z którego zaraz się zwali były bezcenne. Chyba w zamian
za to kupi pchlarzowi puszkę najlepszych kocich przysmaków.
-To?-zapytał udając
zdziwienie- Kot.
-Kot? To wygląda jak szczur!
Nie mógł się z nią nie
zgodzić. Bez sierści, ze sterczącymi uszami, chudymi łapkami i
podłużnym pyszczkiem wyglądał jak szczur lub domowy skrzat w
wersji mini.
Udając głębię oburzenia
wydął wargi gromiąc gryfonkę wzrokiem.
-Nie obrażaj mojego kota
Granger!-krzyknął z nutą groźby w głosie.
-Twojego...Kota?
-Tak. Cesarz Miau to mój kot.
-Obrzydlistwo!-prychnęła
schodząc na podłogę- To nie kot tylko szczur! Zabieraj go stąd!
Nie zważając na jego wzrost
i większą niż jej posturę podeszła do Draco, położyła mu
dłonie na piersi i z całych sił pchnęła w kierunku drzwi.
-Ostrzegam szlamo!- zawołał
odpędzając się od jej rąk-Nie obrażaj mi kota!
-To go zabieraj!!
-Boże...-żachnął
się-Ryczysz jak rasowy lew...Boli mnie od tego głowa...
-A ty się ociągasz jak żółw!
Won mi z tym czymś z mojego pokoju!
Ponownie go pchnęła ale tym
razem ustąpił. Iskry w jej oczach dały mu do zrozumienia na jak
cienkiej granicy balansuje. Zapewne miała ochotę walnąć w niego
upiorogackiem. Sprawnym ruchem przesunął się w bok kiedy znowu
wyciągała dłonie by go nimi uderzyć w pierś, sprawiając tym, że
nieomal potknęła się o własne nogi i nie wylądowała twarzą na
deskach.
Zadowolony z siebie podszedł
do skulonego kota.
-Chodźmy Cesarzu.-rzekł
dumnie- To nie miejsce dla ciebie.
Powiedziawszy to złapał kota
na ręce, o dziwo grzecznie wskoczył mu w ramiona jakby rycząca
lwica w pokoju i go przyprawiła o migrenę, i wyszedł z sypialni
Granger głośno trzaskając drzwiami.
~*~ ~*~ ~*~
Gdy drzwi za irytującym
ślizgonem trzasnęły z hukiem Hermiona padła zrezygnowana na
łóżko. Nie dość, że będzie musiała się męczyć z Malfoy'em
to na domiar złego będzie skazana na patrzenie na to małe
paskudztwo.
Świetnie!
I ten pokój… Był mniejszy,
o wiele mniejszy od poprzedniego. Ale nie był też wcale taki zły.
Jasny, z dużymi oknami w staromodnych ramach i wielkim łóżkiem
zdawał się być przytulny. Miała tu szafę i biurko do odrabiania
lekcji, oraz regał na książki. Miło...gdyby nie to zwierze...
-Cesarzu?-mruknęła kręcąc
głową i zakrywając sobie oczy ramieniem
Kotem był Krzywołap, a to
wyglądało jak...
- W tej pochrzanionej rodzince
nawet kot wygląda jak ślizgon. Fu!
-Słyszałem!-dobyło się za
drzwi.
Wściekła spojrzała na nie,
dopiero teraz orientując się, że nie usłyszała kroków
oddalającego się blondyna. Bezczelny typ stał pod jej sypialnią i
sadząc po tonie jego głosu był bardzo z siebie zadowolony.
-Wynocha!!
♡♡♡
OdpowiedzUsuń58 years old Human Resources Assistant IV Inez Pedracci, hailing from Alexandria enjoys watching movies like "Sea Hawk, The" and Graffiti. Took a trip to Monastery and Site of the Escurial and drives a Batmobile. zerknij na strone internetowa
OdpowiedzUsuń