wtorek, 11 sierpnia 2015

Rozdział 4

-Jesteś pewna, że wszystko w porządku?-zapytał Neville z troską.
Właśnie wysiadali z pociągu na stacji Hogsmade. Luna poszła poszukać jakieś wolnej karocy a ona z Nevillem wypakowywali bagaże.
Wychylając się przez drzwi pociągu Hermiona zaczerpnęła świeżego powietrza i uśmiechnęła się pod nosem. Była w domu. I nawet arogancki, agresywny Cormac czy milion razy gorszy Malfoy nie są w stanie zepsuć jej dobrego humoru. To prawda, przestraszyła się McLaggena a słowa Malfoy'a zabolały jak zawsze ale nie miała zamiaru poddawać się czarnym myślom.
Z błyskiem w oku rozejrzała się po peronie. Górujący nad wszystkimi Hagrid machał na pierwszorocznych by pierwszą podroż do Hogwartu pokonali łodziami przez głębokie jezioro. Starsi uczniowie wesoło dyktowali ciągnąc swe torby a odgłosy sów, kotów i Puszków Pigmejskich niosły się ku gwieździstemu niebu.
Poprawiła swoją szkolną szatę i perfekcyjnie zawiązany krawat, przemknęła opuszkami po zawieszonej na piersi odznace prefekta naczelnego a uśmiech wciąż nie schodził jej z ust. To było to. Jej miejsce.
-Tak, Neville.-przytaknęła wręczając mu kolejne walizy- Nie martw się.
Przyjaciel przyjrzał jej się uważnie, mogła dostrzec jak kreci nieprzekonany nosem ale jedynie skinął głową dając za wygraną.
-Hej! Chodźcie!-zawołała Luna wskazując na przyjaciółkę i swojego chłopaka-Mam podwózkę!
Chwilę później jechali zaprzęgniętymi w trsetale dorożkami w górę zbocza, na którym stał wielki, piękny budynek. Hogwart.
Hermiona poczuła jak łzy cisną się jej od natłoku emocji jakie wzbudzał w niej zamek. Smutek, żal, radość, szczęście. Tyle pięknych i zarazem przerażających wspomnień pojawiło się w jej głowie kiedy zaledwie spojrzała na otoczony Zakazanym Lasem, majestatyczny dwór nad wieżami, którego rozciągało się skąpane w granacie niebo upstrzone milionem gwiazd.
Nie chciała płakać, nie chciała się wzruszać jak małe dziecko. Na Trytona, była dziewiętnastoletnią kobietą a nie jedenastoletnią dziewczynką! Nie mogła beczeć jak bóbr!
Lecz jak tylko rzuciła spojrzeniem na trzymającą mocno dłoń Neville'a Lunę, na jej policzki z których skapywały łzy i twarz szeroko uśmiechniętą, nie potrafiła się opanować. Pozwoliła by dwie słone krople uciekły spod jej powiek jako zwieńczenie zwycięstwa nad złem i triumf dobra.
W niedługi czas potem dorożki zatrzymały się pod wejściem do ogromnego westybulu. Neville wraz z dziewczętami wysiedli pozostawiając swe walizki skrzatom domowym, Hermiona oczywiście nie była zadowolona z wykorzystywania tych stworzeni, i ruszyli do wnętrza. Widziała jak wielu uczniów spogląda z szokiem na wychudłe, szkieletowe stwory zaprzęgnięte do pojazdów.
Nie każdy wiedział o trestalach, ale wielu, bardzo wielu z nich w drugiej wojnie o Hogwart widziało wystarczająco dużo śmierci by teraz móc ujrzeć te wyjątkowe, rzadkie stworzenia.
Jak tylko przestąpili próg Hermiona poczuła się tak jak wtedy gdy przybyła tu po raz pierwszy. Zaskoczona, urzeczona i szczęśliwa.
-Jak dobrze znowu tu być-Luna westchnęła ściskając mocno ramię Hermiony.
-O tak. Bardzo dobrze- przytaknęła rozglądając się po Wielkiej Sali.
Wielka Sala. Nazwa nie oddawała tego jak ogromna była komnata, nawet słowo ,,wielka'' nie pasowało tu gdy mówiono o jej pięknie. Długie i szerokie pomieszczenie wypełnione było sztandarami szkoły i zwisającymi nad czterema stołami chorągwiami poszczególnych domów. Tysiące świec rozjaśniało Wielką Salę lewitując nad głowami przybyłych rzucając dookoła złociste, ciepłe światło. Wysoko, wysoko nad komnatą rozprzestrzeniało się niebo, na które widok mieli dzięki zaczarowanemu sklepieniu a między stołami przelatywały duchy zamieszkujące zamek. Krwawy baron, duch Slytherinu wymachiwał swym mieczem zawzięcie dyskutując z przytakującym mu Grubym Mnichem.
Za plecami Hermiony niektórzy uczniowie przeganiali ducha Edmunda Grubba, który wraz z Irytkiem częstowali ich wybuchającymi truskawkami, niszcząc tym nowe, czyste szaty. Pomachała zamaszyście Prawie Bezgłowemu Nickowi, duch jak tylko ją ujrzał uśmiechnął się i z nabyta wieki temu gracją skłonił szarmancko.
Na wzniesieniu pod ścianą Wielkiej Stali stał długi stół przygotowany dla profesorów Hogwartu. Zasiadała już za nim cala śmietanka nauczycielska nie wliczając w to profesora, od niedawna, Hagrida który miał przybyć z pierwszakami na ceremonię nadania przydziału przez Tiarę. Gryfonka widziała siedzącą przy boku dyrektora, profesor McGonagall rozmawiającą z profesor Sprout.
Filius Flitwick mruczał coś pod nosem, najwyraźniej poirytowany zbyt małą ilością książek podsuniętych mu na krzesełku gdyż jego głowa ledwie wystawała ponad stół. Sybilla Trelawney również zaszczyciła ich swoją obecnością, co zdarzało się nader rzadko i teraz wystraszonym, powiększonym przez wielkie bryle wzrokiem oglądała wchodzących do sali uczniów co chwila zasłaniając usta.
Hermiona pokiwała głową na boki. Zapewne już przepowiadała czyjąś nagłą śmierć.
Rozstając się przy stolach z Luną i kierując swe kroki do miejsca Gryffindoru, dziewczyna spojrzała na koniec nauczycielskiego stołu. Jak zwykle nieuśmiechnięty, z tłustymi włosami i ubrany na czarno, w lekkim oddaleniu od innych siedział Snape. Rzucał płonącym nienawiścią wzrokiem w kierunku rozgadanej, uśmiechniętej profesor Hooch. To spojrzenie zdziwiło Hermionę, nigdy nie zauważyła by dwójka profesorów pala do siebie niechęcią, wręcz przeciwnie. Wydawać by się mogło, że nauczycielka latania na miotłach była jedną z rzadkich osób, które szanowały mężczyznę zwanego przez uczniów nietoperzem.
Dopiero po głębszym zapatrzeniu się na Snape'a Hermiona zrozumiał,że to nie profesor Hooch jest celem wzrokowego ataku nauczyciela. Była nią nie wysoka, szczupła kobieta o ładnym, spokojnym uśmiechu i wodospadzie lśniących blond włosów. Ubrana w kaszmirową marynarkę ze stójką o ognisto czerwonej barwie przyozdobionej złotą nicią i perłowymi guzikami, z ciemno zielonym, myśliwskim kapeluszem z piórkiem i dużą broszą pod szyją prezentowała się wielce szykownie.
Gryfonka nie miała pojęcia co takiego zrobiła kobieta Snape'owi ale jedno było pewne. Nie zdawała się tym w ogóle przejmować.
Siadając między Nevillem a Harrym, Hermiona rzuciła badawcze spojrzenie Ronowi. Nie uśmiechał się, z nikim nie rozmawiał i nie marudził jak to on kiedy w końcu na stole pojawi się jedzenie.
Chciała do niego zagadać, nawiązać rozmowę by sprawdzić co się z nim dzieje ale właśnie drzwi Wielkiej Sali otworzyły się a do środka napłynęła fala pierwszorocznych. Wytrzeszczali oczy patrząc na ogromną komnatę i piękne, magiczne sklepienie. Inni pokazywali sobie palcami uśmiechające się do nich duchy, kilku z młodzików odważyło się im nawet pomachać a jeszcze inni po prostu szli, zbyt przerażeni i zdziwieni by zrobić cokolwiek.
Kiedy uczniowie zatrzymali się przed podestem, na którym stało krzesło z umieszczoną na nim Tiarą Przydziału, profesor McGonagall wystąpiła za stołu i powitała nowych tłumacząc im zasadę działania Tiary. Następnie rozwinęła długi pergamin i po kolei czytała nazwiska.
-Arrow Trynyty- zawołała.
Z grupki wyszła mała,drobniutka dziewczynka o krótkich, brązowych włoskach. Spanikowana odpowiedziała niepewnie na pokrzepiający uśmiech pani profesor i wgramoliła się na krzesło. Tiara na jej głowie ledwie musnęła włosy dziewuszki kiedy wydarła się na cały głos:
-Gryffindor!
Po sali przeszedł głośny wrzask zadowolonych gryfonów. Jedni klaskali,inni wiwatowali ale wszyscy cieszyli się mogąc przyjąć do swoich kolejnego ucznia. Krukoni i puchoni również klaskali, jedynie ślizgoni wywracali oczyma lub spoglądali ze znudzeniem w sufit.
-Dobra nasza!-zawołał Harry, kiedy mała gryfonka zeskoczyła ze stołka i biegiem ruszyła do ich stołu-To dobry znak! Pierwszy pierwszoroczny i od razu Gryffindor! Założę się, że będziemy w tym roku pierwsi ze wszystkim.
Hermiona przytaknęła przyjacielowi szczerząc się od ucha do ucha. Oby miał rację!
Kolejne osoby zostawały przydzielane do poszczególnych domów i gdy ostatni z uczniów, wysoki chłopczyk o burzy miedzianych włosów został przydzielony do krukonów, profesor McGonagall zwinęła pergamin, machnęła różdżką na stołek i tiarę, które zniknęły pojawiając się na pewno w gabinecie dyrektora, i zapowiedziała wystąpienie Albusa Dumbledore'a.
Mężczyzna zgrabnym,sprężystym krokiem ruszył do podium.
-Moi drodzy.-zaczął dyrektor patrząc na zebranych z wesołymi iskierkami w oczach-Wy, którzy już tu byliście i wy, nowi czarodzieje oraz czarodziejki. Witam was w nowym roku szkolnym. Mam nadzieję, że ten będzie pomyślny, pełen przygód, nawiązanych znajomości i zaciskających się więzów dawno powstałych przyjaźni. Jak wiecie Hogwart przeżył wielu znakomitych czarowników, jego mury widziały niejedną piękną, ale tez straszną rzecz. Po bitwie jaka rozegrała się się tu zaledwie kilka miesięcy temu, w naszych sercach już na zawsze pozostanie zadra. Wielu z nas straciło w niej swych najbliższych...
Dyrektor posłał szybkie,pełne współczucia spojrzenie Ronowi i kilku innym uczniom, którzy spuścili głowy przypominając sobie o ich stracie i prywatnym bólu.
-To co się stało nie zostanie nigdy zapomniane. Mogę dać wam na to moje słowo. Każdy z tych, kto przyczynił się do krzywdy niczemu winnych ludzi zostanie ukarany.
-Wiec czemu Malfoy tu siedzi?-zawarczał Harry.
Hermiona spojrzała ponad tłumem na siedzącego przy stole Slytherinu ślizgona. Opierał się o oparcie krzesła z zarzuconą na barki szatą i rozwiązanym krawatem. Zdawał się nie uważać by cokolwiek co mówi dyrektor dotyczyło w jakimś stopniu go.
Szybko odwróciła się do podium, na którym stal Dumbledore.
-Mimo, że nieżyjący już Voldemort ma wielu swych wyznawców, osobników chcących pomścić go, my...-wskazał na zasiadających za nim nauczycieli-Nie pozwolimy by stała się wam jakakolwiek krzywda. Każde z was i wszyscy razem, jesteście tu bezpieczni. Wszyscy. Ale dość tych poważnych wieści. W szeregach naszych nauczycieli pojawiła się nowa, znakomita postać. Natalja Aristow będzie waszym nauczycielem eliksirów. Liczę na jej miłe powitanie i szacunek jakim obdarzycie nową panią profesor.
Tu dyrektor dosadnie dał znać do kogo mówi. Obrzucił stół ślizgonów twardym spojrzeniem, które zaraz zamienił na swoje poprzednie, pełne radości i śmiechu.
-Jak co roku nasz woźny, Pan Filch prosi o przypomnienie pierwszorocznym...
Przemowa dyrektora trwała jeszcze kilka minut, po czym klasnął w dłonie a na długich stolach pojawiły się same pyszności. Pieczone pałki kurczaków, lasagne, ziemniaczane pure i cała masa innych smakołyków.
Hermiona prowadziła luźną, niezobowiązującą rozmowę z Lavender i Nevillem, Harrym oraz Seamusem. Chłopak dosadnie dawał jej do zrozumienie, że się mu podoba, ciągle ją komplementował i sięgał przez blat by dotknąć jej dłoni. Szczerze zdziwiona próbowała odpędzić się od jego lepkich rączek ale ten co i rusz wynajdywał powód by tylko jej dotknąć.
Między kęsami spoglądała na siedzącego cicho Rona. Nie dziwiło jej jego milczenie. Zajęty pochłanianiem niewyobrażalnej ilości pożywienia rzadko kiedy się odzywał. Nie przypuszczała by zaczął rozmowę szybciej niż po deserze, ale gdy i on się skończył rudy nadal był milczący. Patrzył wszędzie tylko by nie na nią, rozmawiał z każdym tylko nie z Hermioną co bardzo ją zabolało.
Może i nie była przekonana do pomysłu by się znowu z nim przyjaźnić ale jego obojętność i chłodne spojrzenia jakie jej posyłał za każdym razem kiedy Seamus jej dotykał sprawiały, że czuła się podle. Jakby zrobiła coś złego.
Prychnęła w myślach. Niby co takiego złego zrobiła? To on z nią zerwał. I to w dziecinny, niepoważny sposób. Niech ma pretensje do siebie.
-Herm, hej Herm- zawołała do niej Lavender Brown.
-Tak?
-Będziesz w tym roku zajmować z nami dormitorium?-zapytała wskazując siebie i siedzącą obok Parvati Patil.
Dzięki ci Merlinie, że nie! Zawołała radośnie w swojej głowie ale na twarz przybrała skruszony uśmieszek.
-Niestety- zaprzeczyła kręceniem głową-Jako prefekt naczelny zajmuje dormitorium na szóstym piętrze.
-Szkoda- westchnęła blondynka.
Nie mogła mieć pojęcia, że gryfonka cieszy się z takiego obrotu sprawy. Osobiście nie miała nic do Lav czy Parvati, były dość zabawne i miłe, lecz mieszkanie pod jednym dachem z zachwycającymi się Ronem i Harrym dziewczynami przyprawiłoby ją o bóle głowy. Migrenowe bóle głowy w woli ścisłości.
-Szczęściara- zawołał do niej wybraniec.-Słyszałem, że dormitorium prefektów naczelnych to dojechane miejsce. Osobiście zajrzałem do łazienki na czwartym roku, ale to była łazienka zwykłych prefektów.
-Chodzą legendy, że w łazienkach naczelni mają kolorową wodę, a ze ścian spływają bąbelki-zauważył konspiracyjnym szeptem siedzący obok Seamusa Dean.
-Chyba jak zrobisz je sobie sam-odpowiedział Seamus.
-Fuj!-zawołały na raz przysłuchujące się im dziewczyny
Hermiona skrzywiła się z niesmakiem.
-To było okropne- skarciła go.
Seamus nic sobie jednak nie zrobił z ich obrzydzonych min Śmiał się wraz z Deanem i Harrym w głupkowatym rechocie. Neville gromiony wzrokiem gryfonki nie wypuścił pary z ust ale widać po nim było jak mocno zaciska wargi by się nie poddać ogólnemu atakowi śmiechu.
-Ja słyszałam, że z okien dormitorium rozciąga się niesamowicie piękny widok- westchnęła Parvati- Harry ma rację, szczęściara z ciebie.
Odpowiedziała uprzejmie na uśmiech dziewczyny ale nie mogła nie zauważyć jak wodzi tęsknym wzrokiem za Harrym. Lekko zaczerwieniony wybraniec spojrzał na nią, ale co dziwne wypiął dumnie pierś i mrugnął zalotnie do Parvati. Ginni byłaby wściekła gdyby to zobaczyła.
-Wyobrażasz sobie jakby się zachowywała gdyby chodziła z Harrym?-zapytał konspiracyjnym szeptem Neville- Oplotłaby go rękoma i nogami ażby z braku tlenu stracił przytomność.
Hermiona wybuchła śmiechem kiedy przyjaciel zatrząsł się ze zgrozy. Nie mogła tego powstrzymać. Śmiała się i śmiała, a patrzący na nią Neville szczerzył się w okrutnej uciesze. Po sekundzie dołączył do niej i oboje rechotali w najlepsze nie zdolni wypowiedzieć choćby słówka kiedy pytano ich co się dzieje.
Nagle poczuła się obserwowana. Tak jak wtedy na peronie Kings Cross tak i teraz wiedziała, po prostu wiedziała, że ktoś się jej bacznie przygląda. I nie myliła się. Wystarczył jeden rzut oka na stół naprzeciw by wiedzieć kto i na co patrzy.
Natychmiast przestała się śmiać. Malfoy wbijał w nią wzrok spod blond kosmyków opadających mu na czoło. Dłonie zawiesił buńczucznie na piersi a jego szczeki zaciskały się mocniej niż zwykle uwypuklając i tak już wystające arystokratycznie kości policzkowe.
Nie wiedząc czemu, wytknęła mu język i wróciła do rozmowy z przyjaciółmi. Nie mogła dostrzec jak Draco uśmiecha się pod nosem i w zamyśleniu zagryza wargę.




~*~ ~*~ ~*~

Draco śmiał się w swych myślach na widok tego słodko różowego języczka jaki gryfonka wytknęła w jego kierunku. On już by wiedział jaki pożytek z niego zrobić. STOP! Malfoy nie wchodź na niebezpieczne rejony!
By przestać myśleć o irytującej Granger skupił swą uwagę na plotkujących kolegach.
-Z tej Granger zrobiła się naprawdę niezła laska-zauważył Nott.
O mało nie dostał zawalu kiedy usłyszał te słowa wypływające z ust niezwykle wybrednego ślizgona.
-Gdyby nie to, że jest szlamą od razu bym do niej uderzył.
-Ty?-zdziwił się Nott patrząc na Gloye'a- Nie miałbyś u niej szans.
-A chcesz się przekonać?!
Chłopcy mierzyli się przez chwile twardym spojrzeniem. Jakby ich nie znał Smok uznałby, że zaraz wyciągną różdżki i pozabijają się na miejscu.
Gdyby nie fakt, że Gloye wyrobił się od ostatniego roku a jego twarz przybrała bardziej inteligentnego wyglądu, Malfoy parsknąłby śmiechem. Jednak kumpel stał się naprawdę przystojny, wystarczyła Draco jedna podróż pociągiem by zauważyć jak dziewczęta wodzą wzrokiem za zwykle niewidzialnym ślizgonem by przekonać się jak bardzo Gloye spoważniał i dorósł.
-Ja do niej uderzę!-zgłosił się Folison Multon wykorzystując panującą ciszę.
Blondyn miał ochotę zdzielić ich wszystkich w łby i głośno zagrozić, że jeśli którykolwiek się zbliży do gryfonki to on im wszystkim pokarze co oznacza gniew smoka.
-Zamknijcie się kretyni-warknął.
Ślizgoni spojrzeli na niego zdziwieni ale zaraz wzruszyli ramionami i rozpoczęli rozmowę na temat tegorocznego balu siódmoklasistów. Niepierwszy raz widzieli swojego przywódcę w parszywym bez powodu humorze. Mądrze jednak wiedzieli, że jeśli ten konkretny blondyn nakazuje im zamknąć się to najrozważniej jest spełnić jego polecenie.
-Czyżbyś zazdrościł Smoku?-zapytał cicho rozbawiony Diabeł.
Draco posłał mu mordercze spojrzenie spod przymrożonych powiek. On zazdrosny? Nigdy w życiu. Zresztą nie miał o co być zazdrosny.
-Niby czego?-zapytał niepewny czy chce usłyszeć odpowiedz.
Diabeł uśmiechnął się do niego w swój zwykły, prześmiewczy sposób eksponując tym wyjątkowo białe, proste uzębienie.
-Że nie tylko my dostrzegliśmy w Granger ładną dziewczynę?-zaproponował spoglądając w rozgwieżdżony sufit- No i że każdy z nich ma u niej większe szanse niż ty?
-Zamknij się Blaise, dobrze ci radzę.-warknął przez zaciśnięte zęby.
Nawet nie chciał myśleć o szlamie w ramionach któregoś z jego kolegów. Wzdrygnął się na samą myśl, wmawiając sobie, że było to spowodowane obrzydzeniem wizją, by któryś z nich zainteresował się Granger.
Fu!, zawołał w głowie.
-Uuu...Aż parzysz tak się pieklisz.-zaśmiał się Blaise odchylając się na oparciu krzesła.
-Blaise!-wysyczał.
Posłał przyjacielowi twardą minę kogoś kto jest zdolny do wszystkiego by tylko skrócić towarzysza o język na co Diabeł zaśmiał się jeszcze głośniej. Jego brązowe, niemal czarne tęczówki strzelały iskrami rozbawienia a usta wygięły się w szerszym, jeszcze bardziej kpiącym uśmiechu.
-Dobra, dobra.-rzekł ugodowo ale nie zaprzestał wyszczerzania kłów- Może więc powiesz mi, czemu poszliśmy do Cormaca i obiliśmy mu gębę?
Blondyn spojrzał na zasiadającego w stole na przeciw chłopaka. Ślady na jego szyi powoli bledły dzięki rzuconym czarom leczniczym ale wciąż były widoczne. Draco poczuł niemałą satysfakcję na widok jego wystraszonej miny. Właśnie takiego efektu oczekiwał kiedy poszedł do niego z Diabłem.
-Bo go nie lubię- odparł wymijająco.
-I to jedyny powód dla jakiego prawie go udusiłeś?
Draco przymknął powieki. Wiedział, że Blaise nie jest głupi. Lubił się wygłupiać, stroić durne żarty i w stanie był ze stypy urządzić najlepszą w świecie imprezę ale że był aż tak spostrzegawczy nigdy nie przypuszczał. Jego przyjaciel był jego zgubą.
-Co insynuujesz?
-Cóż...-ślizgon udał, że się zastanawia-Wszyscy wiedzą, że McLaggen ma chrapkę na Granger...
-Jesteś idiotą.-prychnął Draco.
-Bo się obrażę!-zawołał Diabeł skupiając tym wzrok reszty ślizgonów, paru nauczycieli i gryfonów na ich dwójkę.
Nawet Granger rzuciła im zdawkowe spojrzenie. Draco zauważył, że chichocze gdy Diabeł teatralnie łapie się za serce.
-Uważam się za niezwykle inteligentnego.
Blondyn przewrócił oczami starając się zapanować nad uśmieszkiem rozbawienia jaki z siłą wciskał się na jego usta.
-To chyba żart...
Blaise parsknął śmiechem widząc jego marne próby powstrzymania radości. Zaraz jednak spoważniał i pochylił się do ucha przyjaciela.
-Co mu powiedziałeś?
-Kilka miłych słówek.-burknął obracając w dłoni puchar z sokiem z dyni- Nic więcej.
Tak naprawdę nawet nie chciał rozmyślać o tym co mu nagadał. Podszedł do lezącego w przedziale gryfona i pochylając się do niego szepnął mu, że dla własnego dobra będzie trzymał się z dala od szlamy. I jak nie trudno się domyślić właśnie tak zrobił.
Ten arogancki dupek siedział na drugim krańcu stołu i nie ważył się nawet zerknąć na Granger.
Widząc zaciętość na twarzy Smoka, Blaise zaprzestał dopytywania o szczegóły krótkiej pogawędki do jakiej doszło między Draco a gryfonem. Diabeł był naprawdę inteligentny. Wiedział kiedy może przeciągać strunę, naginać zasady ich przyjaźni i przekraczać granice zdrowego rozsądku, a kiedy najzwyklej w świecie sobie odpuścić. Bo chociaż niższy i mniej spektakularnie umięśniony, Draco Malfoy był bardzo niebezpiecznym czarodziejem.
W Hogwarcie mogli go uważać za panicza, za którym stoi wysoko postawiony ojciec i cwaniaczka gadającego więcej niż może zrobić ale Blaise znal prawdę o swoim przyjacielu. Nie raz widział go w akcji kiedy spełniali misję dla Czarnego Pana. Draco był niebezpieczny, zimny jak lód kiedy wypełniał rozkazy i nie miał żadnych skrupułów by za jednym machnięciem różdżki pozbawić kogoś życia.
-Czyli wynosisz się z naszego słodkiego gniazdka?-zapytał Zabini zmieniając temat rozmowy.
Kącik ust ślizgona podniósł się do góry a jego stalowe oczy spojrzały ze śmiechem na przyjaciela.
-To brzmi tak jakbyśmy byli parą.-zauważył.
Idąc w ślady Diabla, Draco rozsiadł się wygodnie w oparciu krzesła.
-A nie?
Obaj parsknęli urywanym chichotem.
-Dzięki ci Salazarze, że się stamtąd wynoszę.-westchnął Draco upijając łyk soku- Jeszcze jeden rok z tobą a bym zwariował.
-Bredzisz...





~*~ ~*~ ~*~

Po odprowadzeniu pierwszorocznych do pokoju wspólnego Gryffindoru, Hermiona podążyła schodami na szóste piętro gdzie od dzisiaj przez cały szkolny rok miało być jej dormitorium. Stając przed drewnianymi, porządnymi wrotami przyozdobionymi ornamentami ze szczerego srebra i szlachetnych kamieni wyciągnęła swą odznakę prefekta naczelnego i przyłożyła ją do drzwi. Te po chwili skrzypnęły ciężko i wpuściły ją do wnętrza.
Było jej odrobinę smutno, że musi opuścić starą, dobrą wieżę Gryffindoru. Lubiła przytulny, spokojny klimat czerwono złotego pokoju wspólnego i ciepła jakim owo pomieszczenie przesiąknęło. Smutek ten znikł jednak szybko kiedy tylko wrota otwarły się na oścież a jej oczom ukazało się dormitorium prefektów.
Z otwartą buzią przestąpiła próg podziwiając wspaniałe, ogromne pomieszczenie, z którego odchodziło sześc par zwykłych drzwi. W pokoju wspólnym dormitorium prócz dużego, wykonanego z jasnego marmuru kominka stało kilka regałów wypełnionych po brzegi książkami i mały, czarny fortepian. Pod wysokimi oknami, z których rozpościerał się widok na błonia i jezioro znajdował się nie wielki stolik z czterema krzesełkami a na środku komnaty, tuż przed kominkiem swoje wdzięki prezentowała wygodna kanapa z jasnego weluru i dołączone do niej dwa fotele a pomiędzy nimi niziutka ława.
Ściany i materiały zasłon miały przyjemny, kremowy odcień a obicia wypoczynków były mleczno kawowe. Nie było widać tu barw, któregokolwiek z domów. było neutralnie, kompromisowo. Tak aby żaden z prefektów nie poczuł się urażony. Hermiona była zachwycona. Zwłaszcza regały pełne książek wzbudziły w niej wielką radość.
Sięgała właśnie po jeden z opasłych tomiszczy gdy drzwi do jednej z sypialni otworzyły się i wypadli z niej roześmiani lokatorzy. Na jej widok Zachariasz Smith, prefekt naczelny Hufflepuffu zatrzymał się raptownie i zamachał dłonią na powitanie. Towarzysząca mu Lisa Turpin, którą Hermiona kojarzyła z zajęć historii magii, naczelna Revenclawu powtórzyła jego gest i za rękę podeszli do gryfonki.
Nie było dla niej zaskoczeniem, że ta dwójka jest parą. Już w drodze do Hogwartu widziała ich przechadzających się po pociągu i patrolujących przedziały. Jednak lekko się zmieszała gdy dostrzegła ogniste rumieńce na twarzy Lisy i zmierzwione włosy Zacha.
-Cześć!-zawołała krukonka.
-Hej wam!-odpowiedziała ruszając w ich kierunku.
-Fajnie tu prawda?-zagadnął Zachariasz rozglądając się po pokoju.
Cóż, nawet jeśli tęskniła za pokojem wspólnym gryfonów, to właśnie teraz przestała.
-Całkiem...-westchnęła uśmiechając się-Super.
Lisa roześmiała się siadając na jednym z foteli. Zachariasz zrobił to samo, a Hermiona uznając stanie tak nad nimi za niegrzeczne ruszyła w ich ślad.
-Musisz zobaczyć pokoje.-chłopak machnął dłonią- To dopiero ekstra wyczyn.
-A łazienki?-zapiszczała jego dziewczyna- Uff...
Powachlowała się teatralnie ręką dając dosadnie do zrozumienia co myśli o wystroju wspomnianych pomieszczę.
-A pro po łazienek.-Zachariasz spojrzał niepewnie na Hermionę- Są tylko dwie, jedna na parę.
Wskazał brodą różnice się od reszty drzwi, jedne po jednej stronie dormitorium, drugie po drugiej. Każde z nich zostało umiejscowione pomiędzy drzwiami prowadzącymi najprawdopodobniej do sypialni.
-Będziesz miała coś przeciw zajmowania jej z kimś ze Slytherinu?
To pytanie zbiło ja z przysłowiowego pantałyku. Czy będzie miała coś przeciw? Coś?
Zdaniem Hermiony jej ,,coś przeciw'' ma piętnaście mil wysokości. Nie chciała uchodzić za kogoś uprzedzonego czy nieżyczliwego, ale mieszkanie pod jednym dachem z kimś spod znaku węża było dla niej nie lada abstrakcją. Dzielenie się łazienką...Cóż, to było wielkie, wielkie ,,coś przeciw''.
-Wiecie kto to?
-Niestety nie.-Lisa pokiwała głową ze smutną miną.
Gryfonka spojrzała na wyczekujące, proszące miny dwójki prefektów. Wiedziała, że zgodnie z regulaminem ona i Lisa powinny zająć jedną, tak samo jak sypialnie po tej samej stronie dormitorium, a Zachariasz i chłopak ze Slytherinu drugą. Ciężko jej jednak było odmówić kiedy tak na nią patrzyli, zwłaszcza, że zdarzyła zauważyć po której stronie ta para postanowiła zamieszkać.
A niech to...
-Niech będzie.-westchnęła- Chyba się nie pozabijamy.
Godzinę, piętnaście minut i dwadzieścia osiem sekund później nie była już tak pewna tego ostatniego stwierdzenia.
Szukała właśnie wśród wspólnych książek czegoś do czytania kiedy wrota dormitorium ponownie się otworzyły. Lisa i Zachariasz poszli do swych rodzimych domów aby powitać się i pogadać ze znajomymi a ona postanowiła rozpakować się i przygotować na pierwszy dzień nauki.
Wmurowana niczym posag w kamienną podstawę i z drgającymi ze złości dłońmi patrzyła jak zmora wiodąca prym wśród wszystkich zmor nawiedzających jej życie, dziarskim krokiem wkracza do pokoju. Z włosami ,,byle jak'' zaczesanymi do tylu, rozpiętym krawatem i pięknym, szelmowskim uśmieszkiem Malfoy prezentował się nienagannie. Tak pięknie, że miała ochotę walnąć go w twarz i zmyć z niej ten parszywy grymas samozadowolenia.
-Nie wierzę...-westchnęła bliska furii.
Ślizgon zatrzymał się przed nią na wyciągniecie dłoni a wykrzywione usta rozeszły się w jeszcze większym uśmiechu.
-Cześć Granger.-powitał ją chłodno.
Ciarki przeszły jej po plecach na ten dźwięk. Nic dobrego on nie wróżył, a obecność tego gada tutaj zapowiadała jej rychłą śmierć, lub jego. W zależności jak bardzo ją rozgniewa.
-Na rany Chrystusa, Malfoy!-krzyknęła zeźlona- Nie wystarczy ci bycie kapitanem drużny?- O TAK! SŁYSZAŁA JUŻ O TYM OD PODEKSCYTOWANYCH ŚLIZGONEK- Musisz być jeszcze prefektem naczelnym?!
Zachichotał widząc jej czerwoną z gniewu buzię. Oparł się luźno o poręcz fotela i lekko machnął dłonią z wielkim sygnetem na palcu.
Dupek, pomyślała, arystokratyczny dupek.
-Jak widać jestem wszechstronnie utalentowany.-odpowiedział przesłodzonym, niewinnym tonem.
Już ona wiedziała jaki on jest wszechstronnie utalentowany. Bogaty, może i tak, ale zapewne nie jest przykładem cnót i dobroci aby być prefektem.
-Burak...-warknęła piorunując go wzrokiem.
Malfoy rzucił jej rozbawione spojrzenie denerwując ją tym na całego.
-Kujonica...-powiedziała krzyżując ręce na piersi.
-Fretka...
-Wiewióra...
-Oślizgły gad...
-To dziecinada!-zawołał unosząc ręce do góry.
-Masz rację.
Zdziwiony jej nagłą kapitulacją otworzył ze zdziwienia usta. Korzystając z jego chwilowej konsternacji, Hermiona odwróciła się napięcie i ruszyła w stronę łazienki gdzie czekało ją kilka rzeczy do rozpakowania.

~*~ ~*~ ~*~

Jak tylko przeszedł przez drzwi od razu jego humor po kolacji się poprawił. Nie wiedział jednak dlaczego tak się stało. Nie było to z powodu ładnie umeblowanego, z całą pewnością wygodnego dormitorium. Przyczyna też nie mogła być chęć dogryzienia znajdującej się w pokoju wspólnym szlamie, choć tym akurat by nie pogardził. Jedno było pewne, zobaczył ją i...ucieszył się?
Było z nim źle, tym bardziej, że nie była to radość na myśl by znowu ją wystraszyć czy zasmucić. O nie...
Ucieszył się bo po prostu tu była i wyglądała, och Draco idź się lecz!, wspaniale.
Długie do pośladków włosy splątała w grubego warkocza zwisającego swobodnie między jej wyprostowanymi łopatkami, a obcisła koszulka i krótkie spodenki zamieniły się miejscami z za dużą, szarą bluzą i ciemnogranatowymi leginsami. Pochylała się właśnie nad trzymaną w jej dłoniach opasłą księgą i kiedy tak zamyślona przebiegała smukłym palcem po wersach zapisanych na pożółkłych kartach wydawała się być taka niewinna, taka wyciszona i delikatna.
Bardzo chciał nienawidzić jej w tamtej chwili, chciał nie zachwycać się jej ślicznym profilem. Pragnął sobie odgryźć dłoń kiedy jeden z brązowych kosmyków wyplątał się z luźnego wiązania i opadł miękko na jej skroń i policzek a on czuł jak palce go swędzą by poprawić jej włosy. Znowu to robiła, znowu sprawiała, że czuł tak wiele dobrych rzeczy. Zachwyt, radość, czyste upojenie chwilą.
Musiał wiele sił włożyć w to by nie zagwizdać na jej widok.
I wtedy na niego spojrzała, a cały czar poprzedniej sceny prysł. Z jej głębokich oczu uciekło zamyślenie i niewinność, pozwalając by zamiast nich wpełzło rozczarowanie i irytacja. Ta dolna, pełna warga wygięła się w dół a nosek zmarszczył w gniewie.
Nie wiedzieć czemu poczuł się źle. Gdzieś na krańcach swej świadomości wiedział, że chce by witała go w inny sposób, by śmiała się z nim jak z przygłupim Longbottomem albo dyskutowała jak z Finniganem. Wiedział, lecz wyparł ze swej głowy wszystkie te bzdury, a w olewaniu własnych uczuć i przemyśleń był mistrzem, szkolił go przecież sam Czarny Pan i jego wspaniały tatuś, i postanowił nie zwracać na to żadnej uwagi.
To była przecież szlama Granger! Szlama, koniec kropka!
By odgonić od siebie niechciane myśli i uczucia postanowił pójść do swego pokoju. Nie potrafił jednak zostawić jej od tak. Zbyt wkurzało go to co ta zakichana gryfonka mu robi i jakie zamieszanie oraz spustoszenie sieje w jego zwykle dobrze funkcjonującym mózgu, by pozwolić jej od tak odejść.
Troszkę jej podokucza, odrobinę na lepszy sen.
-A ty dokąd?-zapytał za odchodzącą dziewczyną.
Rzuciła mu wrogie spojrzenie ponad ramieniem i nonszalancko wysunęła podbródek.
-Pookładać rzeczy na półce w łazience.
-A gdzie moja łazienka?
Draco patrzył jak Granger staje raptownie w drzwiach. Wzdrygnęła się jakby sama myśl o nim, nagim pod prysznicem wzbudzała w niej odrazę, co w nim znowuż wzbudziło gniew urażonej męskiej dumy i powoli odwróciła w jego kierunku.
-Mamy wspólną. Nie rób takiej miny!-zawołała- Też nie skacze z radości na te wieść!
Co? Zaraz, zaraz...A no tak.
Musiała źle odczytać jego opadniętą szczękę i szeroko otwarte oczy jako przejaw dezaprobaty. W sumie to i dobrze, że nie potrafiła czytać w jego myślach, teraz z całą pewnością kosmatych i nieprzyzwoitych.
Miał zajmować jedną łazienkę z nią? O święta panienko!
Tym razem nie potrafił odgonić się od uczuć jakie po jej słowach wzbudziły w nim tornado. Bo chociaż to była Granger, gryfonka, szlama to była to naprawdę piękna Granger, powabna gryfonka i seksowna szlama.
Zbyt zszokowany tym odkryciem nic jej nie odpowiedział. Dziewczyna zastukała raz, drugi i trzeci bosą stopą o drewniane deski podłogi po czym uznając, że nie ma zamiaru z nią dyskutować odeszła zamykając za sobą drzwi. Takiej okazji na dopieczenie jej nie mógł odpuścić.
Szybko zmył z twarzy przygłupią minę, ze stosu ustawionych pod oknami waliz wygrzebał swoją wypełnioną przyborami do toalety osobistej i wparował do łazienki. Podskoczyła jak poparzona znad małej walizeczki ale zaraz opanowała się przybierając bojową postawę dumnej prefekt naczelnej.
-Co ty robisz?-zapytała cicho.
-To samo co ty.-wzruszył ramionami.
Minął ją spokojnie podchodząc do podwójnego zlewu z zawieszonym nad nim wielkim lustrem w złotej ramie i otworzył drzwiczki stojącego obok regału. Nie skrepowany jej złowrogą miną i spojrzeniem, które zapewne na wszystkich robiło odpowiednie wrażenie zaczął powoli rozpakowywać walizkę.
-Wynos się z łazienki!
Draco uśmiechnął się pod nosem. Wiedział, że Granger długo nie wytrzyma trwania w ciszy i spokoju. Była dumna,uparta i diabelnie inteligentna a jej mózg miał pojemność worka bez dna lecz nigdy nie grzeszyła opanowaniem.
Odwracając się do niej starał się zachować powagę, której o mało co nie stracił widząc jak piorunuje go oczyma i zaciska dłonie po bokach. Wyglądała tak dziewczęco w tej za dużej bluzie...MOMENT!
Spojrzał jeszcze raz na umieszczony na materiale napis. Jakim cudem nie zauważył tego wcześniej? Przecież pominąć wielkie, czerwone litery układające się w napis ,,Kocham rudych chłopaków'' było cholernie trudno. Poczuł się, łagodnie mówiąc,zły. To zapewne pomysł tego głupiego ryżego Weasley'a! On już się zajmie tą bluzą, jego w tym głowa.
Jej głośne kaszlnięcie sprowadziło go na ziemie z krainy, w której ucinał łapy ryżemu. Odciągnął wzrok od okropnego napisu i siląc się na obojętność spojrzał na gryfonkę.
-I mam pozwolić byś zajęła wszystkie pułki? Nie ma szans!-pokręcił stanowczo głową.
Widział jak gotuje się z wściekłości. Gdyby to tylko było możliwe z jej uszu, nosa i ust uszła by para, lub (co jest bardziej prawdopodobne) fala ognia. Zawzięła się jednak w sobie i z gracją powróciła do przekopywania na klęczkach walizki w poszukiwaniu kosmetyków.
-Co za arogancki, parszywy, nabzdyczony...-burczała pod nosem.
-Granger!-ostrzegł ją cicho.
Nie zwracając na niego uwagi, wyciągała z bagaży grube książki i dalej mamrotała pod nosem.
-Arogancki, przygłupi, skretyniały...
-Granger...
Rozśmieszony nie mógł się nie uśmiechnąć. Kiedy tak klęczała nad swoimi książkami i warczała pod nosem była cholernie słodka. Jak mała dziewczynka, której zabroniono zjeść słoik wypełniony fasolkami wszystkich smaków.
-Upośledzony, arogancki buc!
-Granger!!-krzyknął tuż przy jej głowie.
Zerwała się na równe nogi łapiąc za ucho, w które zawył.
-Co?!-odkrzyknęła rozsmarowując zbolałe miejsce.
Kiedy tak stała przed nim trąc się po czerwonym już uchu złapał się na chęci śmiania się do rozpuku. I to bynajmniej nie po to by ją urazić. Chciał się roześmiać, pierwszy raz od dawien dawna szczerze rozbawiony i pragnął by i ona dołączyła do niego w tym śmiechu.
ZŁE! DRACO, TO JEST ZŁE! TO GRANGER!
-Trzy razy powiedziałaś, że jestem arogancki.-wskazał na dłoni odpowiednią ilość palców- Powtarzasz się dziewczyno.
-Bo jesteś niemożliwie arogancki!-tupnęła w złości stopą- Powtarzam to dla podkreślenia tego faktu!
Piorunowali się przez chwile wzrokiem. Ona miała najwyraźniej ochotę urwać mu głowę a on...Postanowił nie zagłębiać się w swoje pragnienia, które krążyły wokoło machnięcia dłonią i przytulenia jej, muśnięcia jej troszeczkę zadartego nosa i pocałowania go w czubek.
DRACONIE MALFOY! OPANUJ SIĘ!!!
Pierwsza z ich wzrokowej potyczki wycofała się Granger. Prychając pod tym malutkim noskiem z niezadowolenia ponownie zajęła się wypakowywaniem rzeczy z walizeczki. Idąc w jej ślady Draco zabrał się za wyciąganie całego stosu jednakowych, drogich flakonów perfum, przyborów do golenia i układania włosów, miliona opakowań płynów do kąpieli, które miał zamiar zużyć podczas najbliższej kąpieli w wielkiej wannie wbudowanej w posadzkę na środku łazienki i stosem innych rzeczy jakie używał podczas przygotowań do wyjścia między ludźmi.
Wpakowywał to wszystko do szafeczki po swojej stronie zlewu,obserwując kątem oka podchodzącą do niego gryfonkę. Stanęła w znacznej odległości od niego jakby bała się, że się na nią rzuci i pobije układając na pulkach flakon perfum, szczotkę do włosów, woreczek z czarnej satyny prawdopodobnie wypełniony gumkami i spinkami oraz mała kosmetyczkę, w której przez otwarte wieczko dojrzał tusz do rzęs i róż do policzków.
Spodziewał się, że wyciągnie jeszcze kilka jak nie kilkadziesiąt opakowań kremów, kosmetyków i pudrów, a może nawet i tych, jak im tam? Fluidów czy jak się to nazywa, czym Pensy i Astoria smarowały się po twarzach. Zszokowany zobaczył jak gryfonka dokłada do swojego zbioru jedno, małe opakowanie kremu do twarzy i z zadowoleniem zamyka szafkę.
Właśnie sobie uświadomił,że miał pięć razy więcej kosmetyków niż dziewczyna, co było...Dziwne.
-To wszystko co masz?-zapytał normalnym tonem zapominając z kim ma do czynienia.
Gryfonka popatrzyła na niego uważnie, najwyraźniej oczekując z jego strony ukrytego w tym pytaniu podstępu.
-A co?-warknęła podejrzliwie.
Łapiąc się na tym jak podziwia jej długie, z całą pewnością naturalne rzęsy, zmienił się z powrotem w chłodnego i opanowanego ślizgona.
-Nic.-wzruszył ramionami odwracając się do umywalki.
-O co ci chodzi?!-krzyknęła zakładając dłonie pod biustem.
Znowu jego wzrok padł na czerwony napis na bluzie, która wraz z jej małą sylwetką odbijała się w tafli lustra.
-No...-zaczął niepewnie-Dziewczyny zazwyczaj mają tego więcej, co nie?
Granger prychnęła, dumnie unosząc podbródek. Ależ on by ją szybko oduczył tej dumnej, upartej postawy.
-Może, ale ja nie mam.
No tak, czego mógł się spodziewać. Od siedmiu lat po cichu obserwuje tą wkurzającą dziewczynę i zdążył już zauważyć, że nic co się tyczy reszty dziewcząt w zamku nie tyczy się jej. Gryfonka nigdy nie zwracała uwagi na swój ubiór, miał być po prostu schludny i wygodny, a nie na to co myślą o niej inni, zwłaszcza chłopcy.
Chociaż zdarzył się jeden raz kiedy prawie powaliła go z nóg.
To było podczas balu w czwartej klasie. Wtedy gdy odbywał się Turniej Trójmagiczny a Granger wparowała do Wielkiej Sali z Wiktorem Krumem pod rączkę. W pierwszej chwili jej nie poznał. Zastanawiał się nawet czy nie jest jedną z will przybyłych w eskorcie Fleure Delacore. Jak wielkie było jego zdziwienie kiedy ją rozpoznał.
Wyglądała pięknie. Naturalnie, ślicznie, wspaniale.
Pogrążony w myślach nie zauważył jak Granger wychodzi z łazienki i pozostawia go samego. Wzdychając ciężko wyszedł do pokoju wspólnego, przemaszerował do ostatniego, wolnego pokoju i skrzywił się z niesmakiem. Mały, stanowczo za mały jak dla arystokraty.
Przebiegły uśmieszek ponownie zawitał na jego twarzy. Może gryfonka ma większy?
Ciesząc się z własnej podłości wparował przez uchylone drzwi do pokoju po drugiej stronie łazienki, niosąc ze sobą walizki wypełnione ubraniem i kufer, w którym leżały księgi i szkolne przybory.
-Hej!-zawołał od progu- To mój pokój!
-Byłam tu pierwsza!-okrzyknęła gryfonka.
Skrzywił się w okrutnej uciesze. Wyciągnął z kieszeni różdżkę i wycelował nią w sufit. Z ukłuciem złości i niezadowolenia zauważył jak Granger wytrzeszcza na niego oczy i wzdryga się w panice. No tak, kiedyś wykorzystałby każdą chwilę z nią sam na sam by obdarować ją jakimś paskudnym urokiem.
Ale nie dziś, nie jutro. Może wcale? Tak, jeśli tylko nie przegnie ze swoją wyniosłą dumą może obejdzie się bez użycia siły.
-A wychodzisz ostatnia.-zaśmiał się machając różdżką- Żegnam.
Z końca drewnianego patyczka wystrzeliły jasne iskry a pookładane ciuchy, rozwalone na podłodze księgi, pergaminy, pióra i atramenty oraz wpół puste walizki znikły z sypialni. Swoją drogą znacznie większej i z ładniejszym widokiem sypialni.
-Coś ty zrobił z moimi walizkami?!-wydarła się machając dłońmi dookoła siebie- Oddawaj je natychmiast!
Zaśmiał się ucieszony jej zdziwioną miną i szeroko otwartymi, brązowymi ślepiami nie mogąc opanować się przed głupkowatym rechotem.
-Są w pokoju obok.-rzekł gdy się uspokoił- Dobranoc.
Widział po niej chęć zamordowania go, ale po raz kolejny tego dnia zbaraniał gdy wiedząc, że przegrała z nim potyczkę odwróciła się zdrowo wkurzona maszerując do wyjścia.
-Pieprzony,arystokratyczny, AROGANCKI buc!-zawołała na pożegnanie.
Zadowolony z siebie rzucił walizki w kąt i skacząc niczym sprężyna, walnął się na wielkim, miękkim łóżku. Powąchał poduszkę. Pachniała...O nie! Pachniała szlamą.
Musiał przyznać, że był to bardzo ładny zapach. Nie chętnie, lecz uznając że tak powinien postąpić każdy szanujący się czarodziej czystej krwi machnął różdżką usuwając woń pomarańczy. Tak, tak jest o wiele lepiej.
Nie potrwała nawet minuta kiedy z pokoju obok dobiegł go głośny krzyk przerażenia. Draco zerwał się z łóżka i pomknął w stronę sypialni gryfonki. Nie przejmując się konwenansami walnął ramieniem w drzwi, za których dochodził wrzask dziewczyny.
Gotowy do bitwy, z różdżką w dłoni rozejrzał się po podobnym do jego,lecz odrobinę mniejszym pomieszczeniu. Niemal padł zarówno zdziwiony jak i rozśmieszony obrazem dzielnej gryfonki stojącej na trzęsących się nogach na krzesełko.
-Czego się drzesz Granger?!-warknął chowając różdżkę do kieszeni spodni.
-Co to jest do cholery?!-zawyła machając dłonią na drugi koniec pokoju.
Odrobinę zmieszany spojrzał na czające się w kącie zwierzątko.
Nie znosił go, wprost nie cierpiał kota swojej mamy. Był to okropny, bezwłosy kocur z rasy Sphinx'ów o czarnej i zmarszczonej skórze. Jego wielkie, limonkowe gały lśniły przebiegle a ostre ząbki i pazurki nie raz przyprawiły Draco o szramy i ślady ugryzień na dłoniach czy twarzy. Nie znosił kocura,ale...
No właśnie. To ,,ale'' sprawiło,że zabrał go ze sobą do Hogwartu.
Jego mama uwielbiała tego parszywego stworka i to ze względu na nią zgodził się zając kotem. Jego popaprany, sadystyczny ojciec-terrorysta nie uznawał uczuciowego przywiązania, któregokolwiek z członków swojej rodziny do rzeczy czy innych istot. Uczucia wyższe jak miłość czy choćby przywiązanie były dla niego słabościami, z którymi trzeba było walczyć, zgniatać je w zarodku. Jak tylko zauważył ile czasu i uczucia Narcyza Malfoy poświęca zwierzakowi postanowił go zabić. Cudem kot zdarzył uciec przed zielonym promieniem czaru i schować się przed Lucjuszem.
Narcyza odnalazła go kilka dni później i poprosiła Draco by zabrał kota ze sobą. I mimo że blondyn zostawiłby najchętniej pchlarza na peronie w Londynie, po tym jak zamęczył go godzinnym miauczeniem, nie miał serca tego uczynić. W przeciwieństwie do ojca kochał matkę, nie jednokrotnie dochodziło między nim a Lucjuszem do spięć z jej powodu, i dlatego postanowił zadbać o istotę, którą Narcyza pokochała.
Teraz jednak cieszył się z zabrania kocura z powodu Granger. Jej przestraszona, obrzydzona mina i drżący palec jakim wskazywała zwierze oraz fakt, że stoi na stołku, z którego zaraz się zwali były bezcenne. Chyba w zamian za to kupi pchlarzowi puszkę najlepszych kocich przysmaków.
-To?-zapytał udając zdziwienie- Kot.
-Kot? To wygląda jak szczur!
Nie mógł się z nią nie zgodzić. Bez sierści, ze sterczącymi uszami, chudymi łapkami i podłużnym pyszczkiem wyglądał jak szczur lub domowy skrzat w wersji mini.
Udając głębię oburzenia wydął wargi gromiąc gryfonkę wzrokiem.
-Nie obrażaj mojego kota Granger!-krzyknął z nutą groźby w głosie.
-Twojego...Kota?
-Tak. Cesarz Miau to mój kot.
-Obrzydlistwo!-prychnęła schodząc na podłogę- To nie kot tylko szczur! Zabieraj go stąd!
Nie zważając na jego wzrost i większą niż jej posturę podeszła do Draco, położyła mu dłonie na piersi i z całych sił pchnęła w kierunku drzwi.
-Ostrzegam szlamo!- zawołał odpędzając się od jej rąk-Nie obrażaj mi kota!
-To go zabieraj!!
-Boże...-żachnął się-Ryczysz jak rasowy lew...Boli mnie od tego głowa...
-A ty się ociągasz jak żółw! Won mi z tym czymś z mojego pokoju!
Ponownie go pchnęła ale tym razem ustąpił. Iskry w jej oczach dały mu do zrozumienia na jak cienkiej granicy balansuje. Zapewne miała ochotę walnąć w niego upiorogackiem. Sprawnym ruchem przesunął się w bok kiedy znowu wyciągała dłonie by go nimi uderzyć w pierś, sprawiając tym, że nieomal potknęła się o własne nogi i nie wylądowała twarzą na deskach.
Zadowolony z siebie podszedł do skulonego kota.
-Chodźmy Cesarzu.-rzekł dumnie- To nie miejsce dla ciebie.
Powiedziawszy to złapał kota na ręce, o dziwo grzecznie wskoczył mu w ramiona jakby rycząca lwica w pokoju i go przyprawiła o migrenę, i wyszedł z sypialni Granger głośno trzaskając drzwiami.

~*~ ~*~ ~*~

Gdy drzwi za irytującym ślizgonem trzasnęły z hukiem Hermiona padła zrezygnowana na łóżko. Nie dość, że będzie musiała się męczyć z Malfoy'em to na domiar złego będzie skazana na patrzenie na to małe paskudztwo.
Świetnie!
I ten pokój… Był mniejszy, o wiele mniejszy od poprzedniego. Ale nie był też wcale taki zły. Jasny, z dużymi oknami w staromodnych ramach i wielkim łóżkiem zdawał się być przytulny. Miała tu szafę i biurko do odrabiania lekcji, oraz regał na książki. Miło...gdyby nie to zwierze...
-Cesarzu?-mruknęła kręcąc głową i zakrywając sobie oczy ramieniem
Kotem był Krzywołap, a to wyglądało jak...
- W tej pochrzanionej rodzince nawet kot wygląda jak ślizgon. Fu!
-Słyszałem!-dobyło się za drzwi.
Wściekła spojrzała na nie, dopiero teraz orientując się, że nie usłyszała kroków oddalającego się blondyna. Bezczelny typ stał pod jej sypialnią i sadząc po tonie jego głosu był bardzo z siebie zadowolony.
-Wynocha!!



2 komentarze:

  1. 58 years old Human Resources Assistant IV Inez Pedracci, hailing from Alexandria enjoys watching movies like "Sea Hawk, The" and Graffiti. Took a trip to Monastery and Site of the Escurial and drives a Batmobile. zerknij na strone internetowa

    OdpowiedzUsuń